„Jeśli samochód z 5-litrowym silnikiem diesla generuje dużo większe zanieczyszczenia, może wjechać do strefy, bo jest nowy, a seicento na gaz, który jest dość ekologicznym samochodem – efektem spalania LPG jest woda, nie może wjechać, to ktoś nas tu robi w konia” – mówi pan Andrzej, uczestnik głośnych protestów przeciwko wprowadzeniu Strefy Czystego Transportu w Warszawie.
Rada Warszawy przyjęła w czwartek uchwałę o Strefie Czystego Transportu (SCT). Oznacza to, że od lipca 2024 roku w stolicy zostanie ograniczy ruch samochodów. Za wprowadzeniem STC głosowało 37 radnych, przeciw 16, dwie osoby wstrzymały się od głosu.
Obrady były kilkukrotnie przerywane przez protestujących przeciwko ograniczeniu ruchu samochodowego w stolicy. Gwizdy i okrzyki przeciwników SCT słychać było podczas głosowań. „Hańba”, „Marionetki” krzyczeli przeciwnicy SCT, gdy radni przegłosowali wprowadzenie strefy. Protestujący tłumaczyli mediom, dlaczego pomysł Rady Warszawy ma z ekologią niewiele wspólnego. Uderzy za to w najbiedniejszych, pozbawiając ich jedynego szybkiego i skutecznego środka transportu oraz wykluczy komunikacyjnie znaczną część mieszkańców żyjących w obszarze strefy.
Wesprzyj nas już teraz!
„Jeśli samochód z 5-litrowym silnikiem diesla generuje dużo większe zanieczyszczenia, może wjechać do strefy, bo jest nowy, a seicento na gaz, który jest dość ekologicznym samochodem – efektem spalania LPG jest woda, nie może wjechać, to ktoś nas tu robi w konia” – mówi pan Andrzej z Bemowa.
„Uważam, ze jakakolwiek strefa nie ma sensu. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji, kiedy po jednej stronie ulicy samochody są legalne, a po drugiej już nie. Taka uchwała łamie podstawowe prawa ludzkie. Równość wobec prawa i wolność poruszania jest prawem konstytucyjnych” – podkreślił.
Podobnych argumentów użył w rozmowie z PAP pan Michał z osiedla Ostrobramska, który podkreślił, że samochody starsze z małymi silnikami produkują znacznie mniej zanieczyszczeń niż auta nowe z dużymi silnikami.
„Jesteśmy krajem europejskim, mamy zobowiązania unijne, że jakaś strefa musi być. Dobrze zróbmy ją, ale w jakiś sensownych miejscach, gdzie ludzie chodzą na spacery, zwiedzają, gdzie jest ruch rowerowy” – zaznaczył. „Przecież nie musi być jedna strefa zróbmy kilka, np. Starówka, okolice Łazienek, czy pałacu w Wilanowie. Przy tym ostatnim mieszka najwięcej ludzi, którzy właśnie jeżdżą samochodami z dużymi silnikami. I tam właśnie wiele osób jeździ na rowerach na spacery” – dodał.
Zaznaczył, że ratusz chce, by mieszkańcy przesiadali się do komunikacji miejskiej. „Niech nam odpowie, w jaki sposób z Falenicy, Rembertowa czy Białołęki można szybko dojechać do centrum” – podkreślił. Podał też przykład, gdy córkę, która uczy się w szkole muzycznej, wozi na zajęcia muzyczne z Ostrobramskiej na Krasickiego. „Nawet w korkach wiozę ją samochodem maksymalnie 40 minut. Komunikacją miejską, w sprzyjających warunkach ta podróż trwa 50 minut plus 700 metrów na piechotę do przejścia z plecakiem i instrumentem muzycznym na plecach” – wyjaśnił.
Pan Michał ma drugi samochód, z normą Euro 5, ale jeździ nim żona. „Jak ona musi go w danej chwili używać, to ja biorę ten swój i jadę z córką” – zaznaczył.
Po wprowadzeniu strefy nie będzie nim mógł pojechać np. na działkę. „Co z nim zrobić? Wystawić go za strefę i do niego spacerować? Jak już robimy strefę i zabraniamy wjazdu samochodom, to zabrońmy wszystkim. Zróbmy płatny wjazd i wtedy samochody znikną. I to czym większy i cięższy samochód, tym powinni płacić więcej i zobaczymy czy wszyscy ci, którzy przyjeżdżają samochodami do np. Złotych Tarasów na zakupy, to czy będą tak chętnie przyjeżdżać” – podkreślił.
PAP / oprac. PR