Na okładce książki widnieje duża, biało-czerwona szesnastka. Książkę gdzieś w domu rodzinnym zapewne jeszcze mam. Kupiłem ją w roku, gdy się ukazała, czyli 1989 r., miałem wtedy 14 lat i średnie pojęcie o historii najnowszej, choć na pewno znacznie wykraczające poza program szkoły podstawowej w Peerelu. Natomiast książki w tamtym czasie chłonąłem hurtowo, szczególnie że upadająca komuna rozwiązała worek z publikacjami, które jeszcze niedawno ukazywać się nie mogły lub też pojawiały się w postaci ocenzurowanej (ciekawostka: od pewnego momentu cenzura zaznaczała swoje ingerencje kwadratowymi nawiasami z podaniem podstawy prawnej, nim została ostatecznie skasowana).
Dlaczego kupiłem tę akurat książkę – nie pamiętam. Pewnie dlatego, że jakoś wpisywała się w mój entuzjazm wobec możliwości mówienia o tym, o czym mówić wcześniej nie było można. Jakkolwiek nie mogłem być, jako 14-latek, biegły w subtelnościach historii – II RP jawiła mi się na przykład jako kraj idealny, nie miałem oczywiście pojęcia o ciemnych stronach Sanacji, podobnie jak uważałem, że „Solidarność” z Lechem Wałęsą na czele to sami bohaterowie – to pożądałem nowych informacji. A tutaj otwierał się przede mną kolejny dotychczas nieznany mi podrozdział w historii udręczenia Polski przez Sowietów.
Książka nosiła tytuł „Generał Iwanow zaprasza”. Owym tytułowym generałem Iwanowem – fikcyjnym – był generał Iwan Aleksandrowicz Sierow, bezwzględny kagiebista, któremu Stalin powierzył misję zwabienia i zatrzymania przywódców politycznych Polski Podziemnej – jak się potem okazało, w liczbie 16 osób. Książka o tym właśnie – uprowadzeniu szesnastu i ich pokazowym procesie w Moskwie – mówiła. Jej autorem był historyk Eugeniusz Duraczyński. Mocno bym się zdziwił, biorąc wówczas książkę do ręki, gdyby mi ktoś powiedział, jaki jest życiorys nieżyjącego już (zmarł w 2020 r.) prof. Duraczyńskiego. Ale cóż, internetu wtedy nie było, sprawdzić nie bardzo miałem jak.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem autor książki, z której dowiedziałem się o procesie szesnastu, przez całe życie wiernie służył partii, a historię studiował na Uniwersytecie Moskiewskim. W PZPR był od 1954 r., po drodze zahaczył o jeden z Wojewódzkich Ośrodków Propagandy Partyjnej przy KW PZPR, był I sekretarzem podstawowej organizacji partyjnej (POP) PZPR w Instytucie Historii PAN, I sekretarzem Komitetu Zakładowego PZPR w PAN, a w czasie najgorszym, czyli podczas nocy stanu wojennego, w latach 1981-1983, kierował Wydziałem Nauki i Oświaty KC PZPR. Średnia rekomendacja jak na autora książki naświetlającej w końcu jedną z białych plam polskiej historii. Ale może – paradoksalnie – właśnie taki życiorys dawał mu wiedzę, której innym historykom wówczas brakowało i pan Duraczyński postanowił ją spieniężyć w czasie walenia się systemu? Nie wiem. Książki ocenić na świeżo nie jestem w stanie – jako się rzekło, gdzieś ją mam, ale czytałem ją wtedy, 36 lat temu, i potem do niej nie wróciłem. Widzę dziś, że jest do kupienia w internetowych antykwariatach.
Wspominam książkę prof. Duraczyńskiego, bo 27 marca wypada 80. rocznica podstępnego uprowadzenia z Pruszkowa przywódców Polski Podziemnej. Przypomniał mi o tym wnuk jednego z uprowadzonych, Stanisława Michałowskiego ze Zjednoczenia Demokratycznego – prof. Jacek Kowalski, znany pieśniarz, autor nagradzanych książek, w tym niedawno wydanego pełnego tłumaczenia „Pieśni o Rolandzie”, historyk sztuki. Jacek Kowalski słuchał wspomnień swojego dziadka i wielokrotnie je relacjonował. Taka relacja znalazła się również na płycie „Rzeczpospolita Niebieska”. Dziadek prof. Kowalskiego opowiadał, że w noc przed porwaniem miał dziwny sen. Śniło mu się, że wspina się na ośnieżoną górę, dookoła której krążyły białe niedźwiedzie. Na szczycie sąsiedniej góry stoją ludzie, z którymi pan Michałowski próbował się porozumieć, ale bez skutku. Wołał do nich: „Co słychać w Petsamo?”. I wreszcie dostał odpowiedź, udzieloną jakby przez echo: „Zawsze to samo!”.
Petsamo to miejsce znaczące. Dzisiaj Pieczenga w obwodzie murmańskim, było miastem fińskim, ale od 1944 r. na mocy ugody fińsko-sowieckiej trafiło do ZSRS i tak trwa do dziś.
Wokół domniemanej łatwowierności przywódców państwa podziemnego – w tym Leopolda Okulickiego, Jana Stanisława Jankowskiego, Kazimierza Pużaka, Stanisława Jasiukowicza – którzy jak dzieci dali się podejść NKWD i Smierszowi, do dzisiaj trwają spory. Pojawia się krytyka, w tamtym momencie było bowiem już jasne, że Sowieci nie grają uczciwie, a wiele ujawniających się ważnych postaci kończy w więzieniach czy na Syberii. Ta krytyka jest w dużej mierze zasadna. Ale mamy tutaj do czynienia z jednym z klasycznych przykładów tragizmu historii, na co wskazuje prof. Kowalski, tłumacząc niejako również swojego dziadka (który w ramach tworzenia pozorów uczciwości procesu został uniewinniony wraz z Kazimierzem Kobylańskim i Józefem Stemlerem) i jego decyzję o pójściu wraz z innymi. Nie miejsce tu na opisywanie całej skomplikowanej sytuacji, której elementem było coraz bardziej zdystansowane wobec legalnych władz RP stanowisko zachodnich Aliantów – nalegających, żeby przedstawiciele emigracyjnych struktur dogadali się jakoś z Sowietami – a także powrót z emigracji Stanisława Mikołajczyka i jego próby podjęcia takich negocjacji. Jak na ironię, w dniu ogłoszenia wyroków w parodystycznym procesie w czerwcu 1945 roku, w Moskwie przebywał akurat Mikołajczyk, rozmawiający o utworzeniu polskiego rządu ze Stalinem i Bierutem. I nie była to raczej przypadkowa zbieżność czasowa. Mikołajczyk – który oczywiście nie mógł podczas rozmów ani słowem nawiązać do parodii procesu, która się właśnie kończyła – dostał zarazem mocne ostrzeżenie, co może spotkać jego i innych, gdyby za bardzo bryknęli.
Przywódcy Państwa Podziemnego stanęli wobec dylematu: pozostawać w konspiracji i tym samym stracić ewentualną szansę na uzgodnienie czegokolwiek z Sowietami, a tym samym również coraz bardziej warunkową protekcję Zachodu, czy też zaryzykować i zgodzić się na jakiś, zapewne bardzo trudny, kompromis. Czy wybrali najmądrzej? Trudno mi ocenić, bo być może mądrego wyboru w tej sytuacji po prostu nie było. Być może mądre opcje skończyły się, gdy Polska do samego końca postanowiła pozostawać aktywnym aliantem, mimo że jasne było po Teheranie i Jałcie, że nie ma to wielkiego sensu. Ale też nie zapominajmy, że polski udział w II wojnie światowej w ramach zachodnich sił zbrojnych – wbrew podtrzymywanej w Polsce legendzie – był w istocie marginalny i nasze wycofanie się z tej roli niewiele by zmieniło w teatrze wojny.
Prof. Kowalski wskazuje na jeszcze jeden interesujący aspekt sytuacji, który skłonił szesnastu do pozytywnej odpowiedzi na zaproszenie generała „Iwanowa”: wewnętrzną rywalizację i skłócenie grona, złożonego z przedstawicieli sił politycznych od prawa do lewa. Nikt nie chciał pozostać na marginesie, nikt nie chciał stracić szansy, którą mogli wykorzystać inni, nikt nie chciał być na oucie. Pojechali więc wszyscy.
Iwan Sierow wspominał: „Jeżeli umiejętnie przesłuchuje się katolika i przywoła się na świadka ich Matkę Boską, to wychodzi ciekawa sprawa. Przesłuchiwany może umiejętnie wodzić za nos oficera śledczego, ale nie jest w stanie skłamać Matce Jezusa – dlatego też na jego twarzy rysuje się zmieszanie, kiedy każe mu się przysięgać na nią, że wszystko, co zeznał, jest czystą prawdą” – i zalecał swoim śledczym, aby tak właśnie działali podczas przesłuchań.
W piosence „Proces 16 albo sen”, Jacek Kowalski śpiewa:
Negocjować z Ruskiem trzeba bez rozterki,
Izolować Ruska mogą tylko pionki.
Jutro każdy wypastować ma lakierki
I pójdziemy wąchać, ha ha, ich walonki.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
Iść czy nie iść – kwestia rozumnego musu.
Nie czas diabelskości ich demonizować.
Oni są jak musztardówka spirytusu,
Którą trzeba wypić, żeby nie zmarnować.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
Ale ja niedźwiedzie białe widział we śnie,
Ale mnie obudził meldunek wywiadu,
Że nie powrócili, którzy poszli wcześniej.
Może mają, ha ha, głowę słabą.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
– Ну давай, в автомашину приглашаем!
– Ale gdzie są tamci, którzy poszli wcześniej?
– Ну давай, в автомашину приглашаем!
– Ale gdzie są tamci, którzy poszli wcześniej?
Ha ha ha, ha ha ha ha… Ha ha ha…
– Ale dokąd wiozą nas, na litość boską?!
– Ustalimy w Moskwie skład rządu polskiego!
– Ale mgła nad Moskwą! Ale mgła nad Moskwą…
– Może chcą nas, ha ha, tak jak Sikorskiego!
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
– Patrzcie, idzie witać ktoś w tłustych binoklach.
– Taka ich diplomaticzna asistancja.
– Patrzcie, hotel, ha ha, rude kraty w oknach.
Taka ich sowiecka, ha ha, elegancja.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
– Ale gdzie są tamci, którzy poszli wcześniej?
– Имена вырезанные увидите.
– Ale gdzie są tamci, którzy poszli wcześniej?
– Имена вырезанные увидите.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha!
Potomkowie, zanim śmiechem wybuchniecie
Nad zdumieniem naszych oszukanych twarzy,
Zapytajcie siebie: z kogo się śmiejecie?
Słowa to klasyka naszych gospodarzy.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha…
My wiedzieliśmy zapewne wszyscy wszystko,
My wiedzieliśmy, że to wierutna blaga,
Lecz Rzeczpospolita to Boże igrzysko,
Co od komediantów czasem krwi wymaga.
Ha ha ha, ha ha ha ha! Ha ha ha…
Łukasz Warzecha