Jeżeli mamy teraz poważnie myśleć o dalszym ciągu polskiej kultury, to nie wystarczy wyłączyć telewizor czy nie zaczynać dnia od smartfona. Potrzebujemy kultury „na tak”, a więc tego, co oprócz modlitwy daje duchową siłę człowiekowi. Potrzebujemy estetyki i etyki definiowanej poprzez dzieło artystyczne. Nasi dziadowie z końca XIX wieku, tęskniąc za wolną Polską, dobrze odczytali rzeczywistość szukając siły w odwoływaniu się do kultury ludowej, czyli tej, która nie została jeszcze zglajszlachtowana przez zaborców. Dzisiaj jest nie inaczej, a więc – niejako edukacyjnie – zapraszam do Zakliczyna.
Ludowość, czyli tożsamość
Może zanim tacy czy inni „esteci” zmarszczą się nowocześnie na tę ludowość, to spróbujmy nieco odczarować słowo „lud”. Jest to potrzebne, bo ludowość jako taką niejeden już raz wykorzystano, a potem odrzucono i wykpiono. Również współcześnie jest traktowana pejoratywnie, jako synonim obciachu, wstecznictwa, amatorszczyzny.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem źródłosłów tego określenia jest wyjątkowo kreatywny i optymistyczny: lud, czyli ludzie; ludowe, czyli ludzkie. Kontekst wszystkiego, co ludzkie, jest szansą na to, że świat nie zginie, a nam nie zostanie odebrana wolność. Warunek? Ano właśnie nasza ludowość, czyli tożsamość.
Z końcem XIX wieku na ziemiach zaboru austriackiego (Galicja) powstała idea budowy domów ludowych jako alternatywy wobec nadzorowanej z Wiednia austro-germanizacji. Duże miasta były jednoznacznie opanowane przez zaborcę i oferta kulturalna tam prezentowana wspomagała wynarodowienie oraz zniewolenie. To samo robili Rosjanie, to samo dzieło się w Prusach. Kulturowa polska kontra musiała znaleźć sobie miejsce poza systemem, poza instytucjami będącymi we wrogich rękach. Jeżeli komuś się to kojarzy z czasem obecnym to wcale nie będzie daleko od prawdy.
A jeżeli ktoś na podstawie mainstreamu definiuje, że oto mamy kulturowy Armagedon, że to już po polskości, to się bardzo myli. Polska jest taka jak i 100 lat temu i trzeba jej szukać daleko od Warszawy, daleko od tych wszystkich zatrutych miejsc. Szukajmy jej wśród ludzi, w małych miasteczkach, na wsi, no i pod „zakładką gorseta”, jak sugerował Wyspiański. A jeżeli wciąż uwiera nas słowo „ludowość”, to definiujmy to jako kulturę dla ludzi, teatr dla ludzi, coś co jest ludzkie, a więc prawdziwe, a w tej prawdziwości piękne, a więc dobre.
Zakliczyn, czyli Polska
Koniec ubiegłego smutnego roku, tak w mediach, parlamencie i urzędach, dla mnie był bardzo radosny. Dwa dni przed Sylwestrem odwiedziłem Zakliczyn (małe małopolskie miasteczko w powiecie tarnowskim), aby móc uczestniczyć w „ludowej śpiewogrze”. Twórcy tego przedstawienia nadali mu tytuł – „Posłochojcie ludkowie”. I faktycznie, było czego posłuchać, ale też pooglądać, ulec czarowi teatru, filmu, śpiewu, tańca. Z tych bowiem elementów, jakże zgrabnie skomponowanych w spójną całość, zostało wszystko utworzone.
Autorką scenariusza oraz inspiratorem całego przedsięwzięcia była Halina Machel, animatorka wielu przedsięwzięć związanych z kulturą ludową, instruktor śpiewu i tańca, od lat paru związana też z Teatrem Nie Teraz. Aktorami i wykonawcami widowiska byli członkowie zespołów folklorystycznych: zespół dziecięcy Dziatki z Chatki; zespół dorosły Czerpok oraz gościnnie członkowie zespołów pieśni i tańca – Swojacy z Wierzchosławic i Świerczkowiacy z Tarnowa-Mościce. Muzykę, w oparciu o prymki starych oryginalnych pieśni napisał Marcin Korbut, a wykonywała Kapela Ludowa Opatkowice. Niektóre teksty były efektem wywiadów etnograficznych przeprowadzonych w regionie gminy Zakliczyn. A ja przywołuję twórców nie bez powodu. Warto bowiem poznać ludzi, którzy swą pracą naprawdę definiują polską kulturę.
Musical, jak go potocznie zwą w Zakliczynie, opowiada historię Janieli Powrozikowej, począwszy od narodzin, poprzez dzieciństwo, zakochanie się, ślub, wesele i aż do śmierci. Mamy więc całe ludzkie życie, dodatkowo wpisane w lokalną obrzędowość, która jest obecna na scenie w kolejnych scenach widowiska oraz na towarzyszących mu filmowych przerywnikach. Te filmy –takie swoiste ilustracje aktorskie toczącej się akcji, były nagrywane w zakliczyńskim muzeum „Dom pod Wagą” oraz plenerowo we wsiach – Faściszowa, Gwoździec, Wesołów nad Dunajcem, a także w gospodarstwie w Stańkowej koło Łososiny Dolnej.
Puenta, czyli apel
Ubiegły rok podsumowałem na tych łamach tekstem „Rok 2023 minął i co dalej będzie”. Moja intencja była prosta: wobec oficjalnego zakłamywania polskiej kultury postanowiłem wypunktować to, co „ważne dla kultury i pamięci historycznej”. Moje zestawienie dat i wydarzeń jest bardzo różne od mainstreamowej propagandy. Na pewno jednak nie było to zestawienie komplementarne. Podróżując po kraju z moim teatrem wciąż spotykam się z polskością obecną w ludziach oraz działach, które podejmują. Mam jednak świadomość, że o wielu sprawach nie wiem, a bardzo bym chciał, aby i one dotarły do nas wszystkich. Zwracam się więc do Państwa z prośbą o przekazywanie informacji o takich polskich wydarzeniach. Piszcie o tym do Redakcji PCh24 z dopiskiem: KULTURA TAK, albo piszcie na adres e-mailowy Teatru Nie Teraz. Wiedza o tym da nam radość i siłę, a ponadto odnajdziemy się w końcu w bardzo dobrym towarzystwie.
Tomasz A. Żak
Tomasz A. Żak: Rok 2023 minął i co dalej będzie? Podsumowanie roku w kulturze