W centrum Kopenhagi rzuca się w oczy, jak niewiele po ulicach porusza się Murzynów. Postawiłbym tezę – choć oczywiście to tylko moje subiektywne spostrzeżenie – że jest ich mniej niż w Warszawie, a jeszcze część spośród nich to turyści.
Stosunkowo niewiele jest też osób, które można podejrzewać o pochodzenie z krajów muzułmańskich. I o ile w Warszawie możemy już w wielu miejscach zauważyć kobiety noszące burki lub nikaby – czyli te rodzaje muzułmańskiego okrycia, które szczelnie okrywają twarz – to w Danii tego nie uświadczymy.
Dania bowiem dołączyła do państw, które w publicznych miejscach zakazują noszenia obu tych strojów. Ciekawe, że pod tym względem praktycznie cała Europa Środkowa jest bardziej liberalna niż Europa Zachodnia (podobne zakazy obowiązują we Francji, Austrii, Niemczech, Szwajcarii czy Hiszpanii).
Byłoby przesadą napisać, że Dania nie ma problemu z imigracją, w szczególności właśnie z krajów islamskich. Ten problem jest jednak znacznie, znacznie mniejszy niż we Francji, Niemczech czy sąsiedniej (połączonej mostem i tunelem przez Sund) Szwecji.
Wesprzyj nas już teraz!
W tym ostatnim kraju istnieją oficjalnie wskazane przez szwedzką policję utsatta områden, czyli obszary wrażliwe. To coś na kształt no-go zones, czyli stref, do których niebezpiecznie się zapuszczać z powodu wysokiej przestępczości i ograniczonej możliwości działania tam służb państwowych. W 2023 r. takich obszarów było 59, w tym 15 „obszarów ryzyka” (riskområden) i 17 „obszarów szczególnie wrażliwych” (särskilt utsatta områden). Ich mapę i szczegółowy opis można znaleźć na portalu szwedzkiej policji.
Tego nie ma Dania. Ten kraj wstąpił do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w 1973 r., zaś w 1992 r., w kontekście Traktatu z Maastricht, zastrzegł sobie cztery wyłączenia (opt-outs): dotyczące polityki wewnętrznej, przyjęcia euro, polityki obrony i bezpieczeństwa oraz obywatelstwa. To ostatnie wyłączenie nie ma już dzisiaj większego znaczenia, zaś w następstwie referendum Dania zrezygnowała w 2022 r. z wyłączenia dotyczącego wspólnej polityki obrony. Nadal jednak w Danii płaci się koronami i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić, zaś wyłączenie ze wspólnej polityki wewnętrznej i sprawiedliwości oznacza, że Kopenhaga nie musi realizować unijnej polityki migracyjnej. Nie dotyczy jej również pakt migracyjny.
Dlatego Dania mogła przykręcać samemu migracyjną śrubę. 6-milionowy kraj ma 750 tys. imigrantów – wydaje się to dużo. Jeśli jednak rozbić to na poszczególne grupy, obraz się zmienia. Około 200 tys. to mieszkańcy innych państw skandynawskich, czyli właściwie swoi. Kolejne 200 tys. to obywatele krajów UE. 60 tys. to specjalnie dobrani pracownicy, wykwalifi-kowani w konkretnych zawodach, ściągnięci z wyselekcjonowanych krajów, raczej nie muzułmańskich. Dalsze 30 tys. to uchodźcy z Ukrainy. Jak łatwo policzyć, potencjalnie problematycznych imigrantów pozostaje około 260 tys.
Dania pracuje nad wydaleniem tych, którzy powinni wyjechać, a swoją politykę zaostrzyła po kryzysie migracyjnym w 2015 r. Przyjęto bardzo restrykcyjne zasady udzielania azylu, stwierdzono, że może on być jedynie czasowy. Około sześciu lat temu Dania uznała jednostronnie, że niektóre rejony Syrii są bezpieczne, a więc osobom stamtąd pochodzącym nie należy się azyl. Ba, w następstwie tej decyzji wielu Syryjczykom – albo podającym się za Syryjczyków – cofnięto pozwolenia na pobyt. Oburzenie w UE było wielkie.
Szczelność państwa ma wręcz paranoiczny wymiar. Jak się dowiedziałem, praktycznie niczego nie da się tam załatwić bez numeru Det Centrale Personregister – czyli odpowiednika naszego PESEL, a obcokrajowcy są z zasady podejrzani. Problem z uzyskaniem prawa stałego pobytu miewają nawet małżonkowie duńskich obywateli, pochodzący spoza UE, ale z krajów całkowicie cywilizowanych, takich jak USA, Kanada, Australia, zaś dyplomaci z krajów unijnych miewają kłopot z otwarciem konta w duńskim banku. Duńczycy pytani o pracę na czarno rozkładają ręce i stwierdzają, że właściwie sobie tego nie wyobrażają. Może – jak mówią – są gdzieś takie pojedyncze przypadki, ale byłoby to bardzo ryzykowne prawnie dla pracodawcy i bardzo szybko wyszłoby na jaw.
Dania, obejmując aktualne przewodnictwo w Radzie UE, miała ambicję, aby do końca kadencji udało się zawrzeć porozumienie, dotyczące możliwości oferowania krajom spoza UE przez państwa Unii korzyści finansowych w zamian za stworzenie tam centrów przyjmowania reemigrantów z UE. Jakiś czas temu Dania próbowała już osiągnąć na własny rachunek takie porozumienie z Rwandą.
Najzabawniejsze zaś jest to, że tę restrykcyjną politykę imigracyjną forsuje obecnie 47-letnia Mette Fredriksen, przewodnicząca Socjaldemokratów, rządzących od 2019 r. (także po przyspieszonych wyborach w 2022 r.). Dania jest bodaj jedynym państwem UE, gdzie prowadzona jest tak ostra antyimigracyjna polityka pod rządami lewicy.
Łukasz Warzecha