Oscar Biscet to jeden z tych opozycjonistów reżimu komunistycznego na Kubie, który po zwolnieniu z więzienia pozostał w kraju. Ten wciąż niepokorny lekarz sprawia władzy dużo problemów. 21 marca jego żona Elsa Morejon poprzez Twittera przekazała wiadomość, że policja ponownie przyszła do jej domu, wręczając wezwanie dla męża, który miał się stawić w piątek rano na posterunku.
Oscar Elias Biscet spędził 12 ze swoich 50 lat życia w więzieniach Fidela Castro. Odbywał wyroki głównie za wyrażanie opinii, iż Kubańczycy powinni mieć prawo do wolności słowa i głosowania w uczciwych wyborach.
Wesprzyj nas już teraz!
W ubiegłą środę na łamach „The Wall Street Journal” ukazał się artykuł Bisceta. Napisał w nim: „W moim kraju nadal panuje brutalny reżim, który uciska obywateli i systematycznie narusza nasze podstawowe wolności”. Dodał, iż „Kuba to państwo policyjne. Funkcjonariusze biją i nękają każdego, kto chce spokojnych zmian politycznych”.
Biscet odkąd opuścił więzienie, co jakiś czas wzywany jest na posterunek policji, gdzie funkcjonariusze poddają go brutalnym przesłuchaniom. Jednak nie czuje się zastraszony. Korzysta nielegalnie z nowoczesnych środków komunikowania się. Tuż po najściu „stróżów prawa”, w Internecie pojawiła się kopia wezwania na posterunek, którą umieściła tam jego żona.
W ciągu wielu lat Biscetowi zarzucano, że stwarza „zagrożenie dla systemu”. Z tego m.in. powodu trafił do więzienia wraz z 74 innymi opozycjonistami w 2003 roku, gdy Fidel Castro urządził tzw. Czarną Wiosnę.
Na łamach gazety „The Wall Street Journal” Biscet napisał, że jako więzień wielokrotnie był świadkiem pobicia innych dysydentów na śmierć. Dwukrotnie też inni więźniowie próbowali go zamordować. W 2007 roku, będąc jeszcze w więzieniu, został odznaczony Prezydenckim Medalem Wolności, przyznawanym przez prezydenta George’a W. Busha. Niemal dokładnie rok temu, Biscet został zwolniony z więzienia.
Wielu towarzyszy opozycjonisty z „żywych piekieł” – tak nazywa kubańskie więzienia – zostało wygnanych do Hiszpanii bez możliwości powrotu do kraju. On jednak zdecydował się pozostać na Kubie i kontynuować walkę o wolność. Prosi o pomoc. Chce, by papież Benedykt XVI wywarł presję na braci Castro, by wreszcie mogły odbyć się wolne wybory. Mówi, że tak, jak papież Jan Paweł II pomógł Europie Wschodniej, tak papież Benedykt XVI może pomóc Kubie.
Na wizycie Ojca Świętego na wyspie cieniem jednak kładzie się postępowanie hierarchii, zwłaszcza kardynała Jaime Ortegi, który z pomocą policji, wyrzucił niedawno 13 dysydentów z katedry w Hawanie. Gazeta „The Washington Post” oskarżyła kardynała o to, że „de facto stał się partnerem Raula Castro”.
Oscar Biscet – i wielu innych opozycjonistów – nie poddaje się. Mimo wysiłków reżimu kubańskiego, chcącego za wszelką cenę uniemożliwić komunikację ze światem, przeciwnicy komunistycznej władzy starają się wykorzystywać wszelkie możliwe sposoby porozumiewania się. Na Kubie, liczącej 11 mln mieszkańców zarejestrowanych jest około dwóch milionów telefonów komórkowych. Ceny połączeń za minutę pozostają praktycznie poza zasięgiem zwykłych obywateli. Jednak zaradni Kubańczycy znają sposoby na obniżenie tych kosztów. Są również geniuszami w umiejętnym wykorzystywaniu anten satelitarnych. Chociaż dostęp do Internetu jest bardzo ograniczony, to kubańscy dysydenci starają się komunikować ze światem zewnętrznym za pośrednictwem Twittera.
Kuba znajduje się obecnie w punkcie zwrotnym. Według komentatorów bracia Castro bardzo się boją, dlatego też w ostatnim okresie bardzo zaostrzyli represje wobec opozycjonistów.
Źródło: Forbes, AS.