Trwają zmagania londyńskich oratorianów (filipinów) o zachowanie katolickiej tożsamości ich szkoły. Należy ona do najlepszych w Wielkiej Brytanii. Swoje dzieci posyłają do niej przedstawiciele londyńskich, w tym politycy, i to również tacy jak wicepremier Nick Clegg, który na co dzień walczy z religią i Kościołem.
Kilka lat temu zakonnicy postanowili to zmienić. Oświadczyli, że ich szkoła jest przeznaczona w pierwszym rzędzie dla praktykujących katolików. Dlatego przy naborze dają pierwszeństwo dzieciom z rodzin zaangażowanych w życie Kościoła. Ministerstwo oświaty nie zamierza zaakceptować tej praktyki i domaga się usunięcia preferencji dla katolików w katolickiej szkole, ale księża nie dają za wygraną.
Wesprzyj nas już teraz!
Co roku modyfikują na wniosek ministerstwa regulamin naboru, ale jego istota pozostaje ta sama. Praktykujący katolicy mają pierwszeństwo. Ostatnio z podanych tytułem przykładu zaangażowań na rzecz Kościoła usunęli sprzątanie świątyni, bo zdaniem ministerstwa stanowi to wymierną korzyść materialną, a zatem jest swoistą formą łapówki. Urzędnikom to nie wystarczy. W tych dniach do London Oratory School znów przyszło pismo w sprawie kryteriów naboru.
Co znamienne donosy na londyńskich oratorianów składa do ministerstwa Brytyjskie Stowarzyszenie Humanistyczne. Zasłynęło ono z propagowania beztroskiego ateizmu, między innymi w reklamach na miejskich autobusach. Jednak skoro bez Boga jest im tak dobrze, dlaczego dla dzieci deklarowanego ateisty, na przykład Nicka Clegga, domagają się edukacji w ultrakatolickiej szkole?
KAI
mat