Dzisiaj

Któż jak Bóg, czyli pożary, DiCaprio i Mel Gibson

(PCh24.pl)

Znany na całym świecie hollywoodzki gwiazdor Leonardo DiCaprio miał w zwyczaju powtarzać w wywiadach: „ból jest tymczasowy, film jest na zawsze”. To przekonanie lub rodzaj wiary w nieśmiertelność kina zdaje się wyrażać jego potrzebę uwiecznienia. Jak dalece zwodnicza może być to iluzja pojmie tylko ten, kto zrozumiał, że celem naszego ziemskiego bytowania jest spotkać Boga. Dlatego prawdziwym człowiekiem sukcesu będzie każdy, kto odnajdzie „skarb ukryty na roli” (por. Mt, 13, 44).

Co może czuć człowiek, gdy majętność jego życia strawił niszczycielski żywioł? Śledząc losy kalifornijskich pogorzelców wpatrzonych z rezygnacją w malowniczy niegdyś krajobraz miasta, nie sposób uciec od myśli zawartej w religijnej pieśni pt. „O człowiecze, wspomnij sobie”, a wyrażonej słowami: „Na tym świecie nic trwałego. Próżno garniesz się do niego”. Znamienna w kontekście utraty luksusowego mienia przez hollywoodzkie gwiazdy będzie ostatnia część przywołanej zwrotki: „gardząc łaską Boga swego”. Trudno o lepszy przykład gonitwy za duchem tego świata nad ten, który dają nam zachodni celebryci. Wystarczy choć przez chwilę przyjrzeć się wspaniałościom i wykwintnościom, jakimi się otaczają i raczą, by trafnie rozpoznać „komu” właściwie służą.

Wyrazistym egzemplum człowieka, który oddał się bez reszty marnościom doczesności jest znany niemal na całym świecie amerykański aktor i producent filmowy Leonardo DiCaprio. Kojarzony w szczególności z rolą Jacka Dawsona, głównego bohatera legendarnej produkcji Jamesa Camerona pt. „Titanic”, to bez wątpienia osobistość z najwyższej półki filmowych gwiazd. Wyrazem jego zawodowego sukcesu są prestiżowe nagrody, z Nagrodą Akademii Filmowej, czyli tak zwanym „Oscarem” na czele. Na liście „sukcesów” aktora, poza kinowymi hitami, są związki ze znanymi aktorkami oraz topowymi modelkami, wśród których znalazła się czarnoskóra piękność Noemi Campbell. Pomimo licznych romansów z kobietami, nie zdecydował się dotąd zbudować swojego życia na trwałej relacji małżeńskiej. Nie ma też dzieci. Niemała część jego z trudem wypracowanego majątku, jak donosiły polskie i zagraniczne media, poszła z dymem w kalifornijskiej pożodze.

Wesprzyj nas już teraz!

Osoba Leonardo DiCaprio nie została tu przywołana bez powodu. Na przykładzie historii życia aktora dostrzec można te pułapki, w które wpadło wielu przed nim. Jako że jest ikoną wyznaczającą lifestylowe trendy, warto nieco dłużej zastanowić się, czy rzeczywiście osiągnięty przez niego życiowy sukces nie przypomina bardziej „kolosa na glinianych nogach”.

Według standardów tego świata, który – w świetle słów św. Jana – „leży w mocy Złego” (por. J 5,19), dorobek zawodowy i materialny celebryty można śmiało zaliczyć do spektakularnych osiągnięć. Ale w perspektywie stwórczego planu Boga wartość jego dokonań jawi się zupełnie odmiennie. Chronologicznie pierwszym i podstawowym powołaniem mężczyzny jest zawarcie związku małżeńskiego i założenie rodziny: Przeto opuszcza mężczyzna ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się dwoje jednym ciałem (Rdz 2,24). Sens i sposoby realizacji podstawowego powołania mężczyzny ukazał Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio. Zgodnie z treścią dokumentu, urzeczywistniają się one we wspólnocie życia rodzinnego. Mężczyzna pełni tu podwójną rolę: męża i ojca. Te dwie funkcje ściśle się ze sobą łączą. Nie będzie dobrym ojcem ten, kto nie potrafi być dobrym mężem. Co więcej, aby być dobrym mężem i ojcem, trzeba najpierw stać się dojrzałym, odpowiedzialnym mężczyzną, zarówno w wymiarze biologicznym, jak i psychicznym i moralnym. Mężczyzna o dojrzałej osobowości to człowiek zdolny do podjęcia odpowiedzialności za siebie i innych.

Wiele dobrego moglibyśmy powiedzieć o bohaterze naszych rozważań z wyjątkiem posiadania przez niego tych cech, które najlepiej predestynują mężczyznę do realizowania się w roli ojca i męża. DiCaprio, który sam o sobie zwykł mówić, że jest „miłym chłopcem” (nice boy), bardziej kojarzy się „ze skaczącym z kwiatka na kwiatek” lekkoduchem. Powagę jego płomiennych przemówień na rzecz ochrony środowiska naturalnego zweryfikowały „nieco” medialne doniesienia, według których miał salwować się ucieczką z płonącego Los Angeles prywatnym odrzutowcem. Być może aktor właśnie z powodu zaangażowania się w realizację szczytnych ideałów ratowania planety nie był w stanie wystarczająco mocno stąpać po ziemi, co pozwoliłoby mu realnie spojrzeć na upływający czas i dokonania. A może jednak jest przykładnym produktem machiny rozrywki, która wciąga bez reszty i po czasie wypluwa już niezdolnego do rezygnacji z siebie człowieka, czemu zaprzeczał w opublikowanej w 2010 r. na łamach „Rolling Stone” rozmowie, twierdząc, że wszystko przyjdzie w swoim czasie.

Wydaje się, że na życiowe wybory celebryty mogło w dużej mierze wpłynąć przekonanie lub rodzaj wiary w nieśmiertelność kina. W wywiadach często powtarzał: „Ból jest tymczasowy, film jest na zawsze”. Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czego sobie życzy z okazji zbliżających się 50. urodzin, DiCaprio z typowym dla siebie urokliwym uśmiechem odparł: „jeszcze jednego filmu” (one more movie). Nie zażyczył sobie zatem wytrwania w ramionach tej samej towarzyszki oraz licznego potomstwa, które karmić się będzie owocami jego wieloletniej pracy na planach zdjęciowych. Być może nawet szczerze o tym marzy, jednak czas na budowanie poważnej i wiernej relacji u boku dojrzałej kobiety bezpowrotnie minął.

Nieodwracalna strata czasu na nieważne w gruncie rzeczy przedsięwzięcia zdaje się być pokłosiem zapatrzenia w doczesność. DiCaprio nie stanowi bynajmniej odosobnionego przykładu człowieka, który dał się uwieść światowym mirażom. Intersująca w historii aktora jest jego potrzeba nieśmiertelności, którą chciał się przyoblec, grając w filmach. Jak dalece zwodnicza może być to iluzja pojmie tylko ten, kto zrozumiał, że celem naszego ziemskiego bytowania jest spotkać Stwórcę.

Ignacy Loyola mówił: „Człowiek stworzony jest, aby Boga i Pana swego chwalił, cześć Mu oddawał i służył Mu, a przez to zbawił duszę swoją”. W tej perspektywie człowiekiem sukcesu będzie każdy, kto całe życie mógł poświęcić na szukanie Boga i cieszyć się Jego znalezieniem. Dlaczego? Bo spotkanie Boga po śmierci zależy od tego, w jaki sposób człowiek odnajdzie Boga na tej ziemi.

Jest to możliwe tylko dzięki wierze. Benedykt XVI nauczał, iż wiara jest darem, danym przy chrzcie, który umożliwia nam spotkanie z Stwórcą. Przy tym ważne jest nie tylko to, w co wierzymy, ale też komu wierzymy. Wierzyć oznacza więc nawiązać głęboko osobistą więź z Bogiem, który zbliżył się do nas przez swojego Syna. Nikt zatem nie może w życiu otrzymać większej łaski, jak odkryć Boga w Jezusie Chrystusie. Kto więc chce wiedzieć, czym naprawdę jest wiara, musi zrozumieć, że jest nią poznanie prawdy Jezusa Chrystusa. A Jego prawda jest życiem, nieśmiertelnością, której tak wielu szuka po omacku, nie widząc z powodu ciemności grzechu. Nieśmiertelność, do której zaproszony został człowiek, jest owocem zmartwychwstania Syna Bożego, który poprzez dar Ducha Świętego zechciał włączyć w swą chwałę tych, którzy w Niego wierzą (por. J 17, 22).

Jakże intrygująca w kontekście naszych rozważań jest wypowiedź Mela Gibsona, który w jednym z niedawnych wywiadów stwierdził, że strata domu w kalifornijskich pożarach była dla niego formą oczyszczenia. Twórca legendarnej „Pasji” podczas rozmowy z Raymondem Arroyo wyznał, że czuje się w ten sposób przygotowywany do czegoś innego. Wyraził przy tym swoje osobiste przekonanie, że sam Wszechmocny szykuje go do czegoś większego. Na pytanie prezentera, czy ma to jakiś duchowy związek z planowym rozpoczęciem prac na filmem o Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, Gibson przypomniał prawdę o nagości ludzkiego życia w chwili narodzin i śmierci. Przyznał, że widzi w ostatnich wydarzeniach rodzaj zapewnienia, że wszystko będzie człowiekowi dane, gdy ten zajmie się w pierwszej kolejności szukaniem Królestwa Bożego. Poszkodowanym przez pożar mieszkańcom Los Angeles aktor radził oprzeć się na rodzinie, znajomych, sąsiadach i najbliższej społeczności, ponieważ tylko te wspólnoty są w chwili obecnej realnym wsparciem. Polecił też wszystkim zawierzyć się Stwórcy. Bo to nie film jest na zawsze, jak twierdził Leonadro DiCaprio, ale Bóg.

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie