Komunistyczne władze Kuby potwierdziły śmierć Diubisa Laurenci Tejedy w starciach z policją towarzyszących demonstracji antyrządowej w Arroyo Naranjo pod Hawaną. Przy okazji w oświadczeniu rządzący oskarżyli manifestantów o rujnowanie kraju. Konsekwencje swoich błędnych, zideologizowanych decyzji rządzący wyspą od dekad socjaliści pomijają.
Kubańskie MSW potwierdziło śmierć 36-letniego demonstranta podczas starć z policją. Po wydarzeniach aresztowano nieznaną liczbę osób. Pokłosiem walk są także ranni – w tym funkcjonariusze.
Zdaniem rządu demonstranci niszczą domy oraz linie energetyczne. Ponadto, jak przekonują lewicowe władze w Hawanie, manifestanci zaatakowali cywilów i policję nożami oraz kamieniami.
Wesprzyj nas już teraz!
Władza walcząc z protestami ograniczyła dostęp do połączeń telefonicznych i mobilnej transmisji danych (zablokowano aplikacje: Facebook, WhatsApp, Instagram i Telegraph). Ulice zdominowała policja.
Biskupi katoliccy wezwali do unikania przemocy.
Trwające na Kubie protesty to największe antyrządowe akcje od roku 1994. Powodem ich wybuchu jest trudna sytuacja gospodarcza socjalistycznego kraju będąca efektem kryzysu w Wenezueli oraz pandemicznego zaniku ruchu turystycznego. Ponadto ostatnio kraj notuje rekordy nowych przypadków i zgonów z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2, a szybkość szczepień społeczeństwo uznaje za zbyt niskie. Spośród 11 milionów mieszkańców kraju jedynie niespełna 1,8 miliona jest w pełni zaszczepiona.
Źródło: tvp.info
MWł