17 kwietnia 2019

Kto zabił Chrystusa? Między Prawdą a polityczną poprawnością

Trzeba wyraźnie oddzielić teologię od historii. W sensie teologicznym za śmierć Jezusa odpowiadają wszyscy ludzie, wszyscy grzesznicy, a najbardziej chrześcijanie, bo to oni powinni mieć największą świadomość zła. Mówi o tym wyraźnie Katechizm trydencki. Jednak zupełnie inaczej wygląda odpowiedź na to pytanie w sensie historycznym – mówi Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, autor książki „Kto zabił Jezusa?”.

W Ewangelii arcykapłan zadaje Chrystusowi proste pytanie: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?”. Chrystus odpowiedział wprost: „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich”. Wedle arcykapłana takie słowa to bluźnierstwo i dlatego Chrystus zasługuje na śmierć. Piłat jednak skazuje Pana Jezusa za uzurpację polityczną. Widząc, że słowa: „Weźcie go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy” jeszcze bardziej zaogniają napiętą sytuację i mogą grozić buntem, prokurator postanawia wysłać Chrystusa na śmierć krzyżową za to, że powiedział, iż jest Królem. Czy można w związku z tym postawić tezę, że Mesjasz został skazany na śmierć zarówno z powodów religijnych jak i politycznych?

To, że Jezus został skazany na śmierć zarówno z powodów religijnych jak i politycznych dobrze pokazał w latach 60. XX wieku niemiecki biblista Josef Blinzler. Swoje argumenty precyzował w każdym z kolejnych wydań – a było ich cztery – książki „Proces Jezusa”. To wielki, wybitny uczony, niesłusznie zapomniany. A może bardziej przemilczany? Dokładnie przeanalizował on przebieg tak procesu przed Sanhedrynem, który zakończył się wydaniem pierwszego wyroku śmierci, jak i przed Piłatem. Oczywiście, dla rzymskiego urzędnika oskarżenie Jezusa o to, że ma siebie za Syna Człowieczego, nie miało wielkiego znaczenia. Dlatego żydowscy przywódcy musieli tak przekształcić swoje oskarżenie, żeby nabrało ono charakteru politycznego, żeby Piłat dostrzegł w Jezusie nie religijnego marzyciela i cudotwórcę, rzecz z punktu widzenia polityki okupanta obojętną, ale wichrzyciela, buntownika, niebezpiecznego radykała. I to się udało. Na Jezusa wydano dwa wyroki: Sanhedryn skazał go na śmierć za bluźnierstwo, prefekt skazał go za to, że nazywał się królem żydowskim.

Wesprzyj nas już teraz!

Ten wyrok wydany przez Sanhedryn ma oczywiście kluczowe znaczenie. Po pierwsze tłumaczy on nagłe i powszechne odwrócenie sympatii od Jezusa. Dlaczego Galilejczyk, który do tej pory cieszył się sympatią tłumów, dlaczego Ten, który przybywał do Jerozolimy witany przez pielgrzymów i radosne okrzyki, nagle został tak całkiem porzucony? Gdzie podziali się Jego zwolennicy? Dlaczego się pochowali i zamilkli? Dlaczego lud tak łatwo dał się uwieść? Przyczyną może być właśnie wyrok skazujący wydany przez Sanhedryn i uznanie przez ten najważniejszy wtedy organ żydowski prawdziwości oskarżenia o bluźnierstwo.

Co do wyroku politycznego, to trzeba zauważyć, że Piłat nie był jego wielkim zwolennikiem. Ba, robił wszystko co możliwe, żeby Jezusa uratować i uległ dopiero wtedy, kiedy starsi, kapłani i faryzeusze postawili go pod ścianą. Wielu współczesnych autorów sądzi, że takie przedstawienie sprawy wynika z chrześcijańskiego uprzedzenia. Sądzą oni, że prawdziwym sędzią i prawdziwym winowajcą był Piłat, a władze żydowskie odegrały jedynie mało istotną, marginalną wręcz rolę. Wskazują na sam charakter śmierci – czyli krzyż, który był typową karą dla powstańców i buntowników oraz na winę, jaką przypisano Jezusowi – to, że był, i uważał że jest królem Żydowskim. Dlatego autorzy ci, którzy dziś dominują, sądzą, że opisy wahań Piłata, pokazanie jego niechęci do wydania wyroku skazującego, wreszcie akt umycia rąk, wszystko to są wymysły ewangelistów, którzy w ten sposób pragnęli oczernić Żydów i wybielić prefekta rzymskiego. Wszystko to jednak tezy bezpodstawne.

Przede wszystkim nie znajdują one żadnego oparcia w tekstach. Można ich bronić jedynie odwołując się do logiki podejrzeń, czyli do zasady, zgodnie z którą to co przekazane jest podejrzane, a prawdziwe jest to, czego nie ma. Tylko że przyjęcie takiej zasady egzegezy pozwala na całkowitą dowolność. Nie ma żadnej miary. Wszystko okazuje się arbitralne. Jednak nawet jeśli uznać, że podejrzenia współczesnych krytyków są zasadne stoją oni przed innym, jeszcze trudniejszym problemem: dlaczego jeśli Piłat wierzył w słuszność oskarżeń przeciw Jezusowi nie zdecydował się on na żadną formę represji przeciw uczniom Nazarejczyka? Gdyby faktycznie Piłat uznał, że Jezus stanowi niebezpieczeństwo dla porządku rzymskiego, że jest buntownikiem, powstańcem, że chce dokonać zamachu na ład państwowy i cesarza, to z pewnością od razu po straceniu Galilejczyka prefekt musiałby rozpocząć prześladowania stronników Jezusa. Tymczasem o tego rodzaju prześladowaniach nigdzie nie ma ani słowa. Przeciwnie, wszystkie wczesne przekazy chrześcijańskie widzą główne zagrożenie w Żydach a nie Rzymianach. Do lat 60 Iw. po Chr. Rzymianie zawsze jawią się jako ostoja bezpieczeństwa, spokoju. To oni chronią chrześcijan przed prześladowaniami Żydów. Brak represji przeciw uczniom Jezusa, to, że mogli oni swobodnie działać w Jerozolimie i Judei mimo śmierci swego założyciela świadczy o tym, że Piłat nie upatrywał w nich wrogów. Gdyby było inaczej donosiciele i żołnierze szybko by sobie z nowym ruchem poradzili. Wyraźnie widać, że przekazy ewangeliczne są prawdziwe. Wydanie wyroku skazującego trzeba było na Piłacie wymusić. Przystał on na to, bo nie chciał doprowadzić do napięcia a może i do wybuchu zamieszek. Kiedy jednak już pobył się znienawidzonego przez starszych i kapłanów Galilejczyka pozwolił nowemu ruchowi działać i rozwijać się.

 

Jeden z elementów naszej wiary chrześcijańskiej mówi, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za śmierć Pana Jezusa, ponieważ umarł on na krzyżu, aby odkupić grzechy całego świata i całej ludzkości. Dla mnie jest to bezsprzeczne. Spójrzmy jednak na to wydarzenie jedynie z pozycji historycznych, a nie teologicznych – kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Jezusa Chrystusa: Rzymianie czy Żydzi?

Trzeba wyraźnie oddzielić teologię od historii. W sensie teologicznym za śmierć Jezusa odpowiadają wszyscy ludzie, wszyscy grzesznicy, a najbardziej chrześcijanie, bo to oni powinni mieć największą świadomość zła. Mówi o tym wyraźnie Katechizm trydencki. Jednak zupełnie inaczej wygląda odpowiedź na to pytanie w sensie historycznym. Z tego co już powiedziałem wynika wyraźnie, że udział Rzymian był drugorzędny. Prefekt, o ile przeprowadził własne, odrębne śledztwo, to oparł się na oskarżeniu najważniejszych żydowskich przywódców. Oczywiście, nie chodzi tu, jeśli mówimy o sensie historycznym, o Żydów po prostu, ale o tych członków Sanhedynu, którzy wydali wyrok lub się z nim zgadzali. Nie była to jednak wcale mała i nieliczna grupa, jak chcą to nam dziś wmówić niektórzy autorzy. Ewangelie przedstawiają dokładnie odwrotny obraz: pokazują one powszechne potępienie Jezusa i bardzo nieliczne przykłady sprawiedliwych, którzy postanowili stać przy nim – Józefa z Arymatei, Nikodema. Wszędzie widać atmosferę powszechnego strachu, lęk, grozę. W Dziejach wprost wspomina się kilka razy o strachu „przed Żydami” a nie Rzymianami, co miałoby miejsce, gdyby głównymi winowajcami byli prefekt i jego otoczenie.

W Męce naszego Pana Jezusa Chrystusa według Świętego Jana czytamy: „Rzekł do nich Piłat: Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy. Odpowiedzieli mu Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym”. Istnieje wiele analiz historycznych mówiących wprost, że Żydzi mogli – w oparciu o swoje prawo – wykonywać wyroki śmierci na bluźniercach, w tym na Panu Jezusie. Dlaczego jednak nie chcieli w Jego przypadku tego zrobić? Dlaczego woleli, żeby to Rzymianie, mówiąc potocznie, wykonali za nich „brudną robotę”?

Otóż problem polega na tym, że wszystkie te analizy, które dowodzą rzekomych praw Żydów do przeprowadzania wyroków śmierci, mają charakter apologetyczny. Wymyślono je w XX wieku po to, żeby właśnie przerzucić całą winę na Piłata! Rozumowanie wyglądało następująco: skoro Żydzi mogli wykonać wyrok śmierci na Jezusie i skoro typowym sposobem stracenia było ukamienowanie i skoro wiemy, że Jezusa zginął na krzyżu, co było rzymskim sposobem uśmiercania, to Żydzi nie mają ze śmiercią Galilejczyka nic wspólnego. Kłóci się to jednak z tym co wiemy o sposobie sprawowania władzy przez Rzymian, nie tylko w Judei ale i innych prowincjach. Józef Flawiusz pisze wyraźnie, opisując przybycie w 6 r. po Chr. do Jerozolimy pierwszego prefekta rzymskiego, że miał on władzę wydawania wyroków śmierci. Każde inne rozumowanie wydaje się niedorzeczne: na czym polegałaby władza okupanta, jeśli okupowani sami mieliby prawo skazywać na śmierć nie pytając go o zgodę? To jawnie niedorzeczne. Gdyby tak miała wyglądać władza rzymska cesarstwo upadłoby po kilku miesiącach. Wyobraźmy to sobie w praktyce: władze żydowskie dowiadują się, że jeden z Żydów donosi Rzymianom tajne informacje i po prostu skazują go na śmierć. Ogłaszają, że jest cudzołożnikiem, albo bałwochwalcą, albo czarownikiem, a następnie wykonują wyrok. A prefekt rzymski patrzy bezradnie jak pod jego wzrokiem poddani skazują mu na śmierć i zabijają jego ludzi. Czy to możliwe? Od razu widać, że nie. Rzymianie musieli zachować dla siebie prawo wydawania wyroków śmierci albo przynajmniej ich sankcjonowania.

Mogły być zatem tylko trzy przypadki, kiedy to Żydzi skazywali kogoś na śmierć i wykonywali wyrok. Po pierwsze mogło chodzić o krótki okres, w którym Rzymianie oddawali władzę. Tak było w okresie 41-43 po Chr. kiedy to Herod Agryppa zabił Jakuba Zebedeusza i wtrącił do więzienia Piotra. Tak było w 62 roku, kiedy to krótki okres braku obecności rzymskiego prokuratora wykorzystał Annaniasz, posyłając na śmierć Jakuba, brata Pańskiego i innych chrześcijan.

Po drugie mogło chodzić o przypadki linczu, lub sprawiedliwości ludowej, nad którą nikt nie był w stanie zapanować. Po trzecie wreszcie mogły się zdarzyć przypadki naruszenia, złamania prawa przez Sanhedryn – być może miało to miejsce podczas procesu Szczepana. Jednak tak do linczu jak i do złamania prawa mogło dojść wówczas, kiedy gubernatora nie było w Jerozolimie. Podczas święta Paschy w roku 30 Piłat specjalnie przybył do Jerozolimy, żeby nadzorować przebieg uroczystości. Dlatego nie można było wydać wyroku skazującego i dokonać stracenia skazańca bez jego zgody. Rzymski gubernator wykazał się słabością charakteru i tchórzliwością, albo, jak byśmy to dziś powiedzieli, daleko idącym pragmatyzmem. Uległ presji żydowskich elit i podburzonego przez nie ludu. Nie jest prawdą, że ewangelie go wybielają, przeciwnie, ich opisy doskonale wydają się pasować do tego, co wiemy o Piłacie z innych źródeł, szczególnie z pism Józefa Flawiusza i z „Poselstwa do Gajusza” Filona z Aleksandrii. Piłat jest w nich pokazany jako krwawy, tępy i przebiegły mały despota, który za wszelką cenę szuka konfliktu z Żydami i pragnie się przypodobać w głupi sposób Tyberiuszowi. Należy jednak pamiętać, że Piłat był gubernatorem dziesięć lat, od roku 26 n.e. do 36 n.e. Co ciekawe, pozostawił on na stanowisku najwyższego kapłana Kajfasza, zięcia niezwykle wpływowego Annasza. Obie te rzeczy – długość rządów i względnie dobre relacje z Kajfaszem – wskazują na to, że rzymski urzędnik nie mógł być tak ograniczony jak to pokazują żydowscy autorzy.

Marta Sordi, wybitna włoska historyk, napisała, że to Piłat namawiał po 35 roku Tyberiusza do otwartego podejścia wobec chrześcijan. Jak wspomniałem, większość historyków współczesnych odrzuca prawdopodobieństwo takiego raportu, wysłanego do Rzymu przez gubernatora. Dlaczego? Właściwie trudno powiedzieć. Patrząc na rozwój sytuacji w latach 30 w Judei z czysto politycznego punktu widzenia Rzymowi opłacało się wspierać chrześcijan. Wreszcie mieli do czynienia z Żydami (a w latach 30. I w. chrześcijanie byli niemal wyłącznie Żydami) z grupą, która porzuciła agresywny, antyrzymski i antypogański nacjonalizm. Wreszcie pojawiło się w Judei ugrupowanie, które mogło być przeciwwagą dla dążących do wojny zelotów. Jeśli poważnie traktujemy rzymską paremię „divide et impera”, to raport Piłata doskonale by ją realizował.

Czy to, że dzisiaj – 2 000 lat po śmierci Pana Jezusa – zadajemy sobie pytanie, kto odpowiada za Jego śmierć nie jest najdobitniejszym potwierdzeniem „parszywości czasów” w jakich przyszło nam żyć?

Na pewno to jeden z istotnych znaków tego co w swojej powiastce nazwałem „Epoką Antychrysta”. Proszę zauważyć, jakie to musi mieć niszczący wpływ na wiarę i na rozumienie misji Jezusa. Katolicy, chrześcijanie, zawsze wcześniej wierzyli, że Jezus, dokładnie tak jak przepowiedzieli to prorocy, zginął odrzucony przez swój lud. Jeśli jednak lud go nie odrzucił, a zrobiła to nieliczna garstka arystokratów świątynnych to właściwie jaki jest metafizyczny sens śmierci Zbawiciela? Wyszłoby na to, że zginął przez przypadek, jako ofiara drobnej intrygi. Cały spór dziejowy Kościoła i Synagogi o prawdę stałby się pasmem nieporozumień. W ogóle byłoby to dość groteskowe: Bóg przez wieki przez proroków zapowiada, że przyjdzie do swego ludu, by wybawić go z grzechów, wreszcie posyła do ludu swego Syna, ale lud Go nie rozpoznaje, a wąska klika arystokratów na własną rękę Syna usuwa. Czy nie oznaczałoby, że nie wypełnił On swojej misji?

Jeśli Jezus nie został odrzucony i skazany przez naród wybrany, a jedynie przez bliżej niesprecyzowaną frakcję świątynną, to cała opowieść o przepowiedzianym przez proroków Synu, który miał cierpieć za lud, traci powagę. Nie, ja wolę śpiewać i mówić słowami „Ludu mój, ludu mój”, pamiętając, że tym ludem są wszyscy ludzie, że odrzucenie Jezusa, w sensie metafizycznym, obciążyło winą całą ludzkość i mnie też. Tak, w tym sensie żyjemy w „parszywych czasach”: żeby zapewnić sobie poklask i życzliwość świata wyrzekamy się prawdy o Synu Bożym.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz D. Kolanek

 

 

Powyższa rozmowa stanowi fragment najnowszej książki wywiadu-rzeki z Pawłem Lisickim pt. „Czas szaleństwa czy czas wiary”, która ukaże się w drugiej połowie 2019 roku.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij