15 stycznia 2024

Łowczy ostrzega: Nieregulowana populacja dzikich zwierząt to niebezpieczna utopia!

(Fot. Daniel Dmitriew / Forum)

Zadzwoniła do mnie cała roztrzęsiona, z informacją, że przed chwilą była świadkiem wypadku drogowego(…) Kobieta prawie płacząc opowiedziała mi o łosiu, który wyszedł na drogę, prosto pod jadący samochód osobowy, a teraz leży z połamanymi nogami i cierpi(…) Poinformowałem ją, że jestem łowczym w Nadleśnictwie Hajnówka oraz myśliwym i z racji możliwości jakie daje mi prawo o ochronie przyrody, mogę jedynie skrócić cierpienia tego biednego zwierzęcia, odstrzeliwując je. Słysząc to, pani krzyknęła w słuchawkę „Ty bandyto!”(…) Gdy już skończyła przeklinać, zapytałem ją spokojnie: „A co z osobami, które podczas kolizji były w samochodzie. Czy są ranni, czy pani wezwała karetkę? Nastąpił kolejny wybuch emocjonalny tej kobiety, która odpowiedziała mi: „A co mnie to obchodzi. Tu cierpi zwierzę”…

Z Andrzejem Łukasiewiczem, myśliwym i łowczym Puszczy Białowieskiej na temat ważnej roli myślistwa, w zapewnieniu bezpieczeństwo ludziom i przyrodzie, rozmawia Adam Białous.

Marcin Możdżonek, prezes Polskiego Związku Łowieckiego mówiąc, że bez regulacji liczebności populacji dzikich zwierząt przez myśliwych staną się one dla człowieka poważnym zagrożeniem, ma rację?

Wesprzyj nas już teraz!

Tak, z całą pewnością, ma rację. Aby nie dochodziło do zniszczeń w uprawach i hodowli rolniczej i w przyrodzie oraz żeby ludzie mogli się czuć bezpiecznie w lesie czy nawet na swoim podwórku lub działce, musi być równowaga w stanie zwierząt dzikich. Bardzo szkodliwe jest każde tzw. przegęszczenie populacji, czyli zbyt duża liczba zwierząt na danym terenie. W dawnych czasach regulowała to sama natura, jednak obecnie, kiedy działalność człowieka zaburzyła te naturalne procesy, to właśnie człowiek musi dbać o równowagę w przyrodzie.
Myśliwi regulują stany zwierzyny w lasach. I robią to racjonalnie, na podstawie obserwacji, a później opracowywania rocznych i wieloletnich planów łowieckich. Myśliwi karmią też zwierzęta. W tym celu koła łowieckie posiadają swoje pola uprawne. Dostarczają karmę do paśników, aby w czasie zimowej pory, ostrych mrozów i głębokich śniegów, zwierzęta nie zdechły z głodu i aby nie wychodziły pożywiać się na rolnicze pola.

Obecnie jednak podstawowa funkcja myśliwych, którą jest regulacja populacji, jest zakłócona z powodu wprowadzania, najczęściej pod presją ekoterrorystów, niemądrych przepisów ochronnych, które doprowadzają do przerostu wielu populacji. Przecież obecnie w Polsce żadna instytucja państwowa zajmująca się ochroną przyrody, nie wyznacza liczebności populacji zwierząt dzikich, w ten sposób, aby nie szkodziły one ludziom i przyrodzie. Nikt nie mówi ile ma być w naszym kraju wilków, żubrów, bobrów czy łosi, żeby ludzie mogli żyć normalnie.
A gdybyśmy tak my, myśliwi, nie polowali przykładowo przez dwa lata, pewnie dopiero wtedy osoby, które uważają, że takie limity nie są potrzebne, przekonałyby się na własnej skórze jak ich myślenie jest błędne. Miałem taką sytuację, kiedy pewna pani, wcześniej gorąca miłośniczka dzików, wpadła do mnie któregoś dnia ze skargą, że dziki zniszczyły jej całą działkę z żądaniem, abym je wytropił i wystrzelał.

Odstrzał dzików przeprowadzony w ubiegłych latach przez myśliwych, dał dobre rezultaty w walce z ASF?

Jak pan sam pewnie słyszy i widzi – ASF w Polsce nie jest już epidemią. Tego tematu nie ma nawet w mediach, które myśliwych mieszały z błotem za ich ówczesne działanie. A chorobę ASF zatrzymał właśnie odstrzał dzików. Obecnie ich populacja w lasach jest teraz mała, ale zapewne za jakiś czas wzrośnie, więc trzeba trzymać rękę na pulsie. Za to dziki występują teraz licznie na terenach lasów czy rezerwatów miejskich. Prawo zabrania myśliwym prowadzić odstrzału w pobliżu siedzib ludzkich. Gminy mogą dziki odławiać, ale to bardzo drogo kosztuje i samorządy nie znajdują na to pieniędzy. A niestety są wypadki, kiedy na terenach miast dziki atakują i kaleczą ludzi.

Które dzikie zwierzę czyni obecnie najwięcej szkód materialnych?

Współcześnie największe szkody w Polsce czyni bóbr. Co za tym idzie, za szkody bobrze wypłacane są najwyższe odszkodowania, sięgające nawet kilku milionów złotych rocznie – tylko w jednym województwie. Za szkody czynione przez to dzikie zwierzę, które jest pod ochroną, płaci państwo, a dokładnie urzędy wojewódzkie. Od jakiegoś czasu ministerstwo środowiska próbuje złożyć te odszkodowania na karb kół myśliwskich, ale dlaczego my mielibyśmy płacić za szkody bobrze, kiedy to zwierzę jest pod ochroną i myśliwi nie polują na bobry, mogą najwyżej regulować jego populację po uzyskaniu odpowiednich uprawnień do odstrzału redukcyjnego.

Coraz większy problem stanowi też nie kontrolowany rozrost populacji żubrów, które również są pod ochroną. Jak pan widzi ten problem?
Obecnie liczebność żubra, jedynie w Puszczy Białowieskiej, sięga tysiąca sztuk i rośnie. A ta królewska puszcza może wyżywić, bez szkód, jakieś 400 sztuk. Żubry wychodzą więc na pola i niszczą uprawy. Te zniszczenia są coraz większe. Niektóre żubry potrafią być agresywne. W ubiegłym roku żubr zaatakował rowerzystę i mocno go pokaleczył. Był też przypadek kiedy żubr wziął na rogi, na Topile w Puszczy Białowieskiej, kobietę co kosztowało ją utratę zdrowia w poważnym procencie.

Czy można zmniejszyć populację żubra?

Nie można, gdyż żubr jest objęty ścisłą ochroną, choć nie jest to w Polsce gatunek zagrożony wyginięciem. Zagrożeniem dla nich jest jedynie przerost populacji. Liczba stad żubrów w polskich puszczach szybko się zwiększa. Wiadomo, że polskie żubry atakuje ostatnio choroba zwana telazjozą. Wywołują ją nicienie, które niszczą nerwy gałki ocznej. Żubr zarażony tą chorobą ślepnie, a potem nie może się normalnie poruszać i ginie. Ponadto chore żubry potrafią być agresywne i atakować ludzi. Choroba ta obecnie mocno gnębi bieszczadzkie stada żubrów. Królów puszczy jest tam 600 sztuk.

Sprawa telazjozy jest tak poważna, że w Bieszczadach pozwolono odstrzelić wiele chorych żubrów, żeby nie zaraziły innych. Należałoby dodać, że koszt odszkodowań w uprawach rolnych, wyrządzonych przez żubry to milionowe kwoty, które wraz ze zwiększeniem liczebności rosną. Zobowiązania za szkody płaci Skarb Państwa, dokładnie Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska.

Na telazjozę chorują tylko żubry?

W tym rzecz, że nie tylko – choruje na nie również bydło hodowlane, czyli mleczne i mięsne. Gdyby żubry telazjozą zaraziły bydło hodowlane, mogłoby dojść do epidemii podobnej do ASF świń, którą rozniosły dziki.

Coraz częściej media podają informacje o wilkach, które coraz śmielej podchodzą, a nawet wchodzą, na tereny zabudowane, zamieszkałe przez ludzi. Co pan sądzi o tej niebezpiecznej sytuacji?

Wilk od wielu lat jest pod całkowitą ochroną i jego populacja bardzo szybko rośnie. To dzikie, drapieżne zwierzę nie ma naturalnych wrogów, więc coraz mniej boi się człowieka. Znane są przypadki atakowania przez wilka człowieka. Niedawno w Bieszczadach znaleziono szczątki osoby, zagryzionej przez wilki. A jak takie tragiczne sytuacje tłumaczą zieloni ideolodzy – otóż usprawiedliwiają wilki, mówiąc że ludzie zajęli wilcze terytoria i dlatego są atakowani, czasem ze skutkiem śmiertelnym.

Wilki atakują też zajadle ludzkich pupili czyli psy. Czynią spustoszenie w stadach bydła. Tępią jelenie i sarny oraz inne zwierzęta dzikie. Jedynym wrogiem wilka są obecnie choroby np. świerzb, który wilk roznosi. Szczególnie niebezpieczna sytuacja jest obecnie w Puszczy Białowieskiej, w której przez działania pseudoekologów, zalega już ponad siedem milionów metrów sześciennych drewna. Te padłe drzewa blokują leśne ścieżki, którymi zwierzęta chodziły m.in. do miejsc dokarmiania. Jelnie czy sarny wychodzą wtedy żerować na rolnicze pola, położone blisko domów, a za nimi idą wilki.

Myśliwym regulację populacji zwierząt łownych utrudniają ekologiczni ideolodzy. Jak poważny jest to problem?
Organizacje pseudoekologiczne są przeniknięte ideologią lewicową. Są tam przecież tak skrajne nurty, iż nakazują człowieka traktować jak zwierzę. Mówią oni, że skoro zwierzęta nie mają prywatnej własności, to i ludzie też nie powinni jej mieć – czyli eko-komunizm.
Nie wiem czy pan zauważył jak tzw. miłośnicy zwierząt ubierają swoich pupili – dokładnie jakby psy były dziećmi. Wkładają im na łapy buciki, na tułów kolorowe sweterki, majteczki w kropeczki. Mówią do nich pieszczotliwie jak do dzieci. To jest chore.
Podobnie ideolodzy przyrody przenoszą terminologię, która odnosi się do ludzi, na określanie zwierząt. Weźmy na przykład pisanie czy mówienie o padłym dziku, że „znaleziono jego zwłoki”. Ten wyraz określa przecież martwe ludzkie ciało. O martwym dziku można powiedzieć najwyżej, że znaleziono jego truchło, ewentualnie mówi się o mięsie z dzika, czy dziczej tuszy, ale przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że np. kupił kiełbasę ze zwłok dzika. Swoją agresywną walkę ideolodzy przyrody prowadzą więc również na poziomie języka. To jakaś straszna nowomowa.

A więc eko-ideolodzy lepiej traktują zwierzęta niż ludzi?

Niedawno miałem ciekawą rozmowę telefoniczną z zagorzałą miłośniczką przyrody. Zadzwoniła do mnie cała roztrzęsiona, z informacją, że przed chwilą była świadkiem wypadku drogowego. Doszło do niego na trasie wiodącej z Hajnówki do Kleszczel. Kobieta prawie płacząc opowiedziała mi o łosiu, który wyszedł na drogę, prosto pod jadący samochód osobowy, a teraz leży z połamanymi nogami i cierpi. Swoją drogą nie wiem dlaczego ta pani zadzwoniła do mnie, czyli myśliwego, a nie do weterynarza. Poinformowałem ją, że jestem łowczym w Nadleśnictwie Hajnówka oraz myśliwym i z racji możliwości jakie daje mi prawo o ochronie przyrody, mogę jedynie skrócić cierpienia tego biednego zwierzęcia, odstrzeliwując je.

Słysząc to, pani krzyknęła w słuchawkę „Ty bandyto!” poleciały w moją stronę jeszcze inne niecenzuralne epitety, których aż wstyd cytować. Gdy już skończyła przeklinać, zapytałem ją spokojnie: „A co z osobami, które podczas kolizji były w samochodzie. Czy są ranni, czy pani wezwała karetkę? Nastąpił kolejny wybuch emocjonalny tej kobiety, która odpowiedziała mi „A co mnie to obchodzi. Tu cierpi zwierzę”.
A więc, w relacji „ideologów zielonego” zwierzę jest ważniejsze od człowieka. I co gorsza z takimi ideologami, nie da się dyskutować, wiem to, gdyż wiele razy próbowałem. Oni żadnych racjonalnych faktów nie przyjmują do wiadomości.

Czy myślistwo to kosztowne zajęcie?

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak duże koszty ponoszą myśliwi, którzy regulując populacje zwierząt, dbają o bezpieczeństwo nasze i przyrody. Broń palna, amunicja, sprzęt optyczny, odpowiednie ubranie, cena transportu, paliwa i jeszcze inne wydatki – podsumowując te koszty, sięgają one nierzadko kilkudziesięciu tysięcy złotych. A wszystkie te pieniądze idą z kieszeni myśliwego. Do tego dochodzą koszty dokarmiania zwierzyny w lesie, żeby nie wychodziła na gospodarskie pola i nie czyniła tam spustoszenia. I przede wszystkim największe sumy, czasem sięgające jednorazowo nawet miliona złotych to odszkodowania, jakie koła łowieckie wypłacają rolnikom za zniszczenia poczynione m.in. przez dziki.

Koła łowieckie mogą wypłacać odszkodowania, gdyż myśliwi wpłacają do ich kas składki. Wypłaty tak dużych odszkodowań są możliwe dzięki ogromnej liczbie myśliwych zarejestrowanych w kołach łowickich. W całej Polsce do kół łowieckich należy bowiem około 130 tysięcy osób. Widać z tej liczby, iż myślistwo cieszy się w naszym społeczeństwie dużym, pozytywnym zainteresowaniem i poparciem. I oby tak było dalej.

Dziękuję za rozmowę
Adam Białous

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij