Jarosław Kaczyński, lat 76, został wybrany po raz siódmy na prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Rządzi ugrupowaniem od 22 lat. Przez te 22 lata zmieniło się niesamowicie dużo.
Zmienił się radykalnie sposób komunikacji z wyborcami, z których pokaźna grupa dzisiaj opiera się na mediach społecznościowych, portalach, YouTube, a nie telewizji lub gazetach. Z punktu widzenia pana Kaczyńskiego i jego sposobu uprawiania polityki to po pierwsze wielki dyskomfort, po drugie – potężne uderzenie w jego hegemonię. Prezes PiS bowiem – i jest to jeden z najpoważniejszych wobec niego zarzutów – zawsze uznawał media jedynie za instrument polityczny, nie wierzył w to, że dziennikarze mogą być niezależni od partii i układów, a w konsekwencji zawsze dążył do ugruntowania takiego stanu rzeczy: całkowitego uzależnienia mediów od własnej partii lub państwa podczas swoich rządów. Dlatego też największym wrogiem dla niego samego i części jego współpracowników są te media i ci dziennikarze konserwatywni, którzy ośmielają się nie iść zgodnie z partyjną linią PiS. To takiemu podejściu pana Kaczyńskiego zawdzięczamy stoczenie się TVP do roli partyjnego radiowęzła w latach 2015-2023 i namnożenie się „mediów tożsamościowych”, a więc po prostu partyjnych.
Zmiana w krajobrazie medialnym sprawia jednak, że lewar, jakiego można wobec mediów i dziennikarzy używać, słabnie. Panu Kaczyńskiemu wymyka się z rąk nawet medialne środowisko Tomasza Sakiewicza, cóż dopiero mówić o możliwości wpływu na podmioty takie jak Kanał Zero. Pan Kaczyński nie umie się w tym odnaleźć. Jednak szkody, jakie jego podejście przez lata wyrządziło mediom w Polsce, są gigantyczne. (Nie żeby podejście drugiego starszego pana, Donalda Tuska, było zasadniczo odmienne. Widać to po tym, jak się obecnie prezentuje państwowa telewizja, jakie dotacje państwowe otrzymuje – podobnie jak z PiS. Sam Donald Tusk natomiast dziennikarzy nie cierpi, nawet tych z bliskich mu mediów.)
Wesprzyj nas już teraz!
W ciągu kilku ostatnich lat zmienił się także zasadniczo krajobraz polityczny. PiS nie jest już hegemonem po umownej prawej stronie. Jego pozycję skutecznie podkopała Konfederacja, a dodatkowo również Grzegorz Braun ze swoim ugrupowaniem. Wciąż poparcie dla PiS jest w tym segmencie najwyższe, ale nie jest to już przewaga miażdżąca.
Tymczasem można odnieść wrażenie, że pan Kaczyński nie przyjmuje tego do wiadomości. W jego ugrupowaniu po wyborach prezydenckich wyraźnie dał się odczuć tryumfalizm i pycha. Podczas kongresu w Przysusze zaś dominowało poczucie, że PiS jest właściwie na prostej do odzyskania władzy na takich samych warunkach, na jakich zdobyło ją w 2015 r. Co prawda w swoim wystąpieniu stary-nowy prezes wspomniał o kilku kwestiach, które nie pozwoliły jego ugrupowaniu utrzymać władzy – postepowanie podczas covidu czy relacje z Ukrainą – ale mówił o tym jedynie jako o czynniku, który zawadzał wizerunkowo. Nie było w tym ani krzty autentycznej samokrytycznej refleksji.
Jeśli zaś spojrzeć na osoby, które – obok młodszych i sensowniejszych, jak nowy wiceprezes pan Tobiasz Bocheński – przewijają się tuż obok pana Kaczyńskiego – aż dreszcz przechodzi po plecach. Stara gwardia ma się znakomicie: Lichocka, Sasin, Terlecki, Morawiecki, który przecież nadal pozostaje wiceprezesem, i wielu innych – towarzystwo głęboko skompromitowane mizerną jakością ośmiu lat swoich rządów, za to przekonane, że jest na prostej drodze do odzyskania pełni władzy i ponownego umoszczenia się na wygodnych stołkach. I trzeba jasno stwierdzić, że jest to perspektywa zaiste przerażająca, zwłaszcza gdyby miały to być ponowne samodzielne rządy PiS.
Partia pana Kaczyńskiego jest częścią koszmarnego duopolu, wodzącego Polaków za nos od 20 lat i systematycznie degradującego jakość polskiego życia nie tylko politycznego, ale w ogóle publicznego. Nic, absolutnie nic nie wskazuje na to, żeby w tej skostniałej organizacji pojawiła się poważniejsza i głębsza refleksja nad całym mnóstwem jej wątpliwych dokonań. Można by tę listę ciągnąć bardzo długo, od skrajnego etatyzmu począwszy, poprzez covid, niehamowanie zielonego ładu, zgodę na mechanizm „pieniądze za praworządność”, niewypowiedzenie konwencji stambulskiej, niekontrolowaną imigrację zarobkową, zepsucie wymiaru sprawiedliwości poprzez niezgrabne przy nim manipulowanie, polski ład, uległość wobec Ukrainy, wreszcie po KPO czy nawet strefy czystego transportu, najpierw wrzucone do Ustawy o elektromobilności, a potem do wspomnianego KPO. To tylko kilka ogólnych haseł, pełna lista mogłaby mieć długość książki.
Do kolejnych wyborów jest jeszcze dużo czasu. Może to być jednak za mało dla PiS, żeby wykrzesać z siebie cokolwiek świeższego niż jałowe, 50-minutowe wystąpienie pana prezesa.
Łukasz Warzecha