Prezydent Obama właśnie nominował na prezesa Banku Światowego Jima Yonga Kima, Amerykanina, lekarza i antropologa, rektora amerykańskiej uczelni Darmouth College. Pięcioletnią kadencję obejmie on 1 lipca, po ustępującym z urzędu Robercie Zoellicku.
O stanowisko prezesa BŚ ubiegała się również minister finansów Nigerii i była dyrektor zarządzająca Banku Światowego, Ngozi Okonjo-Iweala oraz były prezes banku centralnego Kolumbii i wysoki urzędnik ONZ-u, Jose Antonio Ocampo.
Wesprzyj nas już teraz!
Jim Yong Kim jest również założycielem organizacji non-profit Partners in Health, która zajmuje się zarządzaniem programami ochrony zdrowia w krajach najuboższych. Pracował również w Światowej Organizacji Zdrowia, gdzie zajmował się prowadzeniem programu leczenia chorych na AIDS i zarażonych wirusem HIV. Argumentem przemawiającym za wyborem Amerykanina miało być, to że głównym obszarem działalności Banku Światowego jest pomoc krajom biednym, czyli to, czym Kim zajmował się dotychczas.
W rozmowie z BBC Kim podkreślał, że priorytetem dla każdego kraju powinien być wzrost gospodarczy oparty na wolnym rynku. Jako główny cel swoich działań, nowy prezes BŚ obrał tworzenie nowych miejsc pracy poprzez kapitalistyczne pobudzenie gospodarki.
Przeciwnicy tej nominacji zauważają, że Jim Yong Kim nie posiada wykształcenia ekonomicznego, ani nawet doświadczenia w zarządzaniu instytucją finansową. Nie jest to praktyka obca w sferach władzy, skoro u nas psychiatra mógł być ministrem obrony narodowej … . Nominacja Obamy sprawia również nieodparte wrażenie, że to nie Jim Yong Kim będzie podejmował główne decyzje i że posłuży on raczej za marionetkę w czyichś rękach. Te same zarzuty były podnoszone wobec Hermana van Rompuya, sprawującego fasadową funkcję Prezydenta Unii Europejskiej.
Deklaracje nowego prezesa Banku Światowego można by uznać za nową jakość i zmianę kursu, gdyby nie to, że BŚ co do swej istoty jest instytucją, która po dokładniejszym przyjrzeniu się jej, z wolnym rynkiem jest zwyczajnie na bakier. Udziela ona preferencyjnych pożyczek krajom doń należących, stawia przy tym jednak sporo warunków odnośnie polityki fiskalnej, ustalania cen, itp. Były główny ekonomista Banku Światowego, Joseph Stiglitz, został w 1999 r. wyrzucony z pracy po tym, gdy pozwolił sobie na krytykę BŚ. Stwierdził, że polityka tej instytucji, działającej razem z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz ze Światową Organizacją Handlu przypomina wojny opiumowe. Wówczas również chodziło o „otwarcie rynków”. W rzeczywistości Amerykanie (do Departamentu Skarbu USA należy 51% udziałów BŚ; od lat niepisaną umową jest, że prezesem BŚ wybierany jest Amerykanin, MFW – Europejczyk) oraz Europejczycy dążą do zlikwidowania barier w handlu z krajami Azji, Ameryki Łacińskiej czy Afryki, a jednocześnie chcą odgrodzić swe rynki przed napływem konkurencyjnej żywności z państw Trzeciego Świata. Stawiając liczne warunki przy udzielaniu pożyczki (Stiglitz mówił o średnio stu), Bank Światowy de facto uzależnia „wspomagany” kraj od siebie i pożyczanych mu pieniędzy, wpędzając go w jeszcze większą nędzę. Nieraz przeciwko polityce BŚ miały miejsce zakrojone na szeroką skalę protesty, jak choćby w Ekwadorze czy Indonezji w pierwszej połowie ubiegłej dekady.
Tomasz Tokarski