W piątek portal Wyborcza.pl zamieścił obszerną, bardzo osobistą „spowiedź” jednego ze swych czołowych reporterów, Marcina Kąckiego, autora między innymi wielu napastliwych tekstów o polskim Kościele i prawicy. W trakcie minionej kampanii wyborczej wydał on książkę „Chłopcy. Idą po Polskę”, w której opisał środowisko Konfederacji. Jedną z łatek, jakie przypiął działaczom tego ugrupowania, jest chorobliwa mizoginia. Przed laty relacjonował zaś obyczajowe afery w Samoobronie i pedofilskie zbrodnie Wojciecha Kroloppa, szefa chóru „Polskie Słowiki” z Poznania. Tym razem sam stał się bohaterem skandalu na tle seksualnym.
Tytuł – „Moje dziennikarstwo – alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem” – mówi wiele o tej opowieści, która stanowi milionowy dowód na to, że praktykowanie lewicowych idei totalnej obyczajowej swobody, prowadzi wprost na dno. W przypadku Kąckiego niemal dosłownie, gdyż trudne życiowe okoliczności, dramatyczne tematy, które opisywał oraz kłopoty, w które się notorycznie wplątuje, miały go nieomal doprowadzić do samobójczej śmierci.
Wesprzyj nas już teraz!
Na tekst zareagowała Karolina Rogaska z „Newsweeka”. Z jej komentarza na Facebooku jednoznacznie wynika, że autor tekstu dopuścił się wobec niej napaści na tle seksualnym oraz, że Kącki pozwalał sobie na podobne zachowania również wobec innych osób. Dziennikarka zarzuciła autorowi tekstu w GW manipulację w opisie wydarzeń oraz to, że napisał swoją niby-spowiedź wyprzedzając konsekwencje spodziewanego ujawnienia jego czynów.
„Wiem, niestety, jak traktuje się ofiary. Ale mam już dość, jestem zmęczona kultem oprawców. Tym, że ludzie czytają tekst Kąckiego i biją mu brawo, nie zastanawiając się nad tym, co z tymi dziesiątkami ofiar, które w nim wymienia. Może przyjmują, że skoro powiedziały mu – zaskoczone jego telefonem – że nie ma sprawy, to wszystko jest w porządku? Kobiety, które doświadczyły krzywdy wiele lat temu, mogą tak mówić, byleby mieć taką rozmowę z głowy. Dla mnie, a jestem jedną z ofiar, nie jest wszystko w porządku” – stwierdziła Rogaska. Jej komentarzowi towarzyszy informacja o niektórych drastycznych sytuacjach, których miała doświadczyć w kontakcie z Kąckim.
Szefowie redakcji GW, Roman Imielski, Aleksandra Sobczak i Bartosz T. Wieliński, podpisali się pod oświadczeniem, w którym zapewniają, że „do żadnego z redaktorów naczelnych ani przełożonych Marcina Kąckiego nie dotarły żadne skargi na jego niewłaściwe zachowanie wobec kobiet podczas pracy w Gazecie Wyborczej”.
„Aż do sobotniego wpisu Karoliny Rogaskiej, a później oświadczenia Polskiej Szkoły Reportażu nikt w redakcji Gazety Wyborczej nie miał świadomości, że Marcin Kącki został oskarżony przez Karolinę Rogaską o napaść seksualną i że został on zawieszony przez Polską Szkołę Reportażu. Marcin Kącki, oddając gotowy tekst, nikogo o tym nie poinformował, czym nadużył zaufania naszego i Czytelników. W efekcie redakcja Gazety Wyborczej opublikowała jego spowiedź nieświadoma, że może mieć drugie dno – wyprzedzające usprawiedliwienie własnych występków” – napisali.
Tragikomicznie brzmi wypowiedź głównego bohatera afery dla portalu Pressserwis: – Długo pisałem ten tekst. Pierwsze notatki do niego, jakie znalazłem, pochodzą z 2019 roku – powiedział Kącki. – Napisałem go, żeby na własnym przykładzie zwrócić uwagę mężczyzn na to, jak traktują kobiety. Ten tekst powstał też dlatego, że obawiam się kontrrewolucji mężczyzn wobec ruchu me too, a wiedzę o tym dała mi książka „Chłopcy”, o konfederatach [członkach partii Konfederacja – red.]. Chciałem, żeby ten esej pomógł mężczyznom uczciwie spojrzeć w przeszłość. Początkowo, po opublikowaniu tekstu, dostawałem mnóstwo wiadomości od facetów, którzy pisali, że kiedyś źle potraktowali swoje partnerki” – wyznał dziennikarz GW.
Komentarze zamieszczone po publikacji opowieści Kąckiego świadczą, że koledzy i koleżanki z branży raczej „nie kupili” jego przekazu. Mariusz Szczygieł z Polskiej Szkoły Reportażu zauważył, że tekst jest „odważny w szczegółach, (…) a jednocześnie bardzo szkodliwy”.
– Kobiety, o których pisze, że je skrzywdził, są w nim potraktowane jak postacie z anegdoty, czy też filmu rysunkowego. Służą wartkiej story. I to jest kolejne ich uprzedmiotowienie – podkreślił Szczygieł.
– Szlag mnie trafia, kiedy czytam, jak MK w celu usprawiedliwiania swoich zachowań wobec kobiet, używa w tekście osoby Ewy Wanat, zmarłej przed niecałym miesiącem. Nie mogę wiedzieć, jak Ewa oceniłaby dzisiejsze dzieło Kąckiego, ale mogę podejrzewać. Napisałaby mu na privie kilka słów, które zapamiętałby do końca życia – ocenił Wojciech Tochman.
– Mam poczucie, że gazeta – znowu – zamiast stać po stronie pokrzywdzonych, na pierwszym miejscu stawia tych, co krzywdzili. Kolejna lekcja dla nas wszystkich – żebyśmy przestali milczeć. Bo przecież to, co opisuje Kącki powinno być nie tylko przedmiotem artykułu, ale i namysłu nad tym, co zrobiliśmy z tego zawodu. I kim się stajemy, gdy zyskujemy władzę mówienia do publiczności – to z kolei uwaga Wojciecha Szota z kulturalnego działu „Wyborczej” (ostatnie cytaty za portalem Interia).
Ewa Siedlecka z „Polityki” powiedziała zaś: – Gołym okiem widać było, że sposób, w jaki Kącki próbuje się z tym wszystkim rozliczyć, nie jest taki, który ofiary mogłyby uznać za satysfakcjonujący. Kącki siebie postawił w centrum. Dodatkowo dzwonkiem alarmowym dla redakcji powinno być to, że pisał, iż molestował osobę od siebie zależną, studentkę. To mnie uderzyło… (cyt. za radiem TOK FM).
Sprawa mocno uderza w uczestników lewicowo-liberalnego głównego nurtu. Prowadzi on z wielkim zaangażowaniem walkę z Kościołem a główną osią tej konfrontacji są bardziej lub mniej prawdziwe przypadki nadużyć obyczajowych z udziałem duchownych katolickich. Na pytanie zaś, dlaczego w centrum zainteresowania mediów jest niemal wyłącznie pedofilia księży czy zakonników – a nie na przykład aktorów, gwiazd muzycznych, szefów wielkich koncernów czy polityków – pada zazwyczaj odpowiedź: skoro Kościół głosi nauki o moralności, rości sobie pretensje do pouczania na temat zasad etycznych, należy wymagać od niego więcej niż od innych.
Polskojęzyczne media, kreatorzy masowej opinii, w walce z Kościołem i prawicą używają obyczajowych „haków”. Zarzucają biskupom i papieżowi Janowi Pawłowi II brak reakcji na seksualne skandale z udziałem księży. Jednak wiara, że po chwilowych wzmożeniach przy okazji spraw Durczoka czy Kąckiego zabiorą się wreszcie za oczyszczenie własnego środowiska a temat nadużyć w tej sferze zaczną traktować sprawiedliwie i proporcjonalnie do ich występowania, ocierałaby się o skrajną naiwność. W końcu od dawna widzimy, jak działa lewicowa moralność.
Roman Motoła