„Cała droga życiowa Edyty Stein naznaczona była niestrudzonym poszukiwaniem prawdy i rozświetlona błogosławieństwem Chrystusowego krzyża” – mówił św. Jan Paweł II podczas uroczystości beatyfikacyjnych w Kolonii 1 maja 1987 r . To poszukiwanie prawdy zaprowadziło ją pod krzyż, który chciała nieść wraz z krzyżem Chrystusa za zbawienie jej narodu, jej Kościoła i całego świata. Włączonej w poczet błogosławionych Kościół oddał więc cześć jako „córce Izraela, która w czasie narodowo-socjalistycznych prześladowań jako katoliczka pozostała wierna Jezusowi, a jako Żydówka swojemu narodowi w wierności i miłości”.
Gdy w 1962 r. rozpoczął się proces informacyjny do beatyfikacji s. Teresy Benedykty od Krzyża, spodziewano się, że ogłoszenie jej błogosławioną zbiegnie się z wyniesieniem na ołtarze o. Maksymiliana Marii Kolbego, który – podobnie jak Edyta Stein – odniósł to paradoksalne zwycięstwo, ginąc śmiercią męczeńską w oświęcimskim piekle. W czasie uroczystości beatyfikacyjnych Papież-Polak miał powiedzieć: „Chylimy głęboko głowy przed świadectwem życia i śmierci Edyty Stein, wybitnej córki Izraela i jedocześnie córki zakonu Karmelitanek, Siostry Benedykty od Krzyża, osobowości, która w swoim bogatym życiu jednoczy w sobie dramatyczną syntezę naszego stulecia. Syntezę historii pełnej głębokich ran, które nadal sprawiają ból… i jednocześnie syntezę pełnej prawdy o człowieku, w sercu, które tak długo nie zaznało spokoju i spełnienia, aż w końcu odnalazło spokój w Bogu”.
Jedenaście lat później podczas sprawowanej w Rzymie Eucharystii Jan Paweł II ogłosi żydowską zakonnicę świętą. Papież, mówiąc wówczas o s. Teresie Benedykcie od Krzyża, stwierdził: „Zawsze byłem przekonany, że św. Maksymilian i św. Edyta Stein to męczennicy Oświęcimia, którzy prowadzą nas ku przyszłości. Dzisiaj jestem świadom, że zamyka się jakiś cykl. Dziękuję Bogu za to i cieszę się, że w naszej ojczyźnie kult świętej rośnie i rozszerza się”.
Wesprzyj nas już teraz!
Wyniesiona na ołtarze niebawem ogłoszona zostanie współpatronką Europy. Dla wielu stanie się jednak wzorem i przykładem człowieka poszukującego sensu istnienia, którego całą pełnię znajduje się tylko w Bogu. Osoby, która podążała do Niego, odnajdując prawdę na różnych etapach swojego życia: w filozofii, religii, duchowości świętych, kontemplacji. Sens tych poszukiwań bardzo dobrze oddają jej słowa zapisane w autobiografii: „Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby nawet tego sobie nie uświadamiał”.
Ale zanim po całonocnej lekturze dzieła św. Teresy z Avila powie do siebie: „to jest prawda”, jako 15-letnia wychowanka domu o starych tradycjach żydowskich postanowiła „już więcej się nie modlić”. W okresie studiów decyzja ta zbliżyła ją do intelektualnych kół ateistycznych. Niestrudzone poszukiwanie prawdy, jakiemu się oddała, studiując psychologię, filozofię, historię i literaturę niemiecką, było dla niej w tym czasie drogą do nawrócenia i – jak sama zauważy – „jedyną modlitwą”. W poruszający sposób odniesie się do tego Papież-Polak w wygłoszonej homilii podczas jej beatyfikacji: „Jakież to wspaniałe słowa pociechy dla tych wszystkich, którym wiara w Boga przychodzi z trudem! Już samo poszukiwanie prawdy jest w swej najgłębszej istocie poszukiwaniem Boga”.
Edyta Stein szukała prawdy i znalazła ją. Nie była to jednak prawda filozoficzna, ale kochające „Ty” Stwórcy, mimo że odnalezienie Boga zawdzięczała w dużej mierze uczącym ją filozofom: Husserlowi i Schelerowi. Niezatarte wrażenie wywarło na niej też spotkanie z wdową po zmarłym na froncie I wojny światowej profesorze Reinachu. W przeciwieństwie do większości wdów w owym czasie ta nie rozpaczała po śmierci męża, ale z wiary czerpała swą siłę i pewność, że jej ukochany nie odszedł w nicość. Jak zapisze później: „Po raz pierwszy widziałam naocznie zrodzony ze zbawczego cierpienia Chrystusa Kościół i jego zwycięstwo nad ościeniem śmierci. Był to moment, w którym moja niewiara załamała się, judaizm zbladł, a Chrystus zajaśniał: Chrystus w tajemnicy krzyża”.
O konwersji na katolicyzm zdecydowały – jak się wydaje – dwa wydarzenia. Pierwsze, o którym rzadko się wspomina w opracowaniach o niej, to incydent, do jakiego doszło w Heidelbergu podczas podróży uczonej na egzamin doktorski do Fryburga. Włócząc się po mieście z koleżanką, „Wstąpiłyśmy na kilka minut do katedry i gdyśmy tam pozostawały w nabożnym milczeniu, weszła jakaś kobieta obarczona koszykiem i uklękła w jednej z ławek na krótką modlitwę. Było to dla mnie zupełnie coś nowego. Do synagogi i zborów protestanckich, do których chodziłam, szło się tylko na nabożeństwo. Tu ktoś oderwał się od wiru zajęć, aby wstąpić do pustego kościoła, jakby na poufną rozmowę. Nigdy tego nie zapomnę”.
Drugim był znany epizod, który wydarzył się w domu przyjaciółki latem 1921 r. Gdy ta zaproponowała Edycie, by wybrała sobie coś do poczytania, do rąk naszej bohaterki wpadła książka pt. „Życie św. Teresy z Avila napisane przez nią samą”. „Zaczęłam czytać – napisze we wspomnieniach – zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamknęłam książkę, powiedziałam sobie: to jest prawda”. Potwierdzeniem pewności co do odnalezienia wiary było przyjęcie przez nią chrztu w Kościele katolickim w dniu 1 stycznia 1922 r., na którym otrzymała imiona Teresa-Jadwiga.
Wielkim pragnieniem Edyty od czasu nocnej lektury żywota św. Teresy z Avila, kładącej kres długiemu szukaniu prawdziwej wiary, było wstąpienie do Karmelu. Zmagania z decyzję o tym trwały dziesięć lat, również ze względu na ukochaną matkę, dla której konwersja na katolicyzm córki okazała się wielkim ciosem. Na jej wyznanie podczas chwilowego pobytu w rodzinnym Wrocławiu: „Mamo, jestem katoliczką” kobieta zaczęła płakać, co wprawiło neofitkę w szczere zdumienie, gdyż wcześniej nigdy nie widziała swojej rodzicielki we łzach. Gdy w końcu padły trudne słowa, w ostatniej z wielu dramatycznych między nimi rozmów, która nastąpiła po celebracji Święta Kuczek w synagodze, na pytanie matki: „Czy kazanie było piękne?”, przyszła karmelitanka miała odpowiedzieć: „Tak”. „Można więc być pobożnym także w judaizmie?” – dopytywała starsza Żydówka. „Naturalnie, jeśli się nie poznało czego innego” – skonkludowała córka.
„Brama klauzury otwarła się dla mnie 14 października po południu, miedzy czwartą a piątą” – pisała w jednym z listów. Zakonne imię Teresa Benedykta od Krzyża, które przyjęła, miało dla niej wymiar szczególnego symbolu. „Przez krzyż rozumiałam cierpienie ludu Bożego, które właśnie się wówczas zaczęły (był rok 1933 – przyp. red.). Uważałam, że ci, którzy rozumieją, że to jest krzyż Chrystusowy, w imię reszty winni go wziąć na siebie. Dziś wiem o wiele lepiej, co znaczy być poślubioną Bogu w znaku krzyża”. Dlatego wszystkie jej działania wypływać zaczęły z głębokiego przekonania o spolegliwym podążaniu za wolą Bożą, w której ma prawo mieścić się także i to najboleśniejsze doświadczenie, jakiego doznawał jej naród i ona sama. Tak przepełniona duchem ekspiacji i uwielbienia dla Boga, skłonna była przyjąć każde cierpienie dla Jego chwały.
Tragiczny bilans pogromu niemieckich Żydów, jaki miał miejsce w 1938 r. podczas tak zwanej „nocy kryształowej”, oraz nasilające się wobec nich represje ze strony narodowych socjalistów utwierdziły Edytę Stein w przekonaniu, że jej pobyt w Kolonii wiąże się z niebezpieczeństwem dla Karmelu. Stąd decyzję przełożonych o przeniesieniu jej do zakonu w Holandii przyjęła ze spokojem. Niebawem opuściła dotychczasowy dom, by nigdy do niego nie powrócić. Do klasztoru w Echt przybyła 31 grudnia 1938 r. Wkrótce dołączy do niej siostra Róża, od 1936 r. także katoliczka. W testamencie napisanym tam w 1939 r. wyznała na końcu: „Już teraz przyjmuję śmierć, taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. (…)”. Zgoda ta wypływała z wielkiego pragnienia, jakie Stein wyraziła już przy swoich obłóczynach, „żeby otrzymać imię zakonne: od Krzyża”. „Pobłogosławiona przez krzyż” chciała go nieść razem z krzyżem Chrystusa za zbawienie jej narodu, jej Kościoła, całego świata. Dla niej „wiedza krzyża” nie będzie jakąś czystą teorią, „lecz żywotną, rzeczywistą i skuteczną prawdą”. Kiedy śmiertelne zagrożenie spojrzało jej w oczy, poszła na zagładę wraz z siostrą Różą, łącząc świadomie swą ofiarę z życia z przebłagalnym czynem Odkupiciela.
Wraz z innymi synami i córkami jej narodu zginęła w oświęcimskim lagrze 9 sierpnia 1942 r. Nawiązując do tego podczas uroczystości beatyfikacyjnych s. Teresy Benedykty od Krzyża, Ojciec Święty Jan Paweł II zwieńczy swoją homilię następującymi słowami. „Kiedy stajemy w duchu na miejscu męczeństwa tej Wielkiej Żydówki i chrześcijańskiej Męczennicy, na miejscu owego straszliwego wydarzenia, które dzisiaj nazywane jest Shoah – słyszymy równocześnie głos Chrystusa, Mesjasza i Syna Człowieczego, Pana i Odkupiciela. Jako Zwiastun niezgłębionej tajemnicy Bożego zbawienia Jezus mówi do Samarytanki przy studni Jakubowej: Zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie: a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. (J 4, 22-24). Bądź pozdrowiona Edyto Stein, Siostro Benedykto do Krzyża, prawdziwa czcicielko Boga – w Duchu i prawdzie. Bądź błogosławiona!”.
Anna Nowogrodzka-Patryarcha