Wielki Post dobiegł końca. Odsunięcie nadmiaru bodźców i codziennych przyjemności miało uprzątnąć w naszych duszach miejsce dla radości ze Zmartwychwstania. Ale jak zachować owoce tych wyrzeczeń, gdy wraca „normalne życie” i świat chce znów nas bombardować doznaniami? Odpowiedź wydaje się prosta: ŻYĆ. Ale „jak żyć?” – to już pytanie, na które ludzkość szuka odpowiedzi od tysiącleci…
Chrześcijaństwo dostarcza nam wprawdzie zbioru jednoznacznych odpowiedzi, ale wciąż są one tylko drogowskazami do szczęścia, natomiast własny sposób przejścia tą drogą musimy odnaleźć sami, nie tylko w czysto „behawioralnym” przestrzeganiu zasad…
Z drugiej strony mamy dziś do czynienia z bardzo subiektywistycznym, a nieraz nawet uczuciowo-emocjonalnym, podejściem do wiary i ideałów chrześcijańskich, dlatego warto przypomnieć, jakie zasady podsuwa wiernym tradycyjna teologia moralna w zakresie pytania „jak żyć?”.
Wesprzyj nas już teraz!
Filary chrześcijańskiego porządku
Najkrócej można powiedzieć, że odpowiedzią jest „uporządkowanie” życia wokół najważniejszych filarów takich jak obowiązki stanu (niebujanie w obłokach, tylko uznanie odpowiedzialności, jaka wynika z aktualnego położenia – dziecka, ucznia, pracownika, przełożonego, małżonka, rodzica, dziadka) czy modlitwa (nie „odklepywanie”, ale dzielenie z Bogiem naszych realnych spraw, a także tych najbardziej wstydliwych zakamarków duszy, z którymi sami sobie nie radzimy).
Podczas Wielkiego Postu poprzez odsunięcie określonych bodźców (ulubionej muzyki, filmów, kawy, alkoholu i innych rzeczy z natury dobrych lub neutralnych, ale takich, których wyrzekamy się z miłości do Boga) wycisza popędy niższej części naszego jestestwa, a wzmacnia władze tej wyższej. Stajemy się bardziej „uduchowieni”, natomiast przywrócenie zwyczajnego natłoku bodźców może nas z tego stanu wybić.
Tu w sukurs przychodzi nam inna rada tradycyjnej katolickiej ascetyki – nie rezygnowanie z okazjonalnych drobnych wyrzeczeń, które, choć nie nakazane w pozostałych okresach roku kościelnego, to jednak pomagają zachować równowagę pomiędzy elementem duchowym i „światowym”.
Są to oczywiście tylko czynności, które mają nam pomagać w zachowaniu owoców Wielkiego Postu, ale czym mają być te owoce? Gdybyśmy utożsamiali je wyłączne z „nastrojem” wyciszenia i „uduchowienia”, to równie dobrze moglibyśmy, za przeproszeniem, ćwiczyć jogę albo oddawać się jakiejś wschodniej technice medytacji! Jest zatem oczywiste, że wszystkie te wyrzeczenia mają w nas kształtować coś znacznie większego, a więc cnoty, które budują nasz charakter.
Tylko cnota, a więc stałe usposobienie do czynienia dobra, może być owocem, który przetrwa spadek „uduchowionego nastroju”. Jeżeli mówimy o miłości Boga, to pamiętajmy, że i ona jest cnotą mającą swój konkretny praktyczny wymiar w codziennym życiu, w tym jak odnosimy się do innych.
Rola kultury w rozwijaniu cnót
Niebagatelną – choć mocno dziś pomijaną – rolę pełni tu kultura. Nie jest ona podstawą kształtowania cnót ani ich umocnienia, ale potrafi być nieocenioną pomocą. W czasie Wielkiego Postu z jednej strony ograniczamy ilość przyjmowanych treści, a z drugiej zamieniamy treści świeckie na duchowe. Wyobraźmy sobie, jak ważna w pozostałym czasie może być kultura dostarczająca treści, które wprawdzie są świeckie, ale nie szkodzą duszy, a nawet podnoszą ją ku radości, przyjaźni czy miłości.
Równie ważna jest rola rytuałów, których jako Polacy zostaliśmy pozbawieni nie tylko wskutek rewolucji kulturowej z zachodu, ale także wskutek kilkudziesięciu lat wybijania elit i komunizowania obyczajów społecznych przez sowietów. Zastanówmy się nad wymienionymi wyżej przedmiotami naszych wielkopostnych wyrzeczeń i wyobraźmy sobie, jak cenne mogą być dla chrześcijańskiego życia…
Ot, choćby jedzenie i napoje. Komuna odarła nas praktycznie bez reszty z tego, co można określić jako „kulturę kulinarną”. Zazwyczaj chcemy zjeść tanio i szybko, a nasze „tradycyjne” menu nie wykracza poza PRL-owską stołówkę. To samo często dotyczy tego, co pijemy. Tymczasem sfera rytuałów codzienności i umiejętność cieszenia się życiem przy towarzyszeniu gatunkowych produktów zawsze łączyły ze sobą ludzi, dostarczając przy tym zdrowej dozy przyjemności i wytchnienia w trudach życia. Tak jak w kształtowaniu cnót ważna jest powtarzalność określonych czynności, tak dla jakości naszego życia ważny jest rytuał, a więc powtarzanie określonych czynności uwarunkowanych kulturowo.
Często jako katolicy mamy skłonność do machnięcia ręką i stwierdzenia: Kultura i tak jest w rękach lewaków i bezbożników, a uciechy cielesne mogę sobie podarować, wszak nie o to w życiu chodzi. Nie o to, prawda, ale natura nie znosi próżni. Tam, gdzie nie odwołujemy się do pozytywnych wzorców kulturowych, muszą wkroczyć negatywne. Jeżeli odpuszczamy tę sferę, to dajemy tym większe pole złu, a sami pozbawiamy się smaku i kolorytu w życiu, popadając w ostateczności nawet w przesadny ascetyzm.
W tym sensie można by zadać tytułowe pytanie jeszcze inaczej: Czyż nie jest łatwiej żyć, kiedy się pości? Owszem – nasuwa się odpowiedź – ale nie da się pościć przez całe życie! I nie nakłania nas do tego Kościół. Cnota umiarkowania nie polega na odsuwaniu wszystkich okazji do nadużycia, lecz na korzystaniu wtedy, gdy jest to korzystne, a odmawianiu sobie, kiedy jest to wskazane. Inna sprawa, że czasami nie chce nam się z jakiegoś powodu uczestniczyć w relaksie, ale miłość bliźniego skłania nas, by potowarzyszyć komuś przy kieliszku wina albo innej godziwej uciesze.
Co daje cnota umiarkowania? Pokój duszy i sumienia. Bo mamy przekonanie, że nie robimy „falstartu” względem woli Bożej poprzez nadmierną gorliwość w ascezie, a z drugiej strony nie popadamy w przesadne oddawanie się uciechom. Dlatego pośćmy w czas postu, a gdy ten się kończy – uczmy się świadomie i z klasą sięgać po te wszystkie pocieszenia, które dał nam Bóg i które tak barwnie doskonaliła przez wieki ludzka kultura.
Filip Obara