Co jakiś czas zdarza mi się czytać komentarze moich odbiorców, którzy twierdzą, że się zradykalizowałem. Zawsze wtedy przypominam sobie znakomity mem (memy w naszej obrazkowej kulturze pełnią dziś rolę podobną jak niegdyś aforyzmy), pokazujący, jak lewicujący centrysta staje się nagle prawicowym radykałem. Zapewne część z państwa ten obrazek kojarzy. Niedawno posłużył się nim Elon Musk dla opisania zmian społecznych w USA. Umieszczam ten obrazek jako ilustrację tego felietonu.
Czy można stać się radykałem, nie ruszając się ze swoimi poglądami z miejsca? I tak, i nie. Jak wiadomo, są ludzie, którzy całe życie mieszkali w tej samej miejscowości, a zdążyli być obywatelami kilku krajów, bo tak ułożyła się historia. To nie oni się przeprowadzali, ale zmieniały się granice. W przypadku poglądów mamy podobną sytuację.
Wesprzyj nas już teraz!
Pamiętam doskonale czasy wcale nie tak odległe – połowę pierwszej dekady XXI w. – gdy szaleństwa poprawności politycznej, mocno zaznaczającej się na Zachodzie, wydawały się kompletnym absurdem, który w naszym kraju nigdy miejsca sobie nie znajdzie. Przewińmy jednak taśmę o 20 lat i lądujemy w Polsce, gdzie niektórzy ludzie prędzej uratują swoje „psiecko” niż drugiego człowieka, gdzie na uniwersytetach na serio naucza się genderowej teorii literatury i interpretuje według tego klucza największe dzieła polskiej klasyki oraz gdzie Sejm – zresztą przy współudziale PiS – postanawia na serio zajmować się ustawą, która nadaje aktywistom prozwierzęcym uprawnienia niemal policyjne. O wariatach z Ostatniego Pokolenia, terroryzujących mieszkańców Warszawy, nawet nie wspominam. Nie tylko jest już u nas to wszystko, czego nigdy miało tu nie być, ale jest nawet w stężeniu o wiele większym niż wariactwa, jakie obserwowałem w 2003 czy 2005 r. z oddali.
Jednak zmiana kontekstu to nie tylko lewicowa ideologia w najbardziej kuriozalnym wydaniu. To również znormalnienie ekspansywnej wersji etatyzmu i paternalizmu (zjawisk często idących ze sobą w parze). Tutaj droga jest jednokierunkowa. Kolejne zakazy, których uzasadnieniem jest „dobro obywateli”, a założeniem stojącym u ich podstawy przekonanie, że ludzie są zbyt głupi, żeby kierować samemu swoim życiem, jeśli raz zostaną wprowadzone, właściwie nie ma szans, żeby zostały zniesione. Potrzeba by albo rządzących o wielkiej odwadze, umiejących sprzeciwić się owczemu pędowi opinii publicznej – kogoś na miarę Javiera Milei – albo jakiegoś resetu systemu politycznego. 20 lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że władza ograniczy dostęp do napojów energetycznych, zabroni sprzedawać środki przeciwbólowe w opakowaniach większej pojemności poza aptekami, zakaże wjeżdżania do centrum miasta legalnie posiadanym samochodem albo zmusi rodziców, mających pomagać w opiece nad dziećmi z klasy własnego dziecka w czasie wyjścia do kina, do uzyskiwania zaświadczeń, że nie są przestępcami seksualnymi.
Czy ktoś, kto wobec narastającego radykalizmu i wariactwa, wobec postępującej kretynizacji życia publicznego i legislacji stoi w tym samym miejscu, gdzie stał 20 lat temu – czy zatem taki ktoś się radykalizuje? Czy to może raczej radykalizuje się kontekst? Czy można mówić, że radykałem jest ktoś, kto stwierdza oczywisty fakt – że istnieją jedynie dwie płcie, a wszystko inne to ideologiczne wymysły? Jak to możliwe, że osoby podzielające taki pogląd spotykają się z oskarżeniami o radykalizm?
Tak, to prawda, że niektóre normy w dziejach cywilizacji się zmieniały. Ta sprawa bywa zresztą przedmiotem potężnych manipulacji. Były kwestie, które od samego początku budziły sprzeciw części – powiedzielibyśmy dzisiaj – kreatorów opinii i uczestników debaty, więc trudno mówić o jakiejś zmianie czy postępie, gdy zniknęły. Tak ma się sprawa z często podawanym przez progresywistów jako przykład niewolnictwem. Chrześcijaństwo walczyło z nim właściwie od początku. Część świata zachodniego, w tym Polska, w ogóle go nie znała – chyba że jako ofiary (zapomina się często, że tatarski jasyr i turecka niewola były niewolnictwem w nie mniejszym stopniu niż niewola Murzynów w Ameryce).
Inne kwestie – takie jak równouprawnienie kobiet – faktycznie wynikają z dobrze pojmowanego postępu (choć obraz czasów minionych, jaki wykreował ruch sufrażystowski, pomijając kompletnie rolę kobiet w zachodniej kulturze przez wieki, także był fałszywy). Jednak zmiana była znacznie bardziej stopniowa niż to, co obserwujemy w ciągu ostatnich kilkunastu lat. A też miała w wielu przypadkach związek z globalnymi wstrząsami, jak I wojna światowa. To bezpośrednio po niej Polki otrzymały prawo głosu. Ktoś, kto 10 lat po wprowadzeniu prawa głosu dla kobiet wypowiadał się przeciwko niemu, nie był uznawany za radykała. W szwajcarskim kantonie Appenzell Innerrhoden kobiety prawo głosu uzyskały dopiero w 1990 r., i to po wyroku tamtejszego sądu federalnego.
Tymczasem tempo zmian tego, co mainstream uznaje za normę czy też centrum jest dzisiaj takie, że porównać to można do skandalicznych akcji straży miejskich, które w ciągu nocy potrafiły z powodu jakiegoś wydarzenia poustawiać zakazy zatrzymywania się. Kierowca wieczorem jednego dnia parkował w pełni legalnie, a rano następnego jego samochód był odholowywany, bo w środku nocy pojawiły się znaki.
Jest jeszcze jeden czynnik: osoba o poglądach nawet nie konserwatywnych, ale po prostu – normalnych, niegdyś centrowych – czuje się we współczesnej rzeczywistości coraz bardziej osaczona i atakowana. Coraz mocniej pod presją. To zaś powoduje, że jej reakcje zaczynają się robić coraz gwałtowniejsze. Sam staram się temu nie ulegać, choć przyznaję, że jest to trudne. Jak mam się zachować, siadając do „dyskusji” z kompletnie zindoktrynowanym aktywistą Ostatniego Pokolenia, który na rzeczowe argumenty odpowiada wyuczonymi frazami, głosząc oczywiste absurdy i całkowicie ignorując to, co się do niego mówi? Widzę też, że wielu moich znajomych o konserwatywnych zapatrywaniach nie wytrzymuje ciśnienia. Coraz częściej tłumaczenie po raz setny tych samych oczywistości w odpowiedzi na wariackie deklaracje postępowców zastępuje bluzg. I trudno mi ich nawet potępiać.
Jedno mnie cieszy. Gdy czytam wspomniane na początku opinie o mojej rzekomej radykalizacji, proszę o wskazanie, w jakiej sprawie moje poglądy się zasadniczo zmieniły. Wtedy zawsze zapada głucha cisza.
Łukasz Warzecha