Niemal każdy fan motoryzacji, który śledzi rozwój elektromobilności co raz notuje informacje o problemach z dostępnością ładowarek dla samochodów elektrycznych. Problem jest odpowiednie planowanie trasy dyktowane lokalizacją punktów ładowania. Teraz okazuje się, że infrastruktura będzie rozwijała się… wolniej. Powód? W przeliczeniu na jedno auto elektryczne jest za dużo ładowarek.
W Polsce na jeden punkt ładowania przypada 8 aut elektrycznych, co oznacza, że infrastruktura jest rozwinięta – ocenił dyrektor Powerdot w Polsce Grigoriy Grigoriev. Jego zdaniem tempo budowy nowych punktów spadnie; inwestorzy będą się dostosowywać do wielkości floty pojazdów bateryjnych, gdyż dla podmiotów budujących stacje ładowania kluczową przesłanką, na podstawie której podejmują decyzje o budowie nowych stacji, jest tempo wzrostu rynku pojazdów elektrycznych.
„Przez ostatnie trzy lata, na pytanie, co powinno być najpierw, auta czy infrastruktura, odpowiedź była prosta: ładowarki. Zbudowanie relatywnie gęstej sieci stacji ładowania było niezbędne do tego, aby fani elektromobilności poczuli się komfortowo i bezpiecznie, podróżując po Polsce. Natomiast w tej chwili, z liczbą 8 aut elektrycznych przypadających na jeden punkt ładowania, mamy już naprawdę dobrze rozwiniętą infrastrukturę. Teraz operatorzy, decydując się na kolejne inwestycje, będą dużo bardziej przyglądać się rzeczywistemu wzrostowi rynku elektryków” – ocenił szef Powerdot.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważył, o ile w ostatnich dwóch latach to tempo nie było zadowalające, to początek tego roku przyniósł ożywienie na rynku pojazdów elektrycznych. W czerwcu, wg danych IBRM Samar, zarejestrowano w Polsce 3 759 osobowych elektryków, o 958 (34 proc.) więcej niż w maju i o 1 728 (85 proc.) więcej w ujęciu rocznym. Był to kolejny dobry miesiąc. W ocenie Grigorieva wzrost zainteresowania elektrykami spowodowany był m.in. spadkiem cen aut zeroemisyjnych, pojawieniem się atrakcyjnych form ich finansowania, w tym dotacji z programu NaszEauto, a także rozwojem infrastruktury.
Jego zdaniem w najbliższych latach tempo budowy infrastruktury w Polsce wyraźnie się jednak zmniejszy. „Nie będzie już przybywać rocznie 4,5 tys. punktów ładowania, jak obecnie, ale raczej 2,5-3,5 tysiąca. Rynek jest w tej chwili nasycony, a ponadto zmniejszyła się presja regulacyjna” – stwierdził.
Grigoriev przypomniał, że wciąż aktualny jest obowiązek udostępnienia punktów ładowania w nowo stawianych budynkach użyteczności publicznej, dysponujących co najmniej 10 miejscami parkingowymi. Z kolei do końca 2024 r. taki obowiązek miały spełniać już istniejące obiekty, co spowodowało kumulację inwestycji w ubiegłym roku.
Według stanu na 29 lipca br. do ewidencji Urzędu Dozoru Technicznego wpisane zostały 13 593 punkty ładowania, z czego na odbiór UDT oczekuje ponad 3 tysiące punktów. W czasie ostatnich dwóch lat infrastruktura przeznaczona do ładowania powiększyła się o 125 proc., natomiast w zeszłym roku o 55 proc.
„Okresy te odpowiadają mniej więcej czasom realizacji inwestycji polegających na budowie stacji ładowania. W przypadku złączy CCS (do ładowania prądem stałym – PAP) są to średnio 2 lata, natomiast w przypadku złączy AC (do ładowania prądem przemiennym – PAP) średnio 8 miesięcy” – zauważył Grigoriev. Ocenił też, że budowa infrastruktury do ładowania elektryków pochłonęła w ostatnich 2 latach co najmniej pół miliarda złotych.
Ekspert zwrócił uwagę, że w przypadku dużych inwestorów mających dostęp do długoterminowego kapitału głównym problemem związanym z budową stacji był trudny do przewidzenia czas, który zajmie realizacja inwestycji, a to z kolei uzależnione jest od państwowego monopolisty. Zgodnie z prawem maksymalny czas oczekiwania na wykonanie przyłącza przez spółki energetyczne wynosi 18 miesięcy, jednak w praktyce ten okres nie jest przestrzegany.
„W efekcie użytkownicy muszą dłużej czekać na otwarcie kolejnych stacji, niż wynika to z obowiązujących regulacji. Często denerwują się, że stacja już stoi, ale ciągle nie jest uruchomiona, bo procedury się przeciągają. Za ten stan niesłusznie winią operatorów” – zaznaczył szef Powerdot w Polsce.
Powerdot to pochodząca z Portugalii firma będąca operatorem 9 tys. i realizująca 6 tys. kolejnych punktów ładowania w Portugalii, Hiszpanii, Francji, Belgii, Luksemburgu i w Polsce.
Źródło: PAP
Czy samorządy skończą z drogową ekorewolucją? Ruszyła kampania „Odkorkujmy Miasto!”