Wyobraźmy sobie wielką bitwę. Nie potyczkę, ale starcie na śmierć i życie. Kto przegra, przegra na zawsze. W pewnym momencie mianowany przez Sztab Generalny dowódca jednej z armii rezygnuje, twierdząc, że stracił zdolność dowodzenia. Czuje się wypalony fizycznie i psychicznie (na froncie był wszak od dawna). Opuszcza oddziały. Przychodzi nowy dowódca, który zarządza generalny odwrót na pozycje raczej nie upatrzone przez Sztab Generalny, któremu nominalnie podlega. Stary, „wypalony” dowódca pilnie jednak obserwuje na tyłach przebieg bitwy. Publikuje analizy przyczyn manewru odwrotowego, przenikliwie wskazując na zagrożenia tkwiące za jego dalszym postępowaniem dla całej walczącej armii.
Co prawda nie brakuje wśród niektórych dowódców tzw. średniego szczebla, a nawet wśród zwykłych szeregowców normalnie nie dopuszczanych do gremiów decyzyjnych, głosów zadających pytania: dlaczego stary dowódca nie przedstawił tych analiz sztabowych wcześniej, dlaczego nie poinformował całej armii o zagrożeniach tkwiących także w jej własnych szeregach, gdzie usytuowały się koterie/kliki prowadzące krecią, rozkładową robotę, tak aby na czas pozbyć się szkodników? Dlaczego dawny dowódca właściwie zrezygnował, powołując się wszakże na swoje „wypalenie duchowe”, skoro przedstawiona przezeń analiza odwrotu jest przenikliwa, logiczna i z pewnością nie świadczy o duchowym czy intelektualnym wypaleniu jej autora? W znajdującej się w odwrocie armii pojawiły się wreszcie opinie, że nie można z jednej strony wskazywać na olbrzymie zagrożenia związane z odwrotem na pozycje nieupatrzone przez Sztab Generalny, a z drugiej strony – w tej samej analizie pola bitwy – wychwalać w jej konkluzji nowego dowódcę, który ten odwrót zarządził i zapowiada nawet jego przyspieszenie.
Wesprzyj nas już teraz!
Część korpusu oficerskiego i tzw. zwykłych żołnierzy zwróciła ponadto uwagę na to, że stary dowódca w przedstawionej analizie, choć trzeźwo oceniającej skalę zagrożeń, zdaje się sprzyjać jej zwiększeniu dając do zrozumienia, że „warto w przyszłości” przedyskutować nieomylność rozkazów głównodowodzącego na polu bitwy. Zasada nieomylności od zawsze była przestrzegana przez cofającą się armię (w regulaminie służby została zapisana około półtora wieku temu) i przynosiła jej wymierne sukcesy we wcześniejszych fazach bitwy.
Co bardziej niecierpliwi (i trochę złośliwi) z oficerów i żołnierzy mówili: „Wygodnie jest komentować z biur intendentury krwawy bój, w którym wróg nie bierze jeńców”. Jednak ci bardziej wstrzemięźliwi w sądach i roztropniejsi przypominali, że jest jeszcze przecież Sztab Generalny, a w jego pracach uczestniczy pewien Dwunastogwiazdkowy Generał, znany w szeregach swojej armii ze stuprocentowej skuteczności. Nieprzypadkowo dorobił się przydomka „Miażdżący Łeb Wroga”.
Weterani mówią, że ani Sztab, ani Generał, gdy trzeba będzie, nie będą się ociągać i wezmą sprawy w swoje ręce. Choć taka interwencja może wiązać się ze zmianami w ogólnym obrazie teatru działań wojennych, a z pewnością pociągnie ze sobą głęboką restrukturyzację całego pionu dowodzenia. Ale Sztab Generalny i Dwunastogwiazdkowy Generał to przecież specjaliści od spraw trudnych, a nawet niemożliwych.
Grzegorz Kucharczyk