23 marca 2022

Liberalna demokracja nie zastąpi nam katolickiej Polski. Polemika z Terlikowskim

Tomasz Terlikowski zaproponował głębokie przemodelowanie polskiego konserwatyzmu w obliczu agresji Rosji przeciwko Ukrainie. Według publicysty Polska powinna między innymi zrewidować europejskie sojusze, stawiając na współpracę z mainstreamowymi ugrupowaniami z krajów UE. Trzeba też, twierdzi Terlikowski, „zawiesić agendę obyczajową”. W cieniu armat Kremla nie mielibyśmy już zatem upominać się o „wartości”, bo przecież zagrożona jest wolność. Jednak jeżeli mamy choć krztynę instynktu samozachowawczego, nie idźmy za tymi radami.

Na początku krótkie wyjaśnienie: w żadnej mierze nie poczuwam się za przedstawiciela polskiego konserwatyzmu. Portal PCh24.pl nie powstał 10 lat temu po to, by „konserwować” status quo, ale by walczyć o odbudowę cywilizacji chrześcijańskiej. Chodzi o kontrrewolucję, a nie ratowanie zgliszcz. Rozumiem jednak, że propozycja Tomasza Terlikowskiego adresowana do „konserwatystów” jest w istocie propozycją skierowaną do szeroko pojętej prawicy w Polsce w ogóle; dlatego w tym tekście nie będę różnicował między konserwatyzmem a postawą kontrrewolucyjną.

Tekst Tomasza Terlikowskiego pt. „Cztery postulaty nowego konserwatyzmu” ukazał się na łamach Plusa Minusa z 19-20 marca. Publicysta uważa, że polska myśl konserwatywna (czy też: prawicowa) musi szybko wejść na nowe tory, bo bez tego nie odpowie właściwie na rosyjskie zagrożenie. Tymi nowymi torami miałoby być zbratanie się z demokracją liberalną z całym „dobrodziejstwem” inwentarza, przynajmniej na czas wojenny. Autor popełnia jednak niezwykle poważny błąd w ocenie sytuacji politycznej. Być może to właśnie on prowadzi go na manowce. 

Wesprzyj nas już teraz!

Nieudany „manewr katechoniczny”

Po pierwsze, Terlikowski uważa, że kurs, jaki przyjęła europejska prawica, wpychał ją w ręce Kremla. Autor pisze:

 „Konserwatywna europejska prawica definiowała spór z lewicą i liberałami jako konflikt cywilizacji dotyczący przestrzeni obyczajowej (tak robiła przynajmniej jej część, w tym na pewnym etapie także ja sam). To sprzyjało – w Polsce u nielicznych osób, ale już we Francji czy Hiszpanii u wielu – postrzeganiu Rosji jako nadziei na odrodzenie tradycyjnych wartości, a rosyjskiego prezydenta jako katechona, czyli kogoś, kto zatrzyma rozlewanie się zła. Obecna sytuacja wymusza rewizję takiego postrzegania. Widząc to wszystko, konserwatyści powinni zrobić to samo, co ponad dwa wieku temu zrobił ojciec współczesnego konserwatyzmu Edmund Burke, czyli przemyśleć postawę polityczną na nowo”.

Czytelnik łatwo dostrzeże gdzie leży nieporozumienie. Autorowi wydaje się, że prawica na Zachodzie dlatego patrzy przychylnie na Rosję, że szczerze dostrzega w niej siły mogące przywrócić w Europie ład chrześcijański. To, oczywiście, nieprawda, której wykazanie nie nastręcza żadnej trudności.

Sięgnijmy tylko do Niemiec. Terlikowski mógłby łatwo wskazać na Alternatywę dla Niemiec jako ugrupowanie prawicowe, które nie ukrywa sympatii prorosyjskich. Słusznie; pytanie jednak, dlaczego sympatii prorosyjskich nie ukrywa również Die Linke, czyli postkomunistyczna lewica, która jako żywo nie podziela „wartości” przyświecających Alternatywie? Już to tylko zestawienie burzy jednolity obraz, ale przecież… to ledwie początek. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Niemcami rządziły naprzemiennie SPD i CDU, partie, które z nową europejską prawicowością nie mają nic wspólnego. Ugrupowania te były na przestrzeni lat albo jawnie prorosyjskie (SPD za Schrödera), albo prorosyjskie niejawnie (CDU za Merkel, SPD za Scholza). Przecież to właśnie niemiecki mainstream odpowiada za gospodarcze i zbrojeniowe (sic) umacnianie Rosji oraz uzależnianie Niemiec od rosyjskiego gazu.

Tak samo jest we Francji. Terlikowskiemu łatwo przyjdzie stwierdzić, że francuskie Zjednoczenie Narodowe jest zarówno prawicowe, jak i prorosyjskie. Stąd wyciągnie wniosek, że kurs europejskiej prawicy był błędny. Co jednak publicysta Plusa Minusa powie na politykę bynajmniej nie prawicowego Emmanuela Macrona, który polecił francuskim firmom pozostać w Rosji mimo sankcji, a który mimo embarga po aneksji Krymu godził się na sprzedawanie Rosjanom broni? To samo robił zresztą jego poprzednik, François Hollande… Włochy? Tak, Matteo Salvini paradował w koszulce z Władimirem Putinem. Ale to nie on odpowiada za wytrwałą włoską opozycję wobec nakładania na Rosji sankcji przed wojną na Ukrainie; to nie on, ale premier Giuseppe Conte w 2021 roku zapowiadał walkę o zniesienie obostrzeń nałożonych na Kreml…

Jaka zmiana sojuszy?

Terlikowski nie rozumie najwyraźniej, że w zachodniej Europie „prorosyjscy” są niemal wszyscy: dla tamtych państw interesy z Kremlem były, są i będą ważniejsze od suwerenności Ukrainy czy – obawiam się – również Polski. Prawica zachodnieuropejska mówiła dotąd o tym głośno, a centrum i lewica nie – ale wszyscy robili dokładnie to samo. Działali na rzecz porozumienia i współpracy z Rosją. Kwestie prawicowości czy lewicowości są tutaj całkowicie wtórne.

Dlatego również jeden z głównych postulatów artykułu Terlikowskiego nie ma żadnego sensu. Brzmi on: „Zrewidować sojusze”. Według autora wojna na Ukrainie pokazała, że to właśnie europejski i amerykański mainstream „opowiedział się po stronie Ukrainy i państw naszego regionu”. Publicysta wymienił Josepha Bidena, Emmanuela Macrona, niemieckie SPD i Zielonych… Wskazane partie miałyby „zmienić zdanie” i stanąć „po tej samej stronie, co my”. Stąd Terlikowski wnosi, że należy… uwaga!… „zrealizować przynajmniej część postulatów związanych z praworządnością”, aby polepszyć nasze kontakty z Unią Europejską.

Autor z pewnością rozumie, że skłanianie Polski do przyjęcia zasad tak zwanej praworządności służyło zawsze tylko i wyłącznie narzuceniu naszej ojczyźnie ściślejszej dominacji niemieckiej; być może uważa jednak, że Polska zdominowana przez Niemcy będzie jako ścisły protektorat tego kraju lepiej chroniona przed ewentualnością rosyjskiej agresji. Być może ma rację, ale nie wiem, doprawdy, który Polak chciałby znaleźć się w położeniu będącym konsekwencją realizacji tego scenariusza. Poza tym nadzieja, że wzajemne powiązana gospodarczo-polityczne z Niemcami uchronią Polskę przed ewentualną agresją Rosji uważam jednak za cokolwiek utopijne; rosyjska agresja przeciwko Ukrainie pokazała aż nader dobitnie, że wiara w „pacyfistyczną” moc ekonomii, tak silnie lansowana w świecie zachodnim w ciągu ostatnich ponad 40 lat, była tylko złudzeniem. Terlikowski najwyraźniej jeszcze się z tego złudzenia nie otrząsnął.

Obciążeni „agendą obyczajową”?

Wreszcie Terlikowski postuluje, by konserwatyści… „zawiesili agendę obyczajową”. Autor prezentuje tę myśl poprzedziwszy ją obszerną tyradę wymierzoną w Rosję jako fałszywego katechona. Słusznie obnaża rosyjskie kłamstwa, demaskuje Putina jako łże-konserwatystę, ale pytanie brzmi: kogo chce przekonać? Przecież polski czytelnik doskonale wie, jak wygląda sprawa z ruskim „konserwatyzmem”. Tymczasem cała argumentacja Terlikowskiego prowadzi tylko do tego, by ostatecznie móc wskazać rzekomą konieczność pogodzenia się z demokracją liberalną. Autor pisze: „Liberalna demokracja, nawet jeśli nie jest systemem idealnym (a nie jest), to w tej chwili jedyna alternatywa dla putinizmu. Abyśmy mogli się spierać o wartości, o religię, o „małżeństwa gejowskie”, musimy mieć minimum wolności. Putin nikomu jej nie gwarantuje. Z tej perspektywy więc – przynajmniej na czas rozpętanej przez niego wojny – warto wstrzymać się od eskalowania obyczajowych i etycznych sporów. Ta agenda powróci, bo się przecież między sobą różnimy, a jakieś decyzje będą podejmowane, ale na tym etapie istotniejsza jest wspólnota innych wartości, które przeciwstawiamy państwowemu terroryzmowi”.

Po pierwsze, Terlikowski walczy z wiatrakami, bo w obliczu wojny na Ukrainie Polacy tak czy inaczej skupiają się na próbie uporania się z katastrofą humanitarną, trudnościami gospodarczymi i próbą szybkiej poprawy zdolności bojowych armii. Apel publicysty „Plusa Minusa” jest zatem bezprzedmiotowy. To, co jest w nim sprawcze, to jedynie postulat pogodzenia się z demokracją liberalną – co w swoich ostatecznych konsekwencjach oznaczałoby całkowitą klęskę nadziei na utrzymanie w Polsce choćby resztek wpływu katolicyzmu na społeczeństwo i prawo. Po drugie – co niemniej ważne – Terlikowski proponuje nam w cytowanym passusie zmianę języka. Walka o ochronę małżeństwa przed zniszczeniem przez ideologię gender, w domyśle (pisał wszak o „wartościach”) pewnie również kwestie związane z ochroną życia – to wszystko określa czysto lewicową frazą „agendy obyczajowej”. Czy katolikom chodzi o „obyczaje”, czy o prawdę ufundowaną w Bogu, nie trzeba chyba wyjaśniać czytelnikom PCh24.pl. Dla Terlikowskiego, jak widać, nie jest to już jednak oczywiste.  

Multikulti i fałszywa alternatywa

W swoim tekście autor zawarł też kilka cennych spostrzeżeń, na przykład konieczność zmiany spojrzenia prawicy na kwestię migracji czy też apel o odwołanie się do dziedzictwa wielonarodowej Rzeczypospolitej w obliczu napływu mas uchodźców z Ukrainy. Słusznie; szkoda, że nawet przy tej okazji okrasił swoje wywody terminem „multikulturalizmu”, stawiając całą sprawę w absurdalnej perspektywie. Polska była w przeszłości wielonarodowa, ale nie była nigdy „multikulturalna”.

Mówiąc krótko, Tomasz Terlikowski proponuje konserwatystom fałszywą alternatywę: chce odrzucać Putina, który w Polsce i tak jest przecież całkowicie odrzucony, a jednocześnie sugeruje rezygnację z własnej tożsamości (teoretycznie czasową, na okres wojny) i rzucenie się w objęcia euroatlantyckiego liberalnego mainstreamu w nadziei na to, że uchroni to Polskę przed rosyjskimi rakietami. Nadzieja złudna, a efekty jedynie szkodliwe. Poddawanie się europejskiemu dyktatowi nie da nam nic, a na przyszłość nas rozbroi. Na propozycji Terlikowskiego można tylko stracić: i to nie tylko suwerenność (praworządność!), ale również religijną tożsamość.

I nic tu nie pomogą zaklęcia autora, który w ostatnim punkcie swojego artykułu czyni liczne odwołania do dziedzictwa św. Jana Pawła II. Mariaż z zachodnioeuropejskimi liberałami, otwarcie na dyktat Brukseli, milczenie w sprawach cywilizacyjnych to recepta na cywilizacyjną klęskę Polski – i to klęskę najbardziej haniebną, bo przekreślającą nie tylko doczesną misję naszej Ojczyzny, ale i Boże nadzieje.

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij