„Wara od naszych dzieci”, te wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego słowa wciąż jeszcze krążą po internecie. Stanowić mają one dowód ogromnej determinacji obozu rządzącego w kwestii ochrony najmłodszych Polaków przed homoindoktrynacją i deprawacją. Szkoda jednak, że na podobną troskę wciąż nie mogą liczyć dzieci jeszcze nienarodzone, ale przecież także posiadające prawo do ochrony. Zwłaszcza przed grożącym im śmiertelnym niebezpieczeństwem. W sytuacji, kiedy nie możemy liczyć na „dobrą zmianę” w zakresie ochrony życia, tym bardziej powinniśmy angażować się w modlitewne inicjatywy takie jak duchowa adopcja dziecka poczętego zagrożonego aborcją. Uroczystość Zwiastowania NMP stanowi do tego szczególną okazję.
Niewinne dziecko skazane na śmierć
Wesprzyj nas już teraz!
Tylko, czy rzeczywiście takie niewinne? Przecież kiedy tylko się urodzi, już przez całe swe życie będzie wprowadzało nieprzyjemny dysonans wszędzie tam, gdzie się pojawi. A przecież tak wiele zrobiono już, aby pięknemu, zdrowemu i radosnemu społeczeństwu nie dawać okazji do bliższych kontaktów z wyposażonymi w dodatkowy chromosom 21.
Palmę pierwszeństwa, która jednak po bliższym przyjrzeniu się przypomina raczej codzienne narzędzie pracy mieszkańca piekielnych otchłani, dzierży Islandia. W tym malutkim, pokrytym lodem kraju 100 proc. dzieci ze zdiagnozowanym zespołem Downa zostaje zamordowana, w Danii 98 proc, zaś w USA 67 proc. Łatwo dostrzec, że rozpowszechnienie eugenicznej mentalności, której nie powstydziłby się dr Mengele, nie zależy od wielkości kraju… Odnajdzie się ją w państwach niewiele większych od dużej galerii handlowej, jak i w gigantycznych supermocarstwach.
Wśród posiadaczy eugenicznej mentalności odnajdziemy zarówno przyznających się expressis verbis do nienawiści względem wszystkiego co chore, słabe bądź stare, jak również „troskliwe misie” twierdzące, iż dzieci dotknięte chorobą powinno pozbawiać się życia dla ich dobra, bo przecież będą się męczyć. Oczywiście „misie” równocześnie potrafią podczas internetowej akcji ubrać dwie różnokolorowe skarpetki, aby pokazać że współczują dotkniętym zespołem Downa. Nie przeszkadza im to równocześni być za ich aborcyjną eliminacją!
Do nich liczne przykłady ludzi z zespołem Downa, opowiadających o radości jakie daje im ich własne życie nie przemawiają. Dopatrując się w tych świadectwach „drugiego dna”, wszędzie szukają kłamstw rozsiewanych przez pro-liferów. Przez pancerz eugenicznej mentalności nie przebiją się również opinie rodziców wychowujących dziecko z zespołem Downa. Wszelkie zapewnienia o ogromnej miłości i radości jakie daje taka sytuacja kwitują pobłażliwym uśmiechem. Niestety krąg nosicieli eugenicznej mentalności poszerza się. W jego obrębie pozostają jednak nie tylko mniej lub bardziej radykalni aborcyjności, ale również piewcy procedury sztucznego zapłodnienia, czy głoszący peany na cześć antykoncepcji. Dla tak wielu z nich dziecko jest intruzem, obcym niweczącym plany i zamierzenia.
Czyli winnym.
Skazuje się jednak na śmierć nie tylko z powodu choroby, czy dla ocalenia kilku metrów kwadratowych mieszkania przed „dziecięcą” inwazją, lecz również za grzechy ojców. Jak bowiem inaczej interpretować przyzwolenie na zabicie dziecka wyłącznie dlatego, iż przyszło na świat w takich, a nie innych okolicznościach. Czy dziecko je wybierało? Czy gdyby miało możliwość takiego wyboru nie wolałby zostać poczęte w „normalnej” sytuacji? Jednak „dla pewności” uznaje je się winnym i skazuje na konanie.
Wydawanie wyroków śmierci na niewinne i całkiem bezbronne istoty nadal stanowi doskonałe źródło dochodu. Funkcjonowanie aborcyjnych rzeźni spod znaku „Planned parenthood” stanowi na to doskonały dowód. Architekci aborcyjnego holokaustu prawie nigdy jednak nie brudzą sobie rąk krwią nienarodzonych. Im wystarczy przeświadczenie, że ich depopulacyjna agenda jest realizowana. Dla coraz szybszej jej realizacji wkładają w ręce ludzi coraz to nowe „zabawki” w stylu „pigułki dzień po”. Wszystko po to, aby jeszcze łatwiej wykonać wyrok na nienarodzonym, niewinnym dziecku.
Niestety dzieci zagrożone aborcją nie miały też tyle szczęścia i nie urodziły się małymi, słodkimi kotkami, czy ślicznymi pieskami. Wówczas to mogłyby liczyć na to, że grono ich obrońców będzie znacznie szersze, a apele o „ułaskawienie” będą podawane z ust do ust i znajdą się na pierwszych stronach gazet oraz w telewizyjnym prime-timie. A tak, cóż to tylko ludzie dziecko…
Idziemy z odsieczą!
Czy wobec morderczych instynktów aborcyjnych „szwadronów śmierci” możemy pozostać obojętni?
Oczywiście, że nie!
Doskonałą odpowiedzią może być podjęcie dzieła duchowej adopcji dziecka poczętego zagrożonego zagładą, czyli osobistej modlitwy jednej osoby o ocalenie życia dziecka wybranego przez Boga – Dawcę Życia. Trwa dziewięć miesięcy i polega na codziennym odmawianiu jednej tajemnicy różańcowej oraz krótkiej modlitwy w intencji dziecka i jego rodziców:
„Panie Jezu za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi,
która urodziła Cię z miłością
oraz za wstawiennictwem świętego Józefa,
“Człowieka Zawierzenia”,
który opiekował się Tobą,
proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka
które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady
i które duchowo adoptowałem.
Proszę, daj rodzicom tego dziecka miłość i odwagę,
aby zachowali je przy życiu,
które Ty sam mu przeznaczyłeś.
Amen”.
Do modlitw można dołączyć dowolnie wybrane dobre postanowienia. Duchową adopcję w sposób uroczysty można przyjąć w kościele podczas Mszy Świętej lub dokonać jej indywidulanie.
Obowiązywanie w naszym kraju tzw. kompromisu aborcyjnego, nie mówiąc już o sytuacji w krajach, gdzie nienarodzonych morduje się „na życzenie” bez wątpienia podnosi wydatnie liczbę dzieci zagrożonych aborcją. Wystarczy spojrzeć na statystyki wskazujące, iż w 2018 roku to właśnie aborcja stanowiła główną przyczynę śmierci na całym świecie – w jej wyniku straciło życie blisko 42 miliony dzieci. Mówiąc bardziej obrazowo, oznacza to, że w 2018 roku zmieciono z powierzchni ziemi całą ludność Polski, oraz na dokładkę wyraźnie ograniczono liczbę Słowaków. Jeśli zatem posłużyć się kolorami i terminologią używanymi na opisanie stanu zagrożenia terrorystycznego, to z bólem serca należy stwierdzić, że mamy do czynienia z sytuacją, w której ani czerwień, ani czwarty stopień alarmowy Delta już od dawna nie oddają dramatyzmu położenia w jakim się znaleźliśmy.
Ratujmy dzieci zagrożone aborcją, dopóki mamy jeszcze szanse. Kiedyś możemy zostać zapytani o to, co naprawdę uczyniliśmy „jednemu z tych braci najmniejszych”? Czy zostawiliśmy ich samych, czy postaraliśmy się im pomóc?
Jaka wówczas będzie nasza odpowiedź?
Łukasz Karpiel