Czyż może być coś piękniejszego i wznioślejszego niż śmierć za Chrystusa? – pytał w chwili swego konania św. Wojciech. Te słowa już jednak go nie dotyczyły, on przecież doskonale znał odpowiedź. A Ty?
„Obyśmy zdrowi byli”, „szczęścia”, „powodzenia”, „radości i uśmiechu”, tak mniej więcej brzmią najczęściej składane przy różnych okazjach życzenia. Wiele w nich ciepła i wszechogarniającego zadowolenia. Nie od dziś znana jest przypadłość szczególnej atencji dla tzw. świętego spokoju. Co niektórym, można przypuszczać, jawi się on wręcz jako „ulubiony święty”. Syndrom ten zauważymy z łatwością nie tylko wśród ludzi świeckich, ale także pośród stanu duchownego. Widać go szczególnie wyraźnie w sytuacji kryzysu jaki obecnie dotknął Kościół, a który związany jest z homoherezją i jej pochodnymi. Czego dobitny dowód stanowi watykańskie spotkanie dotyczące „ochrony nieletnich w Kościele”, kiedy to temat homoseksualnego tła nadużyć praktycznie nie zaistniał.
Wesprzyj nas już teraz!
Niejednemu też marzy się miły i sympatyczny kościółek, w którym nie mówi się o piekle, nie straszy potępieniem, nie narzuca ograniczeń, a aktywność „duszpasterska” koncertuje się na nawróceniu ekologicznym i szeroko rozumianej działalności charytatywnej. W „kościółku” nie ma oczywiście mowy o oddawaniu życia za wiarę i jest to oczywista konsekwencja przyjętego paradygmatu, bo przecież któż zechciałby się tak poświęcać dla zmniejszenia dziury ozonowej (sic!).
Są i tacy, którym Kościół i święta wiara katolicka zbytnio zlewa się z partyjnym programem i hołdem dla realizujących go działaczy politycznych. Tacy ani słowa nie chcą słyszeć, że jest coś ważniejszego niż kolejna kadencja, czy słupki sondaży. Z łatwością będą mamić swój elektorat opowieściami, których początek wyznaczają słowa: „nie teraz”, „ po wyborach”, „chcesz aby wrócili tamci”. Nie stać ich nawet na odwagę, aby jasno i dobitnie powiedzieć, że pewne sprawy zostaną po staremu. Hipokryzja tej sytuacji jest tym większa, że tak wyartykułowane stanowisko wcale nie oznaczałoby wyraźnego uszczerbku w poparciu…
Jedno jest jednak pewne. Wszelkie próby przykrawania Kościoła pod „tu i teraz” wyrządzają mu wielką szkodę. Dalsze podążanie ścieżką jaką wyznacza współczesny świat prowadzić może tylko i wyłącznie ku jeszcze większemu pogłębianiu się kryzysu. Dobrze, że Bóg w swej dobroci obdarował nas świętym Wojciechem. Jego przelana krew i męczeńska śmierć budzą z letargu, gdyż wyraźnie wskazują, iż tylko absolutna wierność Bogu i jego przykazaniom, a nie własnej wizji, czy politycznemu geniuszowi wodza, stanowią rękojmie zbawienia.
A przecież tylko to się liczy.
Łukasz Karpiel