Pamiętam początek roku 2016, gdy zaczynało się „odzyskiwanie” systemu sądowego przez PiS. Początkiem były dokonane w grudniu poprzedzającego roku nadmiarowe nominacje do Trybunału Konstytucyjnego. To posunięcie było odpowiedzią na wcześniejsze, identyczne działania, przeprowadzone latem 2015 r., przed wyborami do parlamentu, przez Platformę Obywatelską w samej końcówce jej rządów. Było to też jedyne posunięcie PiS – a dokładnie: pana prezydenta – które można bez wątpliwości zakwalifikować jako niekonstytucyjne. Wszystkie pozostałe kwestie, ze zmianą wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa włącznie, mogą być przedmiotem sporu, ale jako żywo żadnej jednoznacznej niekonstytucyjności w nich nie ma.
Otóż wtedy, komentując działania wokół TK w Telewizji Republika, przestrzegałem, że wynikną z tego z czasem szkody dla zwykłych obywateli. Oczywiście nie przewidywałem dziewięć lat temu całego ciągu kolejnych zdarzeń, zakończonych ostateczną demolką ładu prawnego po przejęciu władzy przez obecną koalicję. Nie przewidywałem też, że TK w praktyce stanie się całkowicie dysfunkcjonalny, a jego orzeczenia będą ostentacyjnie ignorowane przez rządzących. Wskazywałem po prostu, że orzeczenia TK będą kwestionowane, a przecież mogą one mieć konsekwencje dla zwykłych ludzi, jako że dotyczą regulacji wpływających na nasze codzienne funkcjonowanie.
Moje przewidywania – w owym czasie spotykające się z wrogimi reakcjami zwolenników i polityków PiS – nie tylko okazały się stuprocentowo celne, ale nawet, jak się teraz okazuje, poważnie nie doszacowałem konsekwencji. Twierdzę, że gdyby PiS, zamiast robić w grudniu 2015 r. zamach na TK, po prostu poczekał na zakończenie kadencji części sędziów i powoływał swoich zgodnie z planem, moglibyśmy być dzisiaj w innym miejscu, a polski system prawny nie leżałby w gruzach. Nawet jeśli mielibyśmy wokół niego wciąż intensywny konflikt.
Wesprzyj nas już teraz!
Niedawno wydarzyło się natomiast coś, co chyba pierwszy raz w postaci tak wyrazistej przenosi konsekwencje tego bezładu na poziom boleśnie namacalny. Oto sąd apelacyjny w Szczecinie uchylił wyrok dożywocia wobec zabójcy trzech kobiet, który zapadł w pierwszej instancji przed sądem okręgowym w Koszalinie. Z wywodu przewodniczącego składu SSA Andrzeja Olszewskiego wynika, że główną i naczelną przesłanką było powołanie jednej z orzekających w pierwszej instancji sędziów, SSO w Koszalinie Anny Ruteckiej-Jankowskiej, z wniosku KRS w składzie ukształtowanym po 2018 r., czyli nieuznawanym przez obecnie rządzący obóz polityczny. Zdaniem pana sędziego, pani sędzia Rutecka-Jankowska „nie przechodzi testu niezawisłości”.
Rzecz w tym, że w wymiarze sprawiedliwości test niezależności i niezawisłości jest zawarty w Ustawie o ustroju sądów powszechnych (art. 42a) – tyle że pan sędzia nie na tej procedurze się oparł. Ustawa mówi, że „niedopuszczalne jest ustalanie lub ocena przez sąd powszechny lub inny organ władzy zgodności z prawem powołania sędziego lub wynikającego z tego powołania uprawnienia do wykonywania zadań z zakresu wymiaru sprawiedliwości”. Jednak „dopuszczalne jest badanie spełnienia przez sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności z uwzględnieniem okoliczności towarzyszących jego powołaniu i jego postępowania po powołaniu, na wniosek uprawnionego, o którym mowa w § 6, jeżeli w okolicznościach danej sprawy może to doprowadzić do naruszenia standardu niezawisłości lub bezstronności, mającego wpływ na wynik sprawy z uwzględnieniem okoliczności dotyczących uprawnionego oraz charakteru sprawy”.
Cała ta procedura powinna się odbyć na wniosek strony złożony najdalej w ciągu tygodnia od ogłoszenia składu rozpoznającego sprawę. Podobnie rzecz się ma z procedurą dla sędziów Sądu Najwyższego, tyle że ta zapisana jest w Ustawie o Sądzie Najwyższym (art. 29). Na różnych poziom test był wykonywany i przynosił czasami rezultat w postaci wyłączenia sędziego. Ale uwaga: ważne jest, że procedura skonstruowana jest w taki sposób, aby wszelkie wątpliwości zostały rozpoznane jeszcze przed rozpoczęciem przewodu.
W przypadku zabójcy zwanego „Krwawym Tulipanem” sprawa ma się całkiem inaczej: to sąd apelacyjny prawem kaduka postanowił przyznać sobie uprawnienie do zakwestionowania statusu sędzi z pierwszej instancji na etapie apelacji. To działanie całkowicie poza przewidzianą przez ustawę procedurą. Co więcej, wskazane przez SSA Andrzeja Olszewskiego okoliczności powołania pani sędzi do sądu okręgowego (jej wcześniejsze poparcie dla pana sędziego Piebiaka) nijak się mają do istoty sprawy. Nawet gdyby przyjąć, że pani sędzia była w jakiś sposób politycznie zaangażowana, to – po pierwsze – podobnie lub znacznie bardziej zaangażowanych politycznie jest wielu sędziów, stojących po stronie „demokracji walczącej”, zatem oni również nie powinni przechodzić tak rozumianego „testu niezawisłości”, a po drugie – jaki miało to wpływ na orzeczenie w przedmiotowej sprawie? O tym pan sędzia Olszewski nie wspomina i tego nie wykazuje. Nie sądzę też, żeby był stworzyć takie iunctim w pisemnym uzasadnieniu wyroku.
Uchylenie wyroku, który wydaje się oczywisty i sprawiedliwy – trzy zabójstwa, przyznanie się sprawcy do winy – oznacza konieczność przeprowadzenia sprawy praktycznie od zera, z przesłuchaniami oskarżonego, świadków, bliskich włącznie. Czyli powtórzenie traumy tych ostatnich. Skończy się zaś najpewniej na identycznym wyroku, tyle że krewni ofiar będą musieli czekać na sprawiedliwość przez kolejne lata (zbrodnie popełniono w latach 2016, 2018 i 2019). Jak zaś wskazywał pełnomocnik rodzin zamordowanych – może się nawet zdarzyć, że w obecnej sytuacji sąd zdecyduje o wypuszczeniu oskarżonego z aresztu.
Nie chodzi tutaj zatem w najmniejszym stopniu o sprawiedliwość czy praworządność, ale o to, kto kogo. Za wywodami prawnymi SSA Andrzeja Olszewskiego kryje się przewrotny i wyjątkowo cyniczny zamiar: pokażemy w tej wojence między dwoma plemionami, że pisowska wojna z sędziami kończy się uwalaniem wyroków w sprawach o zabójstwo i w ten sposób dostarczymy argumentu „naszym”. Gdzie jest w tym miejsce na zwykłą sprawiedliwość, szacunek dla ofiar, spojrzenie na całość systemu sprawiedliwości? To oczywiście retoryczne pytanie. W plemiennej wojence to się nie liczy.
Niestety, można się spodziewać, że działania SSA Andrzeja Olszewskiego znajdą naśladowców, bowiem w amoku konfliktu nie ma co liczyć na opamiętanie.
Łukasz Warzecha