„Niewidzialna sztuka” miała rzekomo zainteresować krytyków i kupców z całego świata. Galeria wystawiająca nieistniejące prace podobno z trudem wytrzymała napór odwiedzających wielbicieli sztuki. Całość okazała się jednak żartem, na który wielu dało się złapać. Czy jednak mając na uwadze to, co obecnie reprezentuje sobą tzw. działalność artystyczna, można się dziwić tej łatwowierności?
W internecie zawrzało. Informacja o prezentacji „niewidzialnej sztuki” w nowojorskiej galerii wzbudziła prawdziwą sensację. Prace Lany Newstrom miała osiągać astronomiczne ceny. Cała sprawa okazała się prowokacją i żartem stworzonym na potrzeby satyrycznego programu. Porażającym jest jednak fakt, jak bardzo kpina ta przypomina to, co obecnie dzieje się w świecie sztuki. Przykłady? Proszę bardzo.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy niebieski, a będąc precyzyjnym ultramarynowy prostokąt można uznać za dzieło sztuki? Czy malowane przy „użyciu” nagich ciał modelek obrazy zasługują na prezentacje w najdroższych galeriach świata? A może większym uznaniem należy obdarzyć płótna pokryte sadzą? Oczywiście, że tak! Po warunkiem, że stworzył je Yves Klein.
Ile warte są puszki z ekskrementami „artysty”? 183 tys. dolarów!
Czy spakowanie wybranych przypadkowo śmieci w niewielkie przezroczyste opakowania można postrzegać jako „działalność artystyczną”? Pewnie!
Dlaczego pisuar udający fontannę znalazł poklask wśród krytyków? Bo wykorzystał go Marcel Duchamp.
Dlaczego więc nie mogła istnieć galeria sztuki niewidocznej?
Łukasz Karpiel