Dzisiejsza sytuacja Kościoła katolickiego nie różni się znacznie od istniejącej w kryzysowych momentach w przeszłości. Odpowiedzialność za upadek wiary wśród wiernych – jak sugerują uczeni – ponoszą sami hierarchowie katoliccy. Tak uważa m.in. Rod Dreher, publicysta portalu „The American Conservative”.
Rod Dreher odniósł się do eseju protestanckiego uczonego Carla Truemana, polemizującego z książką „The Unintended Reformation” autorstwa profesora Brada Gregory. Recenzję książki przygotował arcybiskup Charles Chaput. Prof. Rod Gregory jest historykiem związanym z amerykańskim uniwersytetem Notre Dame, wykładał także na Harvardzie i Stanfordzie. Trueman – protestancki historyk Kościoła związany z Westminister Theological Seminary – uważa, że Gregory i jego zwolennicy „wybielają” historię średniowiecznego i renesansowego katolicyzmu, ignorując fakty, które doprowadziły do wybuchu reformacji.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż przyznaje, że protestantyzm ma ogromny problem z właściwą interpretacją Pisma Świętego, podkreśla, że reformacja mogła zaistnieć wskutek niewydolności papiestwa, które nie było w stanie zreformować się same. Nie rozwiązano kwestii autorytetu i władzy samego papieża. Fakt ten ma być notorycznie ignorowany przez katolickich historyków. Trueman wskazuje, że nie jest prawdą – jak sugeruje Gregory – by katolicyzm oferował dziś „jednolity front doktrynalny wobec rozdrobnionego protestantyzmu”. „To naprawdę jest prawdą” – pisze Dreher z kolei, który odnosi się do polemiki protestanckiego uczonego. W dzisiejszym Kościele Rzymskokatolickim są księża i teologowie, którzy nie tylko głoszą sprzeczne nauki, ale i niezgodne z autorytatywnym nauczaniem Magisterium.
Dreher podkreśla, że wie z własnego doświadczenia, iż katolicy w katolickich instytucjach oświatowych nie chcą publicznie wypowiadać się w obronie katolickiego nauczania w kwestii homoseksualizmu obawiając się kar ze strony władz kościelnych, nadzorujących prace tych instytucji. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Watykan nie przeciwdziała zjawisku i przyczynia się do pogrążania się Kościoła w chaosie. Rod Dreher pyta więc, dlaczego jest tak, że dysponując silnym systemem hierarchicznym i doktrynalnym Kościół wychował co najmniej dwa pokolenia amerykańskich katolików, którzy nie znają swojej wiary i którzy nie różnią się praktycznie niczym od protestantów lub niewierzących? Podaje konkretne statystyki na poparcie tych tez. Z badań przeprowadzonych w 2014 roku wynika, że amerykańscy katolicy w wieku od 18 do 25 lat nie różnią się od tych z lat 70. i 80. Podobnie jak w poprzednich dekadach, tylko mniejszość katolickiej młodzieży uczęszcza co niedzielę na mszę (34 procent w 1970 roku, 20 procent w 2000 roku) i modli się codziennie (36 procent w latach 80., 45 procent obecnie).
Młodzi kwestionują nauczanie Magisterium w sprawach moralnych. 33 procent uważa, że aborcja powinna być dopuszczalna na żądanie. 43 procent twierdzi, że w homoseksualizmie nie ma nic złego, a ponad 90 proc. odrzuca abstynencję seksualną przed ślubem. 64 procent wierzących nie uznaje autorytetu Kościoła w kwestii nauczania doktryny i uważa, że Kościół nie jest im potrzebny. Badania potwierdzają także, że o pobożności katolików decyduje środowisko, w którym się wychowują. Aby ją rozwinąć, trzeba wzrastać w rodzinie i na co dzień mieć styczność ze społecznością, która poważnie traktuje wiarę i żyje zgodnie z zasadami religijnymi.
Rod Dreher ponownie przywołuje Truemana, który zarzuca prof. Gregory’emu, że nie można całej winy za upadek Kościoła zrzucić na protestantyzm. Twierdzi on, że reformacja była jedynie odpowiedzią na błąd koncyliaryzmu, który wkradł się do Kościoła sto lat wcześniej. Dreher dodaje, że reformacja była tragedią dla Kościoła powszechnego, tak samo, jak wcześniej tragedią była Wielka Schizma. Jednak do tragedii tej doprowadziły zaniedbania i nadużycia sakramentalne w Kościele.
Arcybiskup Chaput recenzując książkę Gregory’ego napisał, że zgodnie z wizją tego historyka winę za kryzys Kościoła ponoszą protestanci i częściowo sami katolicy. „Podczas gdy reformatorzy zapalili lont, średniowieczni katolicy podłożyli dynamit” – pisze hierarcha. Abp Chaput przypomina, że świeccy katolicy z okresu późnego średniowiecza byli często głęboko pobożnymi ludźmi, dlatego sprzeciwiali się duchownym, którzy bynajmniej nie prowadzili świętego życia. Hierarcha podkreśla, że „duchowieństwo w owym czasie zbyt często głosiło jedno, a robiło drugie”. Chciwość, symonia, nepotyzm, uwielbienie luksusu, swoboda seksualna i podział wśród hierarchii doprowadziły do rozdźwięku pomiędzy nauczaniem Kościoła a praktyką. W rezultacie wielu katolików podjęło się prób naprawy Kościoła od wewnątrz. Niektórzy odnieśli sukces – franciszkanie, dominikanie i cystersi.
O odnowę życia chrześcijańskiego apelowali humaniści, np. Tomasz More, czy wielcy święci, tacy jak Katarzyna ze Sieny czy Bernard z Clairvaux. Ci katolicy jednak zasadniczo różnili się od „protestanckich reformatorów”. Uważali oni, że nauka Kościoła jest prawdziwa. Wierzyli w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii i innych sakramentach, a także w konieczność praktykowania swojej wiary, by człowiek mógł się w pełni rozwinąć. Przeciwstawili się nadużyciom w Kościele. Nie kwestionowali jednak – w przeciwieństwie do protestantów – sakramentów i samej doktryny.
Źródło: theamericanconservative.com, AS.