Dla koalicji postkomunistów i libertyńskiej lewicy, startującej do parlamentu pod szyldem Zjednoczona Lewica, priorytetem ma być „polityka mieszkaniowa”. Polegać ma ona na budowaniu mieszkań przez państwo. Skąd socjaliści wezmą pieniądze na takie kosztowne inwestycje? Zgodnie z zasadami księżycowej ekonomii chcą je po prostu… dodrukować!
Chociaż lewica mówi jednym głosem, że państwo powinno ingerować w rynek mieszkaniowy, to pytani o szczegóły działacze nie potrafią skierować do wyborców spójnego przekazu. Joanna Erbel z Partii Zieloni nie chciała podać dokładnej ilości mieszkań, jakie powinna budować administracja z pieniędzy podatników. Była ona jednak na tyle rozważna, że źródło finansowania tego typu fanaberii politycznej widzi w budżecie.
Wesprzyj nas już teraz!
Mniej zdrowego rozsądku miał Bartosz Machalica, współautor programu Zjednoczonej Lewicy. Ów „postępowy” działacz bez żenady przyznał, że pieniądze na budowę mieszkań należy… wydrukować. – Nie mamy inflacji, mamy deflację, więc możemy sobie pozwolić na taki manewr polityczny. 16 mld zł to tylko 1 proc. PKB, stąd więc ta suma, bo 1 proc. to mało – stwierdził aktywista. Jego zdaniem dodrukowanie 16 miliardów „pustych” złotych jest bezpieczne. Machalica ma także w głowie kolejne konkrety. Chce, by administracja budowała rocznie 160 tysięcy mieszkań.
Nie wiadomo jak do takich postulatów młodych aktywistów Zjednoczonej Lewicy odnoszą się „zasłużeni” politycy obozu postępu. Dodruk pustego pieniądza w naturalny sposób zrodzi inflację pożerającą oszczędności Polaków. W warunkach inflacji pieniądze każdego dnia tracą swoją wartość. Wiele może na tym stracić zamożny poseł i jeden z liderów ZL, Janusz Palikot. Być może jednak sytuacja sondażowa jest dla komitetu na tyle przerażająca, że w pogoni za wyborcą formacja gotowa jest złożyć każdą, nawet najbardziej absurdalną obietnicę.
Źródło: tokfm.pl
MWł