Niektórzy nawet w obliczu bliskiej już śmierci wmawiają sobie, że nie są uzależnieni. Łudzą się, że jeśli będzie trzeba, to w każdym momencie przestaną ćpać czy oddawać się hazardowi. Po trzecie, uzależnieni bezlitośnie manipulują bliskimi sobie ludźmi po to, żeby oni nie przeszkadzali im trwać w nałogu – mówi ks. Marek Dziewiecki, doktor psychologii, autor licznych książek i artykułów na temat powołania, rodziny, małżeństwa i uzależnień.
Wesprzyj nas już teraz!
Księże Doktorze, czym jest uzależnienie? Jak najtrafniej je zdefiniować?
Uzależnienie to śmiertelnie groźna i zdradliwa choroba, która prowadzi do umierania na raty. Dotknięty nią nie dostrzega tego, że jest ciężko chory i że jego życie jest zagrożone. Każde uzależnienie stanowi radykalną utratę wolności. Człowiek uzależniony przestaje bowiem kierować swoim życiem. Popadnięcie w uzależnienie podobne jest do sytuacji kierowcy, który przy dużej prędkości wpadł w poślizg i stracił panowanie nad samochodem. W tej sytuacji tylko biernie patrzy, czy uderzy w pobliskie drzewo, czy też w nadjeżdżający z naprzeciwka pojazd. Człowiek uzależniony staje się bezsilny wobec słabości, w jaką popadł. Czyni to, czego już nie chce czynić. Trwa w nałogu mimo coraz bardziej destrukcyjnych skutków choroby.
Dlaczego człowiek uzależniony nie dostrzega, że niszczy samego siebie?
To, że wiele osób trwa w uzależnieniu nawet do śmierci i tego nie widzi, wynika z działania zniewalających mechanizmów tej choroby. Pierwszy z nich to skrajne zniewolenie emocjonalne. Uzależniony to ktoś, kto jest ślepo zakochany w swoim śmiertelnym wrogu, na przykład w alkoholu, narkotyku czy hazardzie.
Po drugie, uzależniony to ktoś, kto nałogowo oszukuje samego siebie. Niektórzy nawet w obliczu bliskiej już śmierci wmawiają sobie, że nie są uzależnieni. Łudzą się, że jeśli będzie trzeba, to w każdym momencie przestaną ćpać czy oddawać się hazardowi.
Po trzecie, uzależnieni bezlitośnie manipulują bliskimi sobie ludźmi po to, żeby oni nie przeszkadzali im trwać w nałogu. Chorym ideałem człowieka uzależnionego jest doprowadzenie do sytuacji, w której bliscy – nieświadomie i wbrew swojej woli – tworzą uzależnionemu komfort pozostawania w nałogu. Tak właśnie niechcący pomagają mu wchodzić w kolejne fazy tej choroby. Rodzina uzależnionego zwykle całymi latami ulega jego manipulacjom. Taką sytuację nazywamy współuzależnieniem.
Przecież to straszne życie, bez szacunku i miłości…
Chyba najmniej ludzi zdaje sobie sprawę z jeszcze jednego, czwartego mechanizmu uzależnienia. Otóż uzależniony to ktoś, kto przestał reagować na miłość swoich bliskich i kto nie przejmuje się dotkliwym cierpieniem, jakie im zadaje. Człowiek dojrzały wzrusza się miłością, jaką ktoś mu okazuje. Cierpi, jeśli kochającej go osobie choćby niechcący wyrządzi krzywdę. Uzależniony nie ma takiej wrażliwości. Nie reaguje nawet na to, że jest kochany przez Boga i że poprzez trwanie w chorobie zadaje cierpienie samemu Bogu.
Narkotyki i alkohol, a nawet wspomniany przez Księdza hazard, to nie wszystko. Można być uzależnionym nawet od zakupów – co przecież wcale nie musi od razu kojarzyć się z jakąś słabością – a raczej od przyjemności z kupowania?
Istnieją nie tylko uzależnienia chemiczne, na przykład alkoholizm, narkomania czy uzależnienie od nikotyny albo „dopalaczy”. W XXI wieku pojawiło się coraz więcej destrukcyjnych mechanizmów behawioralnych, czyli dotyczących natrętnych, kompulsywnych zachowań. Należy do takich na przykład wspomniany hazard, a także uzależnienie od pornografii, od obżarstwa, od pracy, od zakupów, od kredytów, od agresji, a także coraz szybciej rozpowszechniające się uzależnienia od urządzeń elektronicznych i od Internetu. Istnieją zatem dziesiątki rodzajów tych zniewoleń. Wszystkie one mają podobne, wyżej wspomniane mechanizmy. Wszystkie też prowadzą do przedwczesnej śmierci, jeśli otoczenie osoby uzależnionej nie zacznie jej mądrze kochać i jeśli sama ta osoba nie uzna, że jest chora, a zatem potrzebuje terapii.
Czasami rodzice nastolatków uważają, że jeśli młodzi mają wszystko w domu, to nie będą szukać żadnych „atrakcji” poza nim. Czy takie właśnie dzieci, którym niczego nie brakuje, nie sięgną po narkotyki ani nie wpadną w inne uzależnienia?
Problemem jest to, że sporo rodziców myśli, iż dzieciom do szczęścia wystarczą określone rzeczy: dobrze wyposażony pokój, ładne ubrania, duże kieszonkowe, atrakcyjne wyjazdy. W rzeczywistości tego, czego dzieci i młodzież potrzebują najbardziej, to miłość rodziców, to spędzanie z nimi czasu, to poczucie bezpieczeństwa płynące z tego, że tata okazuje miłość mamie, a mama okazuje miłość tacie. Dzieci i młodzież potrzebują solidnego wychowania. Potrzebują pomocy w stawaniu się mądrymi, pracowitymi i coraz bardziej kochającymi. Potrzebują długich nieraz rozmów i wsparcia, żeby odróżniali dobro od zła, czyli te zachowania i kontakty międzyludzkie, które prowadzą do szczęścia, od tych zachowań i kontaktów, które prowadzą do krzywd, cierpienia i uzależnień. To nie przypadek, że w uzależnienia i inne formy kryzysu wpadają nie tylko dzieci żyjące w rodzinach patologicznych, lecz także ludzie młodzi, zdrowi, utalentowani, bogaci i z tak zwanych dobrych domów. W większości przypadków zabrakło im w dzieciństwie miłości, wychowania i wsparcia ze strony rodziców. Bezpośrednią przyczyną wpadania w uzależnienia jest doświadczanie bolesnych stanów emocjonalnych, zwłaszcza wtedy, gdy cierpienie wynika z rozgoryczenia młodego człowieka bliskimi sobie osobami czy własnym sposobem postępowania. Sięganie po narkotyki i inne substancje psychotropowe wydaje się wtedy atrakcyjne, bo na kilka czy kilkanaście godzin pozwala „zapomnieć” o tym, co boli czy co niepokoi.
Bez właściwej relacji w domu i z rówieśnikami, bez doświadczenia miłości łatwo jest wpaść w nieodpowiednie środowisko. Dlaczego jednak młodzi ludzie tak często sięgają właśnie po narkotyki?
Każdemu, kto cierpi, bo jest krzywdzony czy dlatego, że krzywdzi samego siebie, pomocą wydaje się wszystko to, co choćby na chwilę przynosi ulgę w lękach i emocjonalnych napięciach bądź zagłusza niepokojące myśli. Dla dotkliwie cierpiących ludzi narkotyki wydają się wybawieniem. Są wręcz chorobliwie atrakcyjne, bo jeszcze skuteczniej niż alkohol, hazard czy inne sposoby ucieczki od twardej rzeczywistości, pozwalają chociaż na chwilę zapomnieć o sytuacji życiowej, która boli. Narkotyki dają cierpiącemu człowiekowi chwilę złudzenia, że jest szczęśliwy i że ze wszystkim sobie poradzi. Im bardziej bolesne jest cierpienie, przerażenie, złość, poczucie winy, poczucie krzywdy czy rozpacz danej osoby, tym większą cenę gotowa jest ona zapłacić za szukanie „ratunku” w narkotykach albo w innych substancjach psychotropowych, czyli takich środkach, które zagłuszają nasze myślenie i wypaczają nasze emocje. Im większą dawkę tego typu substancji zażywamy, tym większą oddajemy im władzę nad tym, co myślimy, co przeżywamy i nad tym, w jaki sposób się zachowujemy. Jedynie kwestią czasu jest wtedy popadanie w kolejne, coraz bardziej destrukcyjne fazy uzależnienia, w których człowiek okazuje się już tylko bezsilnym niewolnikiem „wybawicieli”, którzy w rzeczywistości okazują się jego katami i zabójcami. To, co uzależnia, najpierw obiecuje łatwe szczęście, a następnie oszukuje, uzależnia i zabija.
Jak walczyć z promocją narkotyków w mediach?
Wprawdzie w mediach nie ma wprost reklamy narkotyków, gdyż jest ona zakazana prawem, ale mamy niestety dosyć często do czynienia z pośrednią promocją tych substancji, a przez to z pośrednią promocją sięgania po narkotyki. Taki efekt daje na przykład twierdzenie, że istnieją „miękkie” narkotyki. Promocją są także podawane w mediach w życzliwej formie informacje o inicjatywach niektórych polityków, żeby zalegalizować określone substancje. Kilka dni temu z nieukrywaną satysfakcją dominujące media podały wiadomość, że sąd w Warszawie uniewinnił rapera, któremu policja udowodniła posiadanie zabronionej ilości narkotyków. To skrajnie antywychowawcza postawa mediów. To wręcz pochwała patologicznych zachowań i to w odniesieniu do osoby, która dla wielu nastolatków jest idolem i wzorem do naśladowania. Promocja narkotyków dokonuje się w nieodpowiedzialnych mediach także poprzez promowanie takiego stylu życia, który oddala od miłości, odpowiedzialności, uczciwości, a przez to oddala także od radości. Najbardziej skuteczną formą obrony przed szkodliwymi mediami jest bojkot konsumencki, a także zachęcanie krewnych i znajomych do tego, żeby nie kupowali gazet czy nie wchodzili na internetowe portale, które uczą nieodpowiedzialnego i niezdrowego stylu życia. Warto też głośno o tym mówić w mediach społecznościowych.
Jakie cechy świadczą o uzależnieniu?
Człowiek uzależniony jest okrutny wobec samego siebie i swoich bliskich. Setki, a czasami tysiące razy powtarza autodestrukcyjne zachowania, poprzez które niszczy swoje zdrowie cielesne, psychiczne, moralne i duchowe. Daje się wikłać w destrukcyjne więzi lub sam wciąga innych ludzi w takie więzi. Chowa się przed Bogiem. Ucieka od kontaktów z tymi, którzy go kochają. Łamie prawo. Bywa usuwany ze szkoły czy zwalniany z pracy. Mimo tragicznych skutków trwania w nałogu, nie widzi problemu i nie szuka pomocy. Jest skrajnie agresywny wobec tych, którzy próbują ratować go przed nim samym. Przyjaciół traktuje jak wrogów, a wrogów traktuje jak swoich wybawicieli.
W jaki sposób powinny postępować osoby najbliższe osobie uzależnionej?
Powinny tę osobę kochać. Zwykle bliscy są szczerze przekonani o tym, że kochają alkoholika, narkomana, hazardzistę, który jest ich małżonkiem, synem, córką czy rodzicem. W rzeczywistości niestety prawda jest taka, że większość bliskich myli miłość z rozpieszczaniem człowieka uzależnionego i podporządkowuje się jego chorym oczekiwaniom. W konsekwencji cała rodzina może ulec zupełnemu rozpadowi. Kto chce dojrzale kochać osobę uzależnioną, ten powinien najpierw poznać wspomniane powyżej mechanizmy uzależnienia, gdyż tylko wtedy będzie w stanie kochać mądrze, czyli będzie umiał okazywać miłość w sposób dostosowany do zachowań człowieka trwającego w nałogu. Trzeźwiejący alkoholicy wprowadzili termin: twarda miłość. Ta z konieczności twarda miłość polega na stosowaniu zasady: ty trwasz w nałogu, ty ponosisz wszelkie bolesne tego konsekwencje i cierpisz. Jedynie wtedy, gdy bliscy nie pozwalają się już krzywdzić i gdy pozostawiają człowiekowi uzależnionemu coraz bardziej bolesne konsekwencje jego zniewolenia, uzależniony ma szansę się zastanowić i odkłamać, bo na własne cierpienie jest jeszcze wrażliwy, podczas gdy nasze cierpienie nie robi na nim żadnego wrażenia. Konsekwentne stosowanie takiej twardej miłości jest możliwe zwykle dopiero wtedy, gdy bliscy wychodzą z ukrycia i zaczynają korzystać z grup wsparcia (na przykład Al-Anon) i/czy z pomocy specjalistów.
Zbliżają się wakacje, wyjazdy, imprezy pod gołym niebem. Jedno czy dwa piwa, ewentualnie kilka drinków przecież nie świadczy o tym, że ktoś jest uzależniony od alkoholu? Od czego zaczyna się droga w kierunku uzależnienia?
Zwykle wakacje weryfikują naszą dojrzałość bardziej niż miesiące pracy czy nauki. To nie przypadek, że ludzie mądrzy zamieniają je w święto, a po wakacjach wracają zdrowsi i mądrzejsi. Nie jest też przypadkiem to, że inni młodzi czy dorośli w wakacje tracą zdrowy rozsądek i oddalają się od szczęścia. Droga do uzależnień zaczyna się od podejmowania zachowań ryzykownych, typu inicjacja alkoholowa, narkotykowa czy seksualna. Warto podkreślić, że zachowania ryzykowne nie są dziełem przypadku. Jeśli ktoś z nastolatków sięga po alkohol czy narkotyk, albo wikła się w zachowania seksualne, to – wbrew subiektywnym deklaracjom – nie czyni tego z „czystej” ciekawości, dla podkreślenia dorosłości czy dla integracji z grupą, lecz właśnie dlatego, że zaczyna tracić zdrowy rozsądek i kontrolę nad swoim życiem.
Problemem są nie tylko alkohol i narkotyki. Coraz częściej młodzi ludzie są uzależnieni od Internetu. To poważne zagrożenie?
Profesor Kimberly Young z University of Pittsburgh (USA), która jest pionierką badań nad uzależnieniem od urządzeń elektronicznych, ustaliła, że osoby uzależnione spędzają przy laptopie, smartfonie czy innych urządzeniach tego typu średnio 35 godzin tygodniowo. Wyróżniła ona kilka form uzależnień związanych ze światem wirtualnym. Pierwsza forma to erotomania internetowa, która polega na obsesyjnym oglądaniu filmów i zdjęć pornograficznych oraz na uczestniczeniu w czatach czy innych forach internetowych o tematyce seksualnej. Druga forma to socjomania internetowa, czyli uzależnienie od internetowych kontaktów społecznych, na przykład nałogowe korzystanie z poczty elektronicznej, Facebooka, Messengera, chat-roomów czy innych stron społecznościowych. Wiąże się to z nieodpartą presją częstego logowania się do Internetu i sprawdzania najświeższych informacji, dotyczących znajomych, ich nowych zdjęć, wpisów czy reakcji na treści przez nas tam umieszczone. Trzecia forma to uzależnienie od sieci internetowej (net compulsion), na przykład uzależnienie od gier w hazardowych kasynach internetowych, od gier sieciowych z osobami będącymi jednocześnie on-line, od operacji giełdowych, aukcji i zakupów on-line. Z kolei jednym z przejawów uzależnienia od komputera jest nałogowe korzystanie z gier komputerowych. Formą uzależnienia od Internetu bywa również obsesyjne hakerstwo. Już kilkuletnie dzieci bywają skrajnie przywiązane do sprzętów elektronicznych. Dla nich takie urządzenia są podobnie atrakcyjne jak narkotyki. Uzależnienia od świata wirtualnego są więc wyjątkowo groźne i destrukcyjne, a zagrożenie nimi dotyczy już najmłodszych.
Nie damy miłości i szczęścia innym, jeśli nie mamy ich w sobie…
Największym zagrożeniem dla każdego człowieka, w każdym wieku jest i pozostanie ludzka naiwność. Jej najbardziej niebezpieczna forma polega na tym, że ktoś szuka szczęścia tam, gdzie nie można go znaleźć. Syn marnotrawny był kochany i wychowywany przez dobrego i mądrego ojca. Jednak nawet w takiej sytuacji pozostał zagrożony własną słabością. Nawet Bóg nie uchroni nas wbrew nam, czyli wtedy, gdy zdolności myślenia używamy po to, żeby uciekać od prawdy o nas, a wolności używamy po to, żeby czynić to, co łatwiejsze, zamiast to, co mądrzejsze. Błogosławieni są ci młodzi i ci dorośli, którzy w obliczu własnych słabości oraz własnej naiwności potrafią stanowczo powiedzieć „nie” samemu sobie.
Rozmawiała Marta Dybińska