Koniec wojny końcem wojny… Dla nas jednak wojna się nie skończyła. W lipcu 1945 roku Anglosasi cofnęli uznanie dla legalnego rządu RP. Wtedy to nieszczęsny Stanisław Mikołajczyk przybył do Polski i utworzono Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej skwapliwie uznany przez aliantów, którzy od razu z nieskrywaną ulgą wycofali uznanie dla rządu legalnego. Od tej pory za problem, jak to mówił o Polakach prezydent Roosevelt, odpowiadał towarzysz Stalin i jego potężne, zdolne udźwignąć wszystkie ciężary barki – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil (KUL, IPN).
Kiedy zakończyła się II wojna światowa?
Aby to ustalić musimy przejść na grunt prawa. Wojna, podobnie jak i pokój, to stan prawny. W dużym skrócie jest to stan relacji między państwami, który zaczyna się wypowiedzeniem i kończy się zawarciem pokoju. I tu pojawia się pytanie zasadnicze: kiedy został zawarty pokój kończący II wojnę światową?
To samo tyczy się początku II wojny światowej. W Chinach za początek II wojny światowej uważa się 7 lipca 1937, w Rosji 22 czerwca 1941 etc. Jeżeli jesteśmy jednak na gruncie prawa to przyjmijmy, że wojna de facto zaczęła się 1 września napadem Niemiec „będących pod okupacją nazistowską” na Polskę, a de jure 3 września, kiedy Anglia, Francja oraz III Rzesza wymieniły między sobą noty wypowiedzenia wojny.
Wesprzyj nas już teraz!
Kiedy natomiast II wojna światowa się kończy? De facto między 27 kwietnia, a 9 maja 1945 roku, tyle tylko że w tych datach następowały kolejne kapitulacje Wermachtu. Znacznie ciekawsze pytanie brzmi jednak: kiedy został zawarty traktat pokojowy kończący II wojnę światową, czyli akt prawny zawarty między rządami obu walczących stron.
Znam odpowiedź, ponieważ jakiś czas temu dyskutowaliśmy w kuluarach na ten temat. Chodzi o rok 1990.
Tak jest. Traktaty międzypaństwowe kończące II wojnę światową w Europie (!) zostały zawarte w lipcu 1990 roku. Ich stronami były Związek Sowiecki, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja oraz rządy NRD i RFN – wówczas jeszcze dwóch państw niemieckich.
Dlaczego pokój na papierze zawarto dopiero w 1990 roku?
Z bardzo prostych przyczyn. Istniały 2 państwa niemieckie i przez 45 lat nie udało się doprowadzić do sytuacji, w której rządy obu państw niemieckich byłyby skłonne podpisać akt pokojowy. Taka sytuacja stała się możliwa dopiero w roku 1990.
Uściślając dalej: II wojna światowa w ujęciu globalnym w formacie de jure trwa nadal. Wciąż brakuje jednego aktu pokojowego między Japonią a obecną Rosją – sukcesorką ZSRR. Traktat pokojowy kończący wojnę w Azji między mocarstwami zachodnimi a Japonią został zawarty we wrześniu 1951 roku. Z Rosją jednak traktatu pokojowego Japonia nie podpisała do dzisiaj. Wciąż trwa spór o terytoria, które są do dzisiaj okupowane przez Rosję, czyli część Półwyspu Sachalin oraz Wyspy Kurylskie.
Kto tak naprawdę wygrał II wojnę światową?
To już dużo trudniejsze pytanie. O ile jesteśmy w stanie ustalić daty początku i zakończenia wojny, o tyle ustalenie tego, kto wygrał, a kto przegrał, kto skorzystał, a kto stracił na II wojnie światowej wbrew pozorom nie jest łatwe, zwłaszcza że mamy do czynienia z dwoma perspektywami: długoterminową i krótkoterminową.
W krótkoterminowej perspektywie niewątpliwym zwycięzcą II wojny światowej był towarzysz Stalin. W roku 1945 obszar wpływów ZSRR kończył się na Łabie. Nie ma wątpliwości, że gdyby nie II wojna światowa ZSRR dalej pewnie kończyłby się gdzieś na Dźwinie, gdzie granicę między światem cywilizacji zachodniej a Sowietami ustalał pokój ryski z 1921 roku.
To Stalin najpierw dostał całkiem sporo od Hitlera, a potem jeszcze więcej od Roosevelta, który był głównym sojusznikiem na Zachodzie imperialnych zapędów Gruzina.
W krótkoterminowej perspektywie wygrały także Stany Zjednoczone, które w żaden sposób nie ucierpiały w czasie działań wojennych. Japończykom mimo licznych prób nijak nie udało się uszkodzić potencjału militarno-gospodarczego USA. Nawet te słynne pancerniki i krążowniki zatopione w Pearl Harbor Amerykanie zdołali ponieść z dna oceanu, wyremontować i kilkanaście miesięcy później zaprezentować Japończykom na azjatyckich morzach.
Ale przecież Japończycy podejmowali próbę desantu na Stany Zjednoczone…
To prawda. Kilkudziesięciu Japończyków dotarło na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Władze kraju kwitnącej wiśni nie zdawały sobie jednak sprawy, że Amerykanie trzymają broń w domach, w związku z czym udało się zatrzymać ich atak bez specjalnego udziału armii. Mieszkańcy zaatakowanych terenów po prostu wzięli sprawy we własne ręce.
Amerykanie nie tylko udzielali pożyczek wojennych stając się wierzycielem właściwie wszystkich państw walczących, ale zdołali rozwinąć swój potencjał. Dzięki II wojnie światowej i związanej z nią produkcją wojenną USA tak naprawdę wyszły z Wielkiego Kryzysu i kiedy ta się kończyła były one niekwestionowaną światową potęgą gospodarczą.
A co z Francją?
Francja również wygrała. W roku 1944 była ona traktowana, jak najbardziej słusznie, jako sojusznik Hitlera. Przygotowania do okupacji Francji, jako państwa wrogiego aliantom były na tyle zaawansowane, że na przykład całkiem sporo numizmatyków cieszy się dziś mając w swoich kolekcjach okupacyjne banknoty wydrukowane przez Amerykanów szykujących się do okupacji Francji.
Generał Charles de Gaulle zdołał totalnie odwrócić postrzeganie Francji w taki sposób, że trójkolorowi awansowali z roli sojusznika Hitlera do roli sojusznika aliantów. Stało się to dzięki drugiemu solidnemu oddziałowi francuskiemu, oprócz wspomnianego przez pana oddziału na froncie wschodnim. Chodzi o 1. Dywizję Pancerną dowodzoną przez generała Leclerca. Tej jednostce przypadł w udziale niespodziewany zaszczyt zajęcia Paryża. Zajęcia a nie wyzwolenia, ponieważ z wyzwalaniem nie miało to nic wspólnego.
Warto tutaj wspomnieć reakcję jednego z niemieckich dowódców, który miał podpisywać kapitulację. Gdy dowiedział się on, że będzie ją przyjmować reprezentant Francji miał powiedzieć: „Tak? Ale Francuzi powinni być po obu stronach! Jeśli przyjmują to powinni również składać kapitulację. Przecież oni wiedzą najlepiej czyim byli sojusznikiem i po której stronie walczyli”.
Kto w takim razie okazał się największym przegranym II wojny światowej?
Rzeczpospolita Polska, ale jest to wątek na zupełnie inną, bardzo długą rozmowę.
Polska od pierwszego do ostatniego dnia wojny walczy z agresorami przy czym dla nas ostatnim dniem wojny wcale nie był siódmy, ósmy czy dziewiąty maja, tylko dwudziesty trzeci października 1963 roku. To wtedy ginie ostatni żołnierz wierny przysiędze składanej wolnej, suwerennej i niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej – Józef Franczak pseudonim „Laluś”.
Ale Panie profesorze, sowieckie czołgi wyjeżdżają z Polski dopiero 30 lat po śmierci „Lalusia” w 1993 roku. Może więc dopiero wtedy zakończyła się w Polsce II wojna światowa?
Sowieckie czołgi wyjeżdżają z Polski mniej więcej w tym samym terminie, w jakim wyjeżdżają z terenu Niemiec czołgi francuskie i brytyjskie. Zgodnie z traktatami, o których mówiliśmy na początku, okupacja trwa również w Niemczech.
Na terenie Niemiec Zachodnich stacjonują garnizony francuskie, brytyjskie i amerykańskie nie tylko w charakterze sojuszników NATO, ale również w charakterze sił okupacyjnych. Podobnie jak na terytorium niemieckiego państwa nazywającego się demokratycznym stacjonują czołgi sowieckie, również w charakterze sił okupacyjnych. Dopóki nie ma zawartego pokoju trwa okupacja. Obowiązuje tylko kapitulacja armii niemieckiej i stan tymczasowości rozejmu.
Skoro w czasie II wojny światowej my – Polacy – byliśmy po „dobrej stronie mocy”, to dlaczego byliśmy okupowani?
No właśnie… Jak to, można zapytać, oficjalnie wygraliśmy i jesteśmy okupowani przez innego zwycięzcę? Do tej pory Rosjanie w swoich kłamstwach historycznych i politycznych bazują na takim dziwnym zamieszaniu, że Polska nie mogła być okupowana, skoro była w obozie zwycięzców. No oczywiście, znowu mamy dwa podejścia de jure i de facto.
De jure byliśmy w obozie zwycięzców, ale de facto zostaliśmy potraktowani jak przegrani. Nie tylko zabrano nam połowę terytorium, ale jeszcze narzucono nam siłą, przymusem, niezgodnie z wszelkimi prawami i zasadami władzę okupacyjną w postaci tzw. Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, którym jak wiemy sterował za pośrednictwem generała Sierowa sam towarzysz Stalin, któremu zresztą PKWN zanim jeszcze przybył do Polski oddał pełnię władzy na terytorium naszego kraju.
Mało się o tym mówi, dlatego powtórzę: PKWN – banda komunistycznych zbrodniarzy niemających żadnych praw do tego, żeby rościć sobie jakiekolwiek pretensje do rządzenia w Polsce, zanim przyjechała do Polski oddała Stalinowi władzę nad każdym obywatelem naszej Ojczyzny. KAŻDYM! I na tej podstawie Stalin robi co chce.
Stalin porywa szesnastu przywódców państwa podziemnego. Na tej podstawie jego przedstawiciele, czyli NKWD rozstrzeliwują kogo chcą, wywożą kogo chcą. To nie jest tylko siła Sowietów. To jest również pisemna zgoda bandy uzurpatorów, którzy dzięki temu aktowi największego zaprzaństwa i zdrady dochodzą do władzy. Targowica przy PKWN-ie to grupka kochających Ojczyznę, naiwnych marzycieli i patriotów.
Powtórzę: Polska teoretycznie jest w obozie zwycięzców, ale w praktyce jest największym przegranym II wojny światowej. Tracimy połowę terytorium i 6 milionów obywateli, a to co „dostajemy” do 1970 jest „tymczasową administracją”. Wcale nie jesteśmy pewni czy to będą nasze ziemie, czy Szczecin, Wrocław, Zielona Góra etc. naprawdę będą polskie. Dopiero w 1970 roku, kiedy Niemcy Zachodnie uznały tę granicę, stan tymczasowości stał się stanem faktycznym.
Ja urodziłem się i mieszkałem w Szczecinie – mieście, w którym, oprócz Legnicy, znajdowały się największe bazy sowieckie. Kiedy chciało się jechać nad morze do Świnoujścia trzeba było bardzo uważać, ponieważ jedna trzecia tego miasta była sowiecka. Do jednej trzeciej teoretycznie polskiego miasta, leżącego na terytorium RP Świnoujścia, Polacy nie mieli wstępu. Podobnie trzeba było uważać idąc plażą, żeby nie zostać w najlepszym wypadku wsadzonym do więzienia za „wkroczenie na teren bazy ZSRR”.
Poszukajmy, Panie profesorze kolejnych przegranych…
Nie ma wątpliwości, że wojnę przegrały Niemcy, ale tylko w perspektywie krótkoterminowej. Cztery lata po zakończeniu konfliktu wchodzi w życie Plan Marshalla i Niemcy stają się największym beneficjentem pomocy dla państw poszkodowanych przez II wojnę światową. Ci, którzy wywołali wojnę, ci którzy wymordowali dziesiątki milionów ludzi, ci którzy zniszczyli nie tylko dobytek materialny, ale tak jak nam – Polakom – całą przyszłość, ci którzy byli największymi niszczycielami najbardziej skorzystali na swoich zbrodniach.
Spójrzmy na dzisiejsze Niemcy. Największa potęga gospodarcza Europy i jedna z największych potęg gospodarczych na świecie. Potencjał demograficzny ogromny – ponad 80 milionów ludzi. Jak to więc jest: wygrali wojnę czy przegrali?
Przegrali, ale tylko przez 4 lata, ponieważ tyle czasu cierpieli z tego powodu, a potem dzięki gigantycznym pieniądzom i sprzyjającej koniunkturze politycznej i gospodarczej nie tylko odrobili straty wynikające z lat wojny, ale poszli do przodu jeszcze bardziej niż byliby się w stanie rozwijać pod rządami NSDAP.
Załóżmy taką wersję historii: II wojna światowa nie wybucha. Reżim hitlerowski był podobnie jak reżim stalinowski reżimem gospodarczym z gospodarką centralnie planowaną, czyli nie rozwijałby się w takim stopniu jak rozwijała się kapitalistyczna i wolnorynkowa gospodarka RFN. Czyli gdyby wojna nie wybuchła, mielibyśmy obok siebie dwa niewydolne kolosy gospodarcze: Niemcy i Rosję, borykające się nieustannie z kłopotami gospodarczymi, które sami sobie tworzą dzięki temu, że mają gospodarkę centralnie sterowaną. Stąd też twierdzę, że w ostatecznym rozrachunku Niemcy wygrały II wojnę światową.
A co z Wielką Brytania?
Wielka Brytania to trzeci przegrany.
Los Wielkiej Brytanii jest w pewnym sensie podobny do losu Polski. Wielka Brytania oficjalnie wygrywa wojnę, ale przegrywa budowane przez co najmniej 250 lat imperium.
Wielka Brytania w ciągu kilku lat powojennych rozpada się. Wielka Brytania, mimo zwycięstwa, traci niemal wszystko. Przechodząc na poziom codzienny: system kartkowy, czyli system najdobitniej pokazujący trudności gospodarcze w Wielkiej Brytanii jest utrzymywany do roku 1951. Przez 6 lat po nominalnym zakończeniu II wojny światowej Brytyjczycy żyją w gospodarce wojenne, co pokazuje jak wiele kosztował ich ten konflikt.
Trzeba przyznać, że rzeczywiście Wielka Brytania była jedynym w gruncie rzeczy państwem, które między czerwcem roku 1940 a czerwcem roku 1941 dźwigało na sobie cały ciężar wojny w Europie. Przez cały rok Wielka Brytania walczy przeciwko Hitlerowi wspieranemu przez ZSRR. Przez 12 miesięcy jedynym sojusznikiem Wielkiej Brytanii są Polacy – kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy zdołali po klęsce Francji przedostać się na Wyspy i tam wspierają oni Brytyjczyków. To Polacy są najpoważniejszym i jedynym liczącym się sojusznikiem Wielkiej Brytanii.
Oddając sprawiedliwość naszemu zdradzieckiemu sojusznikowi przyznajmy, że kiedy raz wypowiedział wojnę Niemcom, to był tej decyzji wierny i nie przyjął oferty Hitlera zawarcia separatystycznego pokoju składanej jeszcze w czerwcu 1940 roku. Oferty mającej bardzo konkretny i wymierny kształt w postaci m.in. zgody na ewakuację Brytyjczyków przez Dunkierkę. To, że Brytyjczycy ewakuowali swoich ludzi było wynikiem nie ich geniuszu strategicznego, tylko było częścią oferty Hitlera, który pozwolił Wyspom zabrać swoich ludzi licząc na to, że dzięki temu gestowi Brytyjczycy szczęśliwi, że uratowali swoich „chłopców”, pójdą z nim na współpracę i zaakceptują narzucone przez niego warunki.
Brytyjczycy jednak się na to nie zgodzili i znaleźli się w sytuacji na pierwszy rzut oka beznadziejnej. Jedna malutka wyspa przeciwko niemal całej Europie. Blokada kontynentalna jak za czasów Napoleona etc.
Wielka Brytania zapłaciła za to ogromną cenę konsumując swój system gospodarczy. Rozpad imperium to jeden z kosztów poniesionych przez Brytyjczyków na wysiłek wojenny.
Powrócę jeszcze na moment do „kartek”, co to bardzo namacalny i najbardziej dobitny dowód na to, czy ktoś ma trudności gospodarcze czy nie. Kiedy mówimy o trudnościach gospodarczych Polski w latach 80., to mówimy „wszystko było na kartki”. To samo było do 1951 roku z Wielką Brytanią – niemal wszystko było tam na kartki. Co ciekawe, polscy komuniści znieśli kartki w styczniu roku 1949. Oczywiście, jak to komuniści robią, to tylko po to, żeby móc przeprowadzić sobie różne manewry po zakończeniu których w grudniu 1949 roku ponownie je przywracają. Propaganda jednak głosiła: system komunistyczny jest lepszy niż kapitalistyczny, ponieważ szybciej znieśliśmy kartki niż Brytyjczycy…
To chyba wszyscy wygrani i przegrani…
Zapomniał Pan o jednym zwycięzcy…
To znaczy?
Nie wymienił Pan Fidżi!
No tak! Rozumiem, że nawiązuje Pan do słynnej defilady z czerwca 1946 roku, dla nas Polaków będącej… no właśnie czym…
Policzkiem to chyba za mało powiedziane?
Zdecydowanie za mało. Trzeba by tutaj poszukać innych słów, których dobrze wychowanym ludziom nie wypada wypowiadać.
Na defiladzie zwycięstwa w 1946 roku w Londynie widzieliśmy przedstawicieli kilkudziesięciu państw, m.in. żołnierzy z Fidżi, żołnierzy z Samoa, żołnierzy z Argentyny…
Południowej Afryki…
To akurat z naszego punktu widzenia absolutnie zasadne. My – Polacy – powinniśmy być wdzięczni władzom ówczesnej Afryki Południowej, ponieważ Dywizjon Południowoafrykański latał z pomocą dla powstańczej Warszawy tracąc przy tym 50 proc. stanu załóg. Jest to piękna karta, ponieważ kiedy prezydent Raczyński dziękował prezydentowi Unii Południowoafrykańskiej za ten wkład, za braterstwo broni, za poświęcenie poniesione dla powstańczej Warszawy, marszałek Smuts, który był wówczas premierem Unii Południowoafrykańskiej stwierdził: „Zaszczytem było dla nas stać u boku Polaków w tych chwilach”.
Wróćmy jednak do defilady. Jak powiedziałem Fidżi, Samoa i mnóstwo innych nacji defiluje ulicami Londynu. Wśród nich nie ma Polaków. Polacy są na boku, odsunięci.
Pozwolę sobie przytoczyć jedno wspomnienie z tamtego czasu: kiedy jakaś Brytyjka stojąca wśród gapiów i patrząca na defilujących żołnierzy odwraca się i widzi obok siebie człowieka płaczącego. Pyta: czemu płaczesz? W odpowiedzi słyszy: Jestem Polakiem. Polacy mogą stać na poboczu i płakać patrząc na defilujących zwycięzców, ponieważ w gronie zwycięzców nas nie ma.
W gronie zwycięzców nie ma Polski. To jakby przypieczętowanie zdrady amerykańsko-brytyjskiej. Towarzysz Stalin nie życzył sobie, żeby Polacy paradowali na defiladzie zwycięstwa w Londynie i tak się stało.
Dlaczego sobie tego nie życzył?
Ponieważ musieliby defilować żołnierze legalnego rządu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Stalin nie wysłał do Londynu żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, ponieważ jedynymi, którzy mogli wziąć udział w tym wydarzeniu byliby lotnicy z dywizjonów stacjonujących w Wielkiej Brytanii, marynarze, żołnierze 1. Dywizji Pancernej czy Samodzielnej Brygady Spadochronowej, a tego sobie towarzysz Stalin nie życzył. Nie chciał, żeby świat pamiętał, że w Londynie istnieje prawowity rząd RP. Nie życzył sobie, żeby przypominać światu, że Polska jest pod sowiecką okupacją.
Rozumiem, że Brytyjczycy i Amerykanie również sobie tego nie życzyli?
Brytyjczycy i Amerykanie życzyli sobie wówczas tego, czego chciał Józef Stalin i już. Zimna wojna niby się rozpoczęła, ale jeszcze nie do końca. Niby „żelazna kurtyna” jest już widoczna, ale wciąż Zachód, a zwłaszcza Brytyjczycy, robią to, czego chce Wujek Joe, jak nazywają pieszczotliwie Gruzina Amerykanie.
Czy można postawić tezę, że Polacy za sprawą dywizji generała Maczka byli piątym okupantem III Rzeszy?
To chyba jedyne mikro-zwycięstwo, w dodatku krótkotrwałe i symboliczne, jakie udało nam się odnieść. Brytyjczycy łaskawie oddali nam jeden niemiecki powiat, z którego potem wysiedlono Niemców. Tam właśnie stacjonowała 1. Dywizja Pancerna gen. Maczka. Tam później znalazło swoją siedzibę dowództwo Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Do Meppen ściągali Polacy ze wszystkich stron.
W maju 1945 roku po zachodniej stronie tworzącej się żelaznej kurtyny na mniej lub bardziej dobrowolnej emigracji jest około 2,5 mln Polaków. Są to żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, to są robotnicy przymusowi, to są jeńcy zwalniani z obozów jenieckich i koncentracyjnych etc. Ktoś uznał, że trzeba jakoś sobie z nimi radzić. To też jest zresztą bardzo mały epizod. Niemcy były wówczas podzielone na takie okręgi polskie, w których działali polscy przedstawiciele, polskie duszpasterstwa, polskie szkoły etc. Na tle tego wszystkiego jest jedna niemal całkowicie polska oaza, jeden powiat noszący nazwę Maczkowo, do którego ściągają Polacy nie tylko z Niemiec, ale i z Włoch czy Francji. Istnieje tam polska administracja, działają polskie instytucje. Kończy się to po lipcu 1945 roku.
Dlaczego? Co się wówczas stało?
Koniec wojny końcem wojny… Dla nas jednak wojna się nie skończyła. W lipcu 1945 roku Anglosasi cofnęli uznanie dla legalnego rządu RP. Wtedy to nieszczęsny Stanisław Mikołajczyk przybył do Polski i utworzono Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej skwapliwie uznany przez aliantów, którzy od razu z nieskrywaną ulgą wycofali uznanie dla rządu legalnego. Od tej pory za problem, jak to mówił o Polakach prezydent Roosevelt, odpowiadał towarzysz Stalin i jego potężne, zdolne udźwignąć wszystkie ciężary barki.
Trochę jest to nasza wina, a konkretnie marszałka Rydza-Śmigłego. We wrześniu 1939 roku zaniedbaliśmy aktu oficjalnego uznania, że jesteśmy stanie wojny z Sowietami. Kiedy oni wypowiedzieli nam wojnę de facto, bo de jure nie chcieli tego robić twierdząc obłudnie do dziś, że to nie była żadna wojna, ponieważ państwo polskie nie istniało. Skoro państwo polskie to nie ma komu wręczyć aktu wypowiedzenia wojny, więc Sowieci tego nie zrobili, tylko „wkroczyli”.
Według sowieckiej narracji atak na Polskę nie był najazdem, tylko „wkroczeniem” w celu wyzwolenia spod pańskiego ucisku Białorusinów i Ukraińców. I my w jakiś sposób zgodziliśmy się na tę narrację, to znaczy nasze ówczesne władze nie uznały, że jesteśmy w stanie wojny z ZSRR. Marszałek Rydz-Śmigły wydał słynną dyrektywę, w której stwierdził, że „z Sowietami nie walczymy” i tak to zostało…
Zgodnie z prawem międzynarodowymi ZSRR nie był agresorem. Polska nigdy nie uznała oficjalnie, że napaść z 17 września 1939 roku był równoważny atakowi z 1 września tego roku, że to są dwie strony tego samego medalu wykutego w Moskwie 23 i 24 sierpnia 1939 roku.
Daliśmy w ten sposób naszym wiarołomnym sojusznikom świetny pretekst do tego, żeby nie upominać się o kwestię wschodnich granic Polski. Później premier Churchill będzie mówił wielokrotnie: „Myśmy nigdy nie gwarantowali wam wschodnich granic. Nie jesteście w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim. Rozstrzygnijcie sobie to w ramach relacji dwustronnych. Sprawa którędy będzie biegła granica między ZSRR a Polską to wasza sprawa, nie nasza. Nie jest to przedmiot prawa międzynarodowego”.
Churchill oczywiście świetnie wiedział, jak wygląda prawda, ponieważ jedną z rzeczy, które nasi rzekomi sojusznicy bardzo skrupulatnie starali się zapomnieć w czasie II wojny światowej był fakt, że jedynym aktem mówiącym, czym jest ta wojna, jakie są cele wojny, jak powinien wyglądać świat po jej zakończeniu, innymi słowy: dokumentem mówiącym, o co tak naprawdę i z kim walczymy była Karta Atlantycka, która zawierała takie punkty jak punkt mówiący, że nie może być żadnych aneksji terytorialnych, że ta wojna nie jest wojną zaborczą i żaden z uczestników koalicji antyniemieckiej nie będzie domagał się zdobyczy terytorialnych. Jak to wyglądało w rzeczywistości i jak wygląda do dzisiaj, to wystarczy rzucić okiem na mapę. Cały czas na północy wisi nad Polską potężny obszar terenu będący zaborem.
Dawne Prusy Wschodnie, dawne polskie lenno z Królewcem należą prawem kaduka, sprzecznie z Kartą Atlantycką, do Rosji.
Na jakiej zasadzie należą?
Na zasadzie nielegalnych, nie mających podstawy prawnej postanowień konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Nikt nigdy nie upoważnił Roosevelta, Churchilla i Stalina do decydowania o losie świata, do decydowania o formie ustroju Polski, Czechosłowacji, Francji. Takich rzeczy się nie robi! Nie ma żadnej delegacji udzielonej przez jakikolwiek rząd udzielonej trzem wymienionym panom, żeby sobie w trójkę ustalali jak będzie wyglądała Europa.
Kartę Atlantycką podpisali wszyscy. To ostatni akt prawa międzynarodowego zgodny z prawem międzynarodowym. Wszyscy walczący podpisują się pod Kartą i zgadzają, co do tego, o co jest walka, jak ma wyglądać świat i jak się będziemy zachowywać po zakończeniu wojny.
Konferencja w Teheranie, Jałcie czy Poczdamie to umowa trzech panów, jednego ciężko chorego, drugiego zdeterminowanego by rządzić światem i trzeciego zmuszonego do niemych, nie nieznaczących protestów i wiedzącego, że zaraz utraci swoje imperium.
To wszystko jest bardzo skomplikowane… W dodatku jak nazwano Królewiec? Mój przyjaciel powiedział, że nigdy nie powie tego słowa. I słusznie! Ponieważ obecna nazwa Królewca wywodzi się od nazwiska jednego z tych ludzi, których podpis widnieje na rozkazie wymordowania polskich jeńców wojennych z marca 1940 roku. Jest to nazwa pochodząca od nazwiska mordercy Polaków, który rozkazał przeprowadzić egzekucje w Katyniu, Twerze i tylu innych miejscach. Taki oto mamy kolejny spadek po II wojny światowej…
Bóg zapłać za rozmowę.
Z prof. Tomaszem Panfilem rozmawiał Tomasz D. Kolanek.