Ksiądz profesor Jerzy Szymik postanowił w niecodzienny sposób odnieść się do postępowej teologii ojca Karla Rahnera SJ. Chociaż niemiecki jezuita zmarł w roku 1984, to polski teolog za pośrednictwem portalu „Gościa Niedzielnego” napisał do niego list. Zwraca w nim uwagę na modne po Soborze Watykańskim II pojęcie „ducha czasu”.
„Zdaje się, że Waszemu pokoleniu zdarzało się mylić Ducha Świętego z duchem czasu. Naszemu grozi to również, wiem, ale może najwyższa pora to przyznać, by nie powiększać szkód. Uczyliście nas bezgranicznej tolerancji i humanistycznej teologii, ale okazało się, że duch czasu nie jest najlepszym źródłem natchnień w sprawach Boskich i ludzkich” – zauważa ks. prof. Szymik w tekście omawiającym teologię Rahnera w formie listu do jezuity wpływowego na naukę Vaticanum II.
Wesprzyj nas już teraz!
„Problem w tym, że Twoja wiara w człowieka wydaje się większa niż Twoja wiara w Boga (nie mówię o Twojej osobistej wierze, mówię o dwóch wiarach – bohaterkach Twojego tekstu). Czy bierzesz pod uwagę, że niejednego Twojego czytelnika i ucznia może uwieść ten pogodny (światełko, szczęśliwość), na wskroś humanistyczny ton? Wystarczy być człowiekiem, pomyślą. To już i tak wystarczająco trudne. A otwarcie na tajemnicę może oznaczać wszystko. I nic” – pisze polski teolog.
„Ojcze: teraz, trzydzieści kilka lat po Twojej śmierci – po strzelaninie w paryskim klubie Bataclan, w epoce Aleppo, w czasie kiedy nasze dzieci mają w sekundę niczym nieograniczony dostęp do najobrzydliwszej pornografii i łatwy do narkotyku, u początku cyberwojen, w erze postprawdy – Twoje słowa o zaufaniu wnętrzu ludzkiego serca brzmią dwuznacznie” – dodaje profesor teologii dogmatycznej.
„Może tzw. anonimowe chrześcijaństwo to jedynie mydlana bańka, zepsuta zabawka z dawno zezłomowanego placu zabaw lat sześćdziesiątych, już dość dalekich od SS Truppen, a jeszcze nie tak bliskich dziecięcych szwadronów śmierci. Choć, przyznajmy, Ojcze, kliniki aborcyjne właśnie wtedy pracowały najpełniejszą w dziejach parą, a ból tam mordowanych nie był mniejszy niż ofiar napalmu z wietnamskiej wioski My Lai” – zauważa ksiądz Szymik pytając przy tym retorycznie, czy aby na pewno wystarczy być jedynie „prawdziwym człowiekiem”, zamiast prawdziwie szukać Boga.
„Nie mam Ci niczego za złe. Wędrowałeś w półmroku, jak każdy. Ale szedłeś na przedzie, prowadziłeś nas. Stąd ten list. By próbować zrozumieć. Ojcze i Bracie, znam dobrze ten zawrót głowy, tę bezradność, to współczucie, które każe iść z bliźnim ramię w ramię. I jestem wdzięczny. Cel mamy ten sam. Choć pójdę inną drogą. Do widzenia. Najdosłowniej. Bo wierzę, że się spotkamy i wrócimy do tej rozmowy” – kończy swój list ks. prof. Jerzy Szymik.
Źródło: gosc.pl
MWł