„Jedną z najbardziej przerażających chorób, które dziś szerzą się w Kościele, jest letarg strażników wiary”, pisał w wydanej w 1973 roku „Spustoszonej Winnicy” Dietrich von Hildebrand. Wybitny filozof i teolog gorliwie stający w obronie ortodoksji po Soborze Watykańskim II trafił, zdaje się, w sedno… a z jego uwag wielu hierarchów – również w Polskim Kościele – wciąż mogłoby skorzystać dla obrony wiary.
Dietrich von Hildebrand otwarcie opisywał działanie „piątej kolumny” w Kościele. Mianem tym określał duchownych zrekrutowanych wprost do uderzenia w Kościół ze środowisk masońskich i komunistycznych. Jak zaznaczał, zasadą działania tych wrogich środowisk, dążących do zniszczenia Królestwa Bożego od wewnątrz, jest współpraca z „postępowymi teologami i pasterzami”. Ci chcą, by Mistyczne Ciało Chrystusa przekształcone zostało w „czysto humanitarną wspólnotę, zsekularyzowaną i pozbawioną świętości”, ostrzegał pisarz w wydanej przed 50 laty książce.
Teolog zdawał sobie jednak sprawę, że grupa biskupów kierujących się nie reformatorskimi zapędami, a szczerzą wiarą statystycznie przerasta zastęp „postępowców”. Skąd zatem takie powodzenie zwolenników zmiany doktryny? Za obecnego pontyfikatu przeżywają oni wszak chyba złoty wiek sukcesów…
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Hildebranda do triumfu heterodoksji przyczynia się w olbrzymiej mierze bierność co bardziej ortodoksyjnych hierarchów. „Gdy idzie o interwencję przeciwko heretyckim teologom i księżom lub przeciwko bluźnierczemu deformowaniu kultur, nie czynią żadnego użytku ze swego autorytetu. Albo zamykają oczy i próbują ignorować ciężkie niedomagania oraz obowiązek podejmowania interwencji (…), albo też boją się, że zaatakuje ich prasa oraz środki masowego przekazu i okrzyczy ich mianem ludzi reakcyjnych, małodusznych, średniowiecznych”, wyjaśniał powody tego zaniedbania niemiecki teolog.
Jak dodawał filozof, co szczególnie bolesne, z taką postawą często idzie w parze twarde obchodzenie się z wiernymi, którzy wobec bierności pasterzy na własną rękę próbują stawać w obronie czystości depozytu wiary. „Niektórzy biskupi okazujący obojętność wobec heretyków, zajmują rygorystycznie autorytatywną postawę wobec wiernych walczących o ortodoksję – czyniących to, co oni sami powinni czynić”, zwracał uwagę niemiecki uczony.
„Toleruje się gadanie heretyków – duchownych i świeckich, w milczeniu ulega się zatruwanie wiernych, ale ludziom niezłomnym, opowiadającym się za ortodoksją, chce się zamknąć usta, traktuje się jak siewców niepokoju”, dodawał.
„Czy oczekuje się od wiernego, by nie zwracał uwagi, gdy w kazaniach głoszone będą rzeczy zupełnie nie do pogodzenia z nauczaniem Kościoła – podczas, gdy pozwala się na działalność nauczycielską teologów, twierdzących, że Kościół musi zaakceptować pluralizm (…)?”, pytał ze smutkiem autor „Spustoszonej Winnicy”.
Uwagi von Hildebranda zdają się szczególnie trafne w przypadku m.in. polskich hierarchów. Trudno przecież uznać nasz rodzimy episkopat za do cna postępowy. Ba – były przewodniczący KEP upominał nawet autorów niemieckiej Drogi Synodalnej przed heterodoksyjnymi propozycjami oraz zagrożeniem ekspansji wrogich wierze postulatów na Synodzie o Synodalności, a biskupi z Polski postrzegani byli również m.in. na Synodzie o Rodzinie z 2015 roku jako hamulcowi postępowych propozycji.
Głosy przypomnienia o ortodoksji pojawiają się zatem w polskim episkopacie. Ubolewać trzeba jednak nad tym, że są one z reguły pojedyncze lub na tyle „ostrożne”, że nie sposób, aby przerodziły się w akcję otwartego sprzeciwu. Boleśnie wniosek taki potwierdziła reakcja rodzimych hierarchów na „Fiducia Supplicans”. Dokument zezwalający na błogosławienie związków jednopłciowych zdecydowanie skrytykowały episkopaty Afryki, a przeciwko niemu opowiedzieli się biskupi Ukrainy, czy Węgier. Polskie stanowisko polegało jednak jedynie na usilnym przekonywaniu, że „Fiducia Supplicans” do par homoseksualnych się nie odnosi.
Zdecydowane głosy biskupów trudno jednak znaleźć i w skali całego świata. Ci hierarchowie, którzy odważają się na otwarte „nie” wobec psucia religii przez głoszenie błędów co do wiary to niestety wyjątki. Zaledwie „reszta” z tych, którym chęć postawienia nauczania katolickiego na głowie wcale nie jest bliska.
„Nie ma nic bardziej błędnego od wyobrażenia, iż należy pozwolić się wyszumieć i cierpliwie odczekać, aż wszystko samo się uspokoi”, kwitował w swojej proroczej pracy von Hildebrand. „Niekorzystanie z ustanowionego przez Boga autorytetu jest bodaj najpoważniejszym w skutkach błędem współczesnego Kościoła”, dodawał ceniony teolog.
W tej sytuacji zdaniem Hildebranda wiernym świeckim nie wolno ulec przekonaniu, że posłuszeństwo wobec biskupów jest nadrzędne wobec zachowania i głoszenia prawdziwej wiary. „Czy w czasach arianizmu, kiedy to większość biskupów była arianami, wierni, zamiast walczyć przeciwko herezji, powinni byli ograniczać się do grzecznego i posłusznego wypełniania zarządzeń biskupów?”, podkreślał uczony.
Źródło: Dietrich von Hildebrand, „Spustoszona Winnica”. Wyd. Fronda
FA