Prezydent Francji Francois Hollande jak przystało na socjalistę sporo naobiecywał swoim rodakom. I jak przystało na socjalistę zupełnie pominął kwestię sfinansowania tych obietnic. Premier Jean-Marc Ayrault podczas swojego expose raczej nie poświęcił tej kwestii zbyt wiele uwagi, skupił się raczej na przyjemniejszej części, czyli na potwierdzeniu, że wszystkie obietnice zostaną spełnione. Z wystąpienia nowego szefa rządu wynika, że wszystko chce sfinansować z podwyżki podatków, jaką socjaliści zafundowali najbogatszym. Innego źródła finansowania jak na razie nie podał. Po cichu jednak zapewne liczy, że z pomocą przyjdzie Unia Europejska…
Tak więc według założeń prezydent zamierza m.in. dać nauczycielom 60 tys. nowych etatów, zbudować 150 tys. mieszkań komunalnych, zwalczyć biedę, poprawić sytuację w służbie zdrowia czy walczyć o równouprawnienie kobiet. Jak na razie udało mu się zrealizować jedną obietnicę wyborczą, mianowicie podwyżkę podatków dla najbogatszych. Nic dziwnego, w tym bowiem wypadku całkowite koszty obietnicy pokryją francuscy milionerzy. Co do reszty, nie wiadomo, kto to wszystko sfinansuje. Co gorsza zdaje się tego nie wiedzieć nawet sam premier.
Wesprzyj nas już teraz!
Optymizmu rządzących nie podziela jednak francuski Trybunał Obliczeniowy. Jego zdaniem chcąc nie chcąc należy wprowadzić drastyczne oszczędności, aby uratować finanse państwa, które są w fatalnym stanie. Według obliczeń w tym roku braknie w budżecie od 6 do 10 mld. euro, w przyszłym prognozy mówią nawet o 33 mld. Biorąc pod uwagę fakt, że wydatki publiczne sięgają obecnie 56% PKB (drugie miejsce wśród państw OECD), z czego 13,6% to wydatki na pensje urzędników, sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Premier taktownie pominął jednak milczeniem te liczby, jakby między wygłaszanymi przez niego obietnicami, a ogromnym niedoborem w kasie państwa nie było żadnych zależności. Ze swoich obietnic będzie się jednak zapewne wycofywał chyłkiem w ciągu całej swojej kadencji. Jedyną w miarę racjonalną informacją jaką przekazał, było obniżenie prognoz dotyczących wzrostu francuskiej gospodarki – zamiast 0,7% wzrost ma wynieść 0,3%. W przyszłym roku wzrost ma wynieść 1,2%.
Analitycy przewidują, że przy braku cięć w wydatkach już w przyszłym roku dług kraju wzrośnie do 90% PKB. Uspokajają jednak, że sytuacja Francji nie jest tak zła jak Włoch czy Hiszpanii, tam bowiem dochodzą do tego kłopoty sektora finansowego, z czym na razie Francja nie ma problemów. Nie oznacza to jednak, że nie ma zagrożenia. W swojej nieodpowiedzialności finansowej rząd zapewne będzie miał jednak wsparcie ze strony Brukseli, która zrobi wszystko, aby polityczny projekt pod nazwą strefa euro, czy też szerzej Unia Europejska, trwał nadal. Dlatego, choćby pozornie strofowany, rząd francuski zawsze w końcu dopnie swego i Unia będzie tolerować fanaberie socjalistów dokąd tylko się da. Nie można się zatem dziwić, że Francja tak gorliwie optuje za wprowadzeniem euroobligacji. Wszak socjaliści już wiedzą, że w przyszłości będą z pewnością beneficjentami tego pomysłu. Ratunkiem, w ich mniemaniu, może być także pakiet wzrostu o wysokości 120 mld. euro przyjęty podczas ostatniego szczytu UE.
Na dzień dzisiejszy sytuacja gospodarcza jest jednak fatalna, o czym świadczą wszystkie parametry gospodarcze tj np. bezrobocie czy wzrost gospodarczy. Pierre Moscovici minister finansów już jednak udowodnił, jaką taktykę obronną przyjmie rząd wobec kiepskich wyników. „Odziedziczyliśmy 600 mld euro długów oraz znaczny spadek konkurencyjności gospodarki francuskiej po poprzedniej ekipie” – twierdzi Moscovici. I na tym zapewne do końca kadencji będzie jechał – „co złego, to nie my”. Jego zdaniem priorytetem prezydenta jest dbałość o poprawę konkurencyjności francuskiej gospodarki (która jak na razie polega na podnoszeniu podatków, albo zwiększaniu liczby urzędników dbających o to, aby utrudnić jak najbardziej życie przedsiębiorcom). Można powiedzieć, że przedsiębiorcy z radości już uciekają do Wielkiej Brytanii, tak się nie mogą doczekać na tę poprawę. W kraju bowiem najbogatszych czeka podatek dochodowy w wysokości 75%, nieco mniej majętni mogą liczyć na 45%. Do tego trzeba dodać 33,3% podatku od przedsiębiorstw. Wygląda więc na to, że exodus za kanał La Manche jeszcze potrwa. A problemy nadal będą się pogłębiać…
Iwona Sztąberek
Źródło: www.ekonomia24.pl