28 listopada 2025

Kuszenie Chrystusa – zwycięska batalia o serce upadłego człowieka

(Kuszenie Chrystusa, fragment obrazu ołtarzowego w kościele pw. świętego Wolfganga w Salzkammergut (Austria). Fot. Sunny Celeste / imageBROKER / Forum)

Kuszenia towarzyszące Jezusowi podczas Jego ziemskiej drogi stanowią odbicie wewnętrznej walki, jaką musiał stoczyć o swe posłannictwo. W doświadczeniu pokus i zła należy szukać najgłębszego rdzenia misji Chrystusa. Aby podnieść człowieka zniewolonego przez grzech, wszedł On na drogę ludzkiego upadku i przeszedł ją aż do samego jej krańca. Uczynił to, by odnaleźć „zagubioną owcę”, wziąć ją na ramiona i doprowadzić do domu. Wejście w grzech wiązało się więc z przyjęciem roli tego, który współcierpi i cierpi biorąc na siebie ból innych, przemieniając go i niosąc wybawienie. W ten sposób obalił wrota Otchłani i otworzył je.

 

Filmowa adaptacja powieści Nikosa Kazantzakisa pt. „Ostatnie kuszenie Chrystusa” w reżyserii Martina Scorsese (The Last Temptation of Christ, 1988) do dnia dzisiejszego budzi skrajne emocje wśród odbiorców. Jedni widzą w niej spekulatywną eksplorację koncepcji podwójnej natury Chrystusa, inni bluźnierczą wizję wypaczającą rozumienie posłannictwa Zbawiciela.

Wesprzyj nas już teraz!

Dla osoby wierzącej inspirowana powieścią Kazantzakisa filmowa interpretacja osoby Pana Jezusa jest nie do zaakceptowania z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, przedstawiony został On w filmie jako zwykły człowiek obarczony grzeszną naturą. Z perspektywy chrześcijańskiej oznacza to, że nie może być jednocześnie prawdziwym Bogiem, ponieważ – jak uczy Kościół – Syn Boży stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu (por. Hbr 4,15). Owszem, doświadczał ludzkich słabości: zmęczenia, głodu, lęku wobec cierpienia i śmierci, lecz nigdy nie popełnił grzechu i nie nosił w sobie żadnych skłonności do zła.

Po drugie, w interpretacji Scorsesego Jezus staje się Chrystusem dopiero dzięki własnej ofierze, a więc nie posiada tej tożsamości „z natury”. Ostatnie kuszenie zostaje ukazane jako moment, w którym bohater, grany przez Willema Dafoe, musi świadomie potwierdzić swoje „bycie Chrystusem” poprzez wybór krzyża, od czego odwodzi go diabeł. W ten sposób Jego boska misja jest wynikiem osobistej decyzji i wewnętrznego dojrzewania, co pozostaje w oczywistej sprzeczności z biblijnymi tekstami. Zatem bluźniercze jest tutaj odwrócenie relacji, na co zwrócił uwagę w jednym z wywiadów Paul Schrader, autor scenariusza do omawianego filmu: to nie Bóg kształtuje człowieka, lecz człowiek (Jezus jako człowiek) „kształtuje” Boga.

Z różnym przekazów wiemy, że filmowa wersja pierwowzoru literackiego złagodziła jego antykościelny wydźwięk. Choć grecki pisarz we wstępie do powieści zapewnia, że pragnie jedynie ukazać podwójną naturę Chrystusa, to w rzeczywistości „Ostatnie kuszenie…” staje się za jego sprawą polem zaciętej polemiki nie tylko z podstawowymi prawdami wiary, lecz także z samą instytucją Kościoła. Intencją reżysera było z kolei – jak sam mówił – „dotrzeć do tego, jakie jest prawdziwe posłannictwo Jezusa. Nie jako plastikowej figurki na desce rozdzielczej, lecz postaci, której najważniejsze przesłanie pozwoliło nam jako gatunkowi przetrwać na ziemi”. Dotarcie do tej prawdy w oparciu o dzieło Greka zdaje się być najgorszym z możliwych wyborów. „Jezus Kazantzakisa” nie ma bowiem nic wspólnego z biblijnym Jezusem z Nazaretu.

Znacznie bliższa prawdzie o posłannictwie Syna Bożego jest legendarna produkcja Mela Gibsona pt. „Pasja”. Chociaż reżyser nie ograniczył się wyłącznie do tekstów Ewangelii – korzystał także z własnego egzemplarza książki pt. „Bolesna Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa” autorstwa błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich, mistyczki, stygmatyczki i wizjonerki – to jednak źródła, z których zaczerpnął informacje, są nieporównywalnie lepszą podstawą dla zrozumienia wewnętrznej walki Zbawiciela o powierzone Mu zadanie niż bluźniercza powieść Kazantzakisa.

Film otwiera scena Modlitwy w Ogrójcu, w której szatan próbuje odwieść Jezusa od Jego boskiej misji zbawienia świata, mówiąc: „Czy naprawdę wierzysz, że jeden człowiek może unieść ten ciężar?… ratowanie ich dusz jest zbyt kosztowne”. Obraz kuszenia Chrystusa przez zakapturzonego, androgynicznego, ogolonego diabła różni się od spisanych wizji Emmerich. Według relacji niemieckiej mistyczki, modlący się w grocie ogrodu na Górze Oliwnej Jezus widział grzechy wszystkich ludzi od zarania dziejów aż po ich kres. Ukazaną Mu ohydę i złość człowieczej nieprawości potęgowały widzenia przerażających postaci, które nie opuszczały Go ani przez chwilę. Ogrom cierpienia zniekształcił Jego ludzkie oblicze do tego stopnia, iż obudzeni uczniowie z trudem mogli rozpoznać w Nim umiłowanego Nauczyciela. Co ciekawe, o trapiących w tym czasie Bożego Syna pokusach milczą Ewangelie. Święty Łukasz wspomina jedynie o aniele pocieszającym Zbawiciela podczas Jego udręki w Ogrójcu. Czy to oznacza, że od czasu opisanego przez Ewangelistów kuszenia na pustyni Jezus był wolny od diabelskich prowokacji?

Benedykt XVI w swoim dziele pt. „Jezus z Nazaretu” pisze, że kuszenia towarzyszyły Bogu – Człowiekowi na całej drodze Jego ziemskiej egzystencji. W epizodzie z Góry Oliwnej papież widzi kolejną wielką, po kuszeniu na pustyni, wewnętrzną walkę, jaką Mesjasz musiał stoczyć o swe posłannictwo. Doświadczenie kuszenia jest ściśle powiązane z doświadczeniem chrztu, poprzez który Jezus stał się solidarny z grzesznikami. To zaś oznaczało wejście w rzeczywistość zagrożeń i niebezpieczeństw człowieczeństwa. W doświadczeniu zła, jak zauważa Ojciec Święty, należy szukać najgłębszego rdzenia misji Chrystusa. W tym kontekście odczytywanie zła wyłącznie symbolicznie – co zdarza się niektórym interpretatorom, w tym osobom duchownym – zniekształca sens biblijnego przekazu. Aby podnieść człowieka zniewolonego przez grzech, Jezus wszedł na drogę ludzkiego upadku i przeszedł ją aż do samego jej krańca. Uczynił to, by odnaleźć „zagubioną owcę”, wziąć ją na ramiona i doprowadzić z powrotem do domu. Wejście w grzech wiązało się więc z przyjęciem roli tego, który współcierpi i cierpi, biorąc na siebie ból innych, przemieniając go i niosąc wybawienie. W ten sposób obalił wrota Otchłani i otworzył je.

To przekroczenie progu domu zła nieuchronnie oznaczało konfrontację z mocarzem trzymającym człowieka w okowach; mocarzem, którego zwyciężyć mógł jedynie Mocarz silniejszy i jako równy Bogu gotowy by wziąć na siebie całą winę świata i za nią cierpieć, nie tracąc nic z powodu swojej solidarności z nędznikami. Zatem – jak pisze niemiecki papież we wspominanym dziele – „Zstąpienie Jezusa do piekieł, o którym mówi wyznanie wiary, miało miejsce nie tylko w Jego śmierci i po niej, lecz stanowi część składową całej Jego drogi: musi On całą historię, od samych jej początków – od Adama – wziąć w swoje ręce, przemierzyć i przecierpieć, ażeby móc ją przemienić”. W realizacji owego zadania dopatrzeć się można „punktu zwrotnego” całego bytu, przemieniającego i przygotowującego nowe niebo i nową ziemię. W nawiązaniu do tego sakrament chrztu jawi się jako dar uczestnictwa w duchowej i zbawczej misji Chrystusa, która urzeczywistniła się w Jego zanurzeniu się i wynurzeniu. Jan Chryzostom ujął to słowami: „Zanurzenie się i wynurzenie są obrazem zstąpienia do piekieł i Zmartwychwstania”. W Liście do Hebrajczyków św. Paweł podkreśla, że w posłannictwie Jezusa, w symbolicznie zapowiedzianej w chrzcie przyszłej Ofierze, zawarte jest doświadczenie zła i pokus: „Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom (2,17-18). „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (4,15).

Od tej pory nikt nie może już powiedzieć, że pokusa jest doświadczeniem, o którym Jezus nic powiedzieć nie może. Zmagający się z próbami człowiek ma w Zbawicielu nie tylko wzór do naśladowania, ale i moc do stawienia oporu siłom ciemności. Na przykładzie kuszenia Syna Bożego dostrzec możemy – zauważa dalej Benedykt XVI – że najgłębszym rdzeniem wszystkich pokus jest odrzucenie Boga – Boga jako rzeczywiste dobro człowieka. „Do istoty pokusy – pisał – należy jej aspekt moralny. Nie nawołuje nas ona bezpośrednio do czynu złego, lecz stwarza wrażenie ukazywania czegoś dobrego”. Kusiciel nie proponuje nam wprost adoracji siebie, ale zachęca nas do opowiedzenia się, na przykład, za prymatem świata zaplanowanego, od początku zorganizowanego, w którym Bóg ma nawet swoje miejsce, ale wyłącznie jako sprawa prywatna. W pokusie mierzymy się więc z niebezpieczeństwem przekręcenia wszystkiego i pojawieniem się przeciwieństwa.

Wiele wskazuje na to, że w pułapkę owego niebezpieczeństwa wpadł często wspominany w naszych rozważaniach Nikos Kazantzakis, a za nim Martin Scorsese, kreujący w swojej twórczości postać „Jezusa”; postać, która stanowi niemal lustrzane odbicie, a zarazem zaprzeczenie biblijnego Jezusa z Nazaretu. „Bogu Kazantzakisa” pokłonu oddawać nie wolno!

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(15)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie