23 października 2017

Ksiądz Piotr Glas: walka z szatanem trwa. Potrzebujemy kapłanów!

(fot. YouTube)

Prowadziłem kiedyś egzorcyzm siedemnastoletniej dziewczyny, którą demony opętały za sprawą seksu, pornografii, masturbacji, a później nieopanowanego współżycia. Szatan krzyczał wprost: „Ona jest moja!” – mówi ks. Piotr Glas w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim. Kapłan i egzorcysta przekonuje, że największym zwycięstwem szatana dzisiaj jest przekonanie ludzi, że grzech nie jest grzechem.

 

Twierdzi Ksiądz, że wchodząc w kontakt z demoniczną rzeczywistością, zobaczył rzeczy, których wcześniej nie traktował tak poważnie. O co chodzi?

Wesprzyj nas już teraz!

Na przykład o sprawy seksualne. Łatwo tu sobie wszystko wytłumaczyć, że człowiek sobie nie daje rady, że świat jest taki i trzeba iść z postępem, medycyna jest bardziej rozwinięta, tak jak nasza wiedza o seksualności. Łatwo to zbyć ogólnikami na spowiedzi („zgrzeszyłem nieczystą myślą, mową i uczynkiem”), ale gdy doświadczymy, kto za tym stoi, to sprawa staje się o wiele poważniejsza.

Uświadamiamy sobie, że nie wolno nam pójść do spowiedzi i wyspowiadać się z grzechów związanych z tą sferą tak, żeby spowiednik nie wiedział, o co chodzi. Jest różnica między samogwałtem, molestowaniem seksualnym dorosłych lub dzieci, a aferą z sąsiadką albo, nie daj Boże, osobą Bogu poświęconą. To kwestie różnego kalibru. A jeśli jeszcze zobaczymy, jakie to ma skutki duchowe, jak bardzo niszczy i dewastuje życie duchowe, to już w ogóle trudno traktować grzechy w tej sferze tak lekko, jak często się to robi.

 

Coraz częściej w ogóle się z nich nie spowiada.

To ma niesamowite konsekwencje. Dzisiaj szatan dokonał największego przekrętu – usprawiedliwił grzech, zbudował w nas przekonanie, że grzech nie jest grzechem. „A dlaczego nie mogę z dziewczyną współżyć?”; „A czemu sobie nie mogę na bok skoczyć?”; „Dlaczego sobie nie mogę oglądać porno, przecież jak tak sobie ulżę, to będzie mi lepiej”. My to wszystko sobie usprawiedliwiliśmy, każdy grzech, ale szczególnie ten ze sfery seksualnej. Demony, które mogą się podszyć pod grzeszną aktywność seksualną są bardzo zakamuflowane, głęboko ukryte, z zębami jak piranie. Walka z nimi jest bardzo trudna i wymaga doświadczenia oraz wiedzy. Niestety demony te pustoszą naszą młodzież w dzisiejszych czasach, i to coraz młodszą.

 

Te grzechy mogą nas prowadzić do zniewoleń czy opętań demonicznych?

Nie twierdzę, rzecz jasna, że każda masturbacja jest demoniczna, tak jak nie każdy grzech nieczysty jest demoniczny, ale… za tym może stać diabeł, który powoli, wytrwale i systematycznie wciąga coraz głębiej. Prowadziłem kiedyś egzorcyzm siedemnastoletniej dziewczyny, którą demony opętały właśnie za sprawą seksu, pornografii, masturbacji, a później nieopanowanego współżycia. Szatan krzyczał wprost: „Ona jest moja!”. A ile takich dziewczyn jest? Ilu chłopców?

 

Nie ma dzisiaj grzechu powszechniejszego niż nieczystość. W różnych aspektach i we wszystkich stanach: w małżeństwie, kapłaństwie, wśród zakonników, a nawet, niestety, wyższej hierarchii kościelnej. Szatan wszedł w ten obszar i kontroluje go całkowicie. A najgorsze jest to, że ludzie, ba, nawet kapłani, nie chcą w to wierzyć, bagatelizują tę prawdę. Ja to widziałem, doświadczyłem tego, więc nie mogę, nie wolno mi milczeć. Często spowiedź, i to dobra, jest dopiero początkiem długiej i mozolnej drogi wychodzenia z nieczystości. W większości przypadków, które poznałem, walka zaczynała się dopiero po spowiedzi, a błogosławiony ten, który ma kogoś, kto może pomóc.

 

A nie obawiał się Ksiądz nigdy zemsty diabła?

Oczywiście, że się bałem, i nadal się boję. Diabeł się mścił na różne sposoby. Gdy nie mógł dobrać się do mnie, atakował moją rodzinę lub bliskich. Były i takie egzorcyzmy, podczas których mnie nie mógł nic zrobić, ale dostawałem telefony, że straszne rzeczy dzieją się tu czy tam wśród najbliższych mi ludzi. Tam były jakieś zranienia, jakieś otwarte drzwi i od razu tam szło uderzenie. To jest walka z bestią, która jest wszędzie, która jest rzeczywistością taką jak my, przed którą Jezus nas przecież ostrzegał.

 

Jak długo Ksiądz był egzorcystą?

Prawie dziesięć lat.

 

Ilu osobom Ksiądz pomógł?

Trudno powiedzieć. Był taki czas, że ludzie przyjeżdżali codziennie i wystarczyło pięć, sześć, siedem godzin, żeby byli uwolnieni. Czasami robiłem najgorszą robotę, czyli rozpoznanie. Mało kto to robi, a to przecież absolutnie fundamentalne. Trzeba zbadać, co się dzieje u osoby, która do nas przyszła. Nie wystarczy sam egzorcyzm, ryt czy regułka. Trzeba wiedzieć, z czym lub – może lepiej – z kim walczymy. Dzięki rozpoznaniu wiemy, czy osoba przyszła do nas z opętaniem, czy ze zniewoleniem, może tylko jest w opresji duchowej, a może to objawy histerii; poznajemy też, w jaki sposób osoba nabawiła się tego problemu; i wreszcie rozeznajemy, jakie środki muszą zostać użyte, aby rozprawić się z problemem. Jest to najtrudniejszy i najbardziej pracochłonny etap w uwalnianiu. Pamiętam, jak w Irlandii w czasie rozeznania brat i siostra rzucili się na mnie i powalili na ziemię. Szatan nie wytrzymał tego, że został zdemaskowany. To było porażające…

 

Ile czasu trwa taka walka o uwolnienie?

Zaskoczę pana. Często czytam, że egzorcyści walczą tygodniami czy miesiącami, a u mnie najdłuższa walka trwała cztery dni. To było jednak potężne opętanie, z najwyższej półki. Pamiętam, miałem taki przypadek. Kobieta, żona i matka piątki dzieci. Była w opłakanym stanie. Kiwała się wciąż na łóżku, leczyła w szpitalach psychiatrycznych. I nic. Aż wreszcie jej mąż spotkał się z moim przyjacielem. A ten opowiedział, że żona siedziała wtedy dwa piętra dalej, nic nie mogła usłyszeć o mnie. I nagle, gdy on mówił o ks. Glasie i egzorcyzmach, obaj usłyszeli straszny krzyk dochodzący z jej pokoju: „Tylko nie tego…” tu padły niecenzuralne słowa.

 

To mnie przekonało, że to poważna sprawa i że muszę ich przyjąć. Kupili bilety i przylecieli tutaj. Wynająłem im pokój w specjalnym ośrodku i… zaczęło się. Najpierw dotarło do mnie, że ona jest w ciąży. Rozeznania się nie dało zrobić, bo natychmiast odpłynęła. Tyle demonów było w niej, że nie dało się normalnie pracować. Na początku trzeba było choćby części z nich się pozbyć. Nie było to proste. Gdy tylko położyliśmy ją na łóżku, natychmiast demony zaczęły – jej rękami – bić ją po brzuchu, tak żeby wywołać poronienie czy też zaszkodzić dziecku. Wrzeszczały i straszyły: „to dziecko jest nasze!”. Musieliśmy ją związać, żeby nie mogła się uderzyć.

 

Cztery dni trwała straszna walka, walka na śmierć i życie. Zacząłem od rytów, ale potem je odłożyłem. Klęczałem nad nią i walczyliśmy niemal wręcz. Jeden z demonów zaczął do mnie wrzeszczeć w jakimś języku, którego w ogóle nie znałem. „I co? Nie rozumiesz?” – śmiał się ze mnie. „Jezu, pomóż” – pomyślałem, ale nic się nie zmieniło. On do mnie coś mówił, a ja nie wiedziałem co. Zacząłem się modlić o dar możliwości nawiązania walki z tym demonem. I wtedy otworzyłem usta i… zacząłem coś do niego krzyczeć w jakimś języku, o którym nie miałem pojęcia. Demon zaczął wrzeszczeć na mnie. To się nazywa battle talk, czyli język wojownika.

 

Ja krzyczałem w nieznanym języku do niego, on na mnie. Trwało to jakieś pięć minut. I wreszcie, sam nie wiem dlaczego (ani co się ostatecznie wydarzyło), on wyszedł. Ale to nie był koniec walki, bo w niej siedziało więcej demonów. Jeden z nich kpił ze mnie: „Do końca nie będziesz wiedział, gdzie jestem”, „jestem bezpiecznie ukryty”. Dalej nad nią klęczałem i miałem taki obraz, że całe jej serce jest powiązane łańcuchem. Zacząłem, nie dotykając jej, jakby te łańcuchy zrywać. Jak on zaczął krzyczeć. Za każdym razem był straszliwy ryk, a ja tylko powtarzałem: „Mocą Ducha Świętego rozrywam ten łańcuch, którym jest całe serce powiązane”. Wtedy demon zaczął na mnie wrzeszczeć: „Skąd wiedziałeś, że tu jestem?”. Trudna to była walka, aż wreszcie na koniec, pamiętam, modliłem się i prosiłem o. Pio, żeby przyszedł. I on przyszedł.

 

Demony go widziały, a ja to widziałem w jej oczach, gdy zaczęła krzyczeć: „Odejdź, ty śmierdzący starcze”. Wtedy poprosiłem o. Pio, żeby użył mojej ręki jako swojej. I położyłem gdzieś tę rękę, nie pamiętam dokładnie gdzie, ale chyba na jej głowie. Jak ona wtedy zaczęła wrzeszczeć, demon w niej krzyczał. I wreszcie, dzień przed planowanym odlotem, została całkowicie wyzwolona i uzdrowiona. Żadnych rytów nie używałem, to była po prostu walka wręcz. Kto tak dzisiaj walczy? Wyjechali z powrotem do Polski. Zaczęli działać w duszpasterstwie, ona dawała świadectwa, zresztą do dziś daje.

 

A co powinien zrobić ksiądz, do którego zgłasza się osoba z takimi problemami? Na co zwrócić uwagę?

Przede wszystkim wysłuchać, porozmawiać, nie lekceważyć. Z mojego doświadczenia wynika, że niestety księża przed kontaktem z taką osobą odczuwają paniczny, paraliżujący strach i zamiast rozmawiać, rozeznawać, oznajmiają, że się na tym nie znają, a jedyne, co mogą poradzić, to spowiedź. I to nie taka z całego życia, generalna i dokładna. Ludzie idą potem do spowiedzi, parę minut, ale nic się nie zmienia, dalej nie ma poprawy. A nie ma jej, bo spowiedź to jest tylko punkt wyjścia, jestem pojednany z Bogiem, On mi przebacza, ale zranienia, zniewolenia trzeba leczyć dalej.

 

W najlepszym wypadku proboszcz odsyła do egzorcysty, ale i to niekoniecznie pomaga, bo nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, nie wiadomo, czy ten ktoś będzie miał czas i konieczne doświadczenie. Myślę, że to jest obecnie wielki dramat Kościoła, że nie mamy odpowiedniej pomocy dla tysięcy zniewolonych osób. A nie mamy, bo sami księża się boją, bo niestety są między nami, księżmi, osoby poranione, uwikłane w grzechy, w różnych opresjach i układach. Wśród duchownych funkcjonuje „złota zasada”, która brzmi „ja się nie wtrącam do niego, diabła, a on niech mi da święty spokój, bo jeżeli ja zacznę z nim walczyć, to on może wyjawić pewne sprawy o mnie”.

 

W wielu wypadkach ten paraliżujący strach sprawia, że księża nie chcą mieć nic wspólnego z walką duchową albo w ogóle odrzucają tę rzeczywistość. Najbardziej uczciwi szukają kogoś, kto się lepiej zna na tych sprawach, pragną jakoś pomóc, jak ten biblijny Samarytanin.

 

To chyba dobrze, że szukają fachowca?

Niby tak, ale z drugiej strony, to kto ma się na tym znać, jeśli nie kapłani? Nazywamy się „duchownymi”, czyli powinniśmy być specjalistami od ducha, w tym od jego chorób. Jeśli się na tym nie znamy, to na czym się znamy? Na budowaniu kościołów, interesach, polityce? Odprawiania Mszy Świętej można się nauczyć w kilka dni, a seminarium powinno nas uczyć głębokiej duchowości, rozeznania, dać nam podstawy walki duchowej. Tylu świętych o tym pisało. Ale i tak najgroźniejszy jest strach…

 

…strach przed czym?

Przed własnym brudem, grzechem. Diabeł o nich doskonale wie. Uczestniczyłem kiedyś w egzorcyzmach, w których pomagali mi ludzie świeccy, okazało się, nieprzygotowani duchowo. I diabeł opętanej wygarnął im wszystko. Każdy niewyspowiadany grzech. My sobie nie zdajemy sprawy z tego, kim jest diabeł i co widzi. Do mnie to dopiero dotarło, gdy na jednym egzorcyzmie diabeł zaczął wyliczać moje grzechy, i to grzechy sprzed trzydziestu lat. Ja już o nich zapomniałem, a on nie. On pamięta. Trzeba też pamiętać, że nasze grzechy mają także skutki, które mogą się ujawnić wiele lat później z bardzo przykrymi konsekwencjami.

 

Rozmawiał: Tomasz Terlikowski

 

Tekst jest fragmentem książki „Dzisiaj trzeba wybrać” – rozmowy ks. Piotra Glasa, znanego rekolekcjonisty i egzorcysty, z Tomasze Terlikowskim. Ksiądz Glas opowiada w książce o potędze Maryi, walce duchowej oraz zagrożeniach demonicznych. Publikacja ukaże się 25 października 2017 r.

 

Patronem medialnym książki jest portal PCh24.pl

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij