Proszę sobie wyobrazić, że są państwo politykiem, który chce nałożyć na obywateli daleko idące i potencjalnie mocno niepopularne wśród części wyborców ograniczenia – na przykład wolności słowa. Jak to zrobić, żeby zminimalizować potencjał sprzeciwu, a przynajmniej móc przeciwstawić mu mocne argumenty? Sposób od wieków jest ten sam: lud tak chce!
Trzeba stworzyć wrażenie, że dana decyzja nie jest podejmowana za sprawą osobistych, partyjnych czy ideologicznych motywacji polityka, ale że jest on jedynie pasem transmisyjnym pomiędzy systemem tworzenia prawa a ludem, który domaga się określonych rozwiązań. Tak to zaczęło działać przede wszystkim od kiedy z rolą suwerena pożegnali się koronowani władcy, a ich miejsce zajęli obywatele – a więc co najmniej od czasu rewolucji antyfrancuskiej (pomijając różne modele polityczne istniejące w starożytności ze szczególnym uwzględnieniem rzymskiej republiki).
Współcześnie modelowym przykładem takiego postępowania jest patologia aktywistyczna. Politycy zawsze mają na podorędziu jakieś aktywiszcza, które – odpowiednio dopieszczane – mogą wystąpić w roli ludu, domagającego się takich czy innych rozwiązań. Najbardziej jest to widoczne w miastach oraz w sferze „ekologii”. W miastach marginalne grupki aktywistyczne zdominowały pozorowane konsultacje społeczne, a lewicowi prezydenci czy burmistrzowie zawsze mogą oznajmić, że muszą zamknąć dla ruchu kolejne ulice, zlikwidować kolejne miejsca parkingowe albo poszerzyć strefę czystego transportu, gdyż lud się domaga, a wiadomo – vox populi, vox Dei. Aczkolwiek nie wiem, czy tego typu odwołanie do starożytnej maksymy jest jeszcze politycznie poprawne.
Wesprzyj nas już teraz!
Podobnie jest w dziedzinie szeroko pojmowanej „ekologii”: sprzeciw grupek, stanowiących promil promila obywateli naszego kraju, w dodatku często finansowanych w nieprzejrzysty sposób, paraliżuje ważne inwestycje. Wystarczy się przyjrzeć, jak funkcjonuje choćby wyjątkowo szkodliwa, ale też wyjątkowo groźna fundacja Frank Bold, gdzie kilkunastu prawników ze skrajnie lewacką zieloną agendą ma kolosalny, kompletnie nieproporcjonalny wpływ na rzeczywistość. Podobny mechanizm uruchomiło Ministerstwo Klimatu i Środowiska: w ofensywie pana wiceministra Mikołaja Dorożały przeciwko myśliwym za przedstawicieli obywateli robi garstka fanatyków skupionych w prozwierzęcych organizacjach.
O tych sprawach państwo zapewne słyszeli lub czytali. Ale idę o zakład, że nie znają państwo instytucji unijnych paneli obywatelskich. Tymczasem stały się one stałym elementem unijnego „piaru” i służą politykom unijnym oraz Komisji Europejskiej do uzasadniania radykalnych zmian. Panele obywały się już kilkakrotnie. Na sesjach – część w Brukseli czy Strasburgu, część odbywa się zdalnie – gromadzi się około 150 „losowo wybranych” obywateli ze wszystkich 27 krajów członkowskich, aby radzić o jakimś Bardzo Ważnym Problemie. Na czym polega ów „losowy wybór” – niestety nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć. Strona paneli obywatelskich tego nijak nie wyjaśnia; stwierdza jedynie, że uczestnicy są „przypadkowo wybierani”. Stawiam, że ta przypadkowość jest tak przypadkowa jak kiedyś słynne piwo bezalkoholowe „Bosman” w reklamie z tekstem „Ale buja!”.
Panele odbywają się pod odpowiednim nadzorem i opieką, a obywatele są zawsze słusznie zatroskani prezentowanym problemem. Z panelami obywatelskimi UE jest tak jak z organizacjami zrzeszającymi miejskie aktywiszcza: z góry wiadomo, kto się tam znajdzie i jakie będzie miał poglądy – mogą być „różnorodne” („różnorodność” to jedno ze słów kluczy) pod warunkiem, że będą jedynie słuszne. Dziwnym trafem we wnioskach żadnego z paneli, jakie się dotychczas odbyły (panel o marnowaniu żywności, o świecie wirtualnym, o wolności przemieszczania się w związku z podejmowaniem nauki oraz o efektywności energetycznej) wnioski nie wykraczały poza zbiory bezpiecznych komunałów.
Jednak żaden ze wspomnianych paneli nie miał takiego potencjalnego znaczenia jak zakończony niedawno panel o nienawiści. Nie będę tutaj analizował po raz kolejny kwestii walki z „mową nienawiści”. Czytelnicy PCh24 doskonale, jak sądzę, wiedzą, czemu to narzędzie służy. Wystarczy posłuchać zapowiedzi panów Adama Bodnara czy Krzysztofa Śmiszka w tej kwestii – a zapowiedzi te są jedynie odbiciem standardowej europejskiej narracji. „Nienawiść”, jak wiadomo, pojawia się tylko po jednej stronie – po drugiej jest zawsze tylko miłość, która po prostu czasami, aby dać odpór „nienawiści”, musi przybrać troszkę szorstką formę. I żeby tej miłości było jeszcze więcej, nienawiść trzeba ocenzurować.
Co zatem rekomendują w końcowych wnioskach „przypadkowo wybrani” europejscy obywatele, którzy pochylili się nad zalewem nienawiści?
Najpierw, aby wprowadzić państwa w nastrój, w jakim odbywały się obrady, kilka cytatów ze wstępu do spisu rekomendacji.
Historyczne i bieżące konflikty mogą prowadzić do przekazywania nienawiści z pokolenia na pokolenie. Do powstania tego cyklu przyczyniły się każdy konflikt, każda wojna i każde napięcie geopolityczne wpisane w złożoną historię Europy. Bez czynnego zaangażowania na rzecz naprawy i uleczenia tych urazów nienawiść podsycana przez konflikty trwa nadal, co grozi utrwaleniem cyklu wrogości i podziałów. […]
Podstawową cechą ludzkiej natury jest pragnienie przynależności do grupy społecznej lub podlegania dynamice społecznej, aby mieć poczucie, że jest się „takim samym jak inni”. Pragnienie to może być czasami tak silne, że prowadzi do wyrażania nienawiści i nietolerancji, postawy „my kontra oni” wobec „tych drugich”. Ta dynamiczna postawa nieufności i nienawiści ma szczególnie negatywny wpływ na osoby i grupy wrażliwe ze względu na pochodzenie etniczne, status migracyjny, religię, płeć, orientację seksualną, niepełnosprawność, status rodzinny i czynniki społeczno-ekonomiczne. Brak edukacji na temat różnych tożsamości, kultur, tolerancji, rozmowy i komunikacji, a także brak wiarygodnych informacji w internecie mogą pogłębiać nieporozumienia, utrwalać uprzedzenia i prowadzić do nienawiści.
Wiedzą już państwo, w jakim zakresie odniesień się obracamy, prawda?
A więc teraz najciekawsze rekomendacje.
Rekomendacja numer 1: nowa wspólna europejska definicja nawoływania do nienawiści.
Zaleca się, aby Komisja Europejska powołała zróżnicowaną grupę roboczą w celu aktualizacji i rozszerzenia zakresu wspólnej definicji „nielegalnego nawoływania do nienawiści”, aby uskutecznić kryminalizację rozpowszechniania tego zjawiska. Obecna definicja, przyjęta w 2008 r., koncentruje się na rasizmie i ksenofobii, ale wyklucza inne formy nienawiści, takie jak np. ableizm [co to, u licha, jest?] i dyskryminacja ze względu na orientację seksualną, płeć, wiek. Ten przestarzały termin powinien zostać niezwłocznie zmieniony, aby odzwierciedlał integracyjne wartości naszego nowoczesnego społeczeństwa.
Rekomendacja numer 2: wspólny europejski system zgłaszania przestępstw z nienawiści.
Zaleca się wprowadzenie jasnej i jednolitej procedury zgłaszania przestępstw z nienawiści we wszystkich państwach członkowskich UE. Procedurę tę należy skutecznie wdrożyć w organizacjach, które mają kontakt z ofiarami przestępstw z nienawiści. Należy przeprowadzić przegląd wszystkich wcześniej proponowanych i nieskutecznych środków oraz opracować prosty proces umożliwiający ofiarom i świadkom bezpieczne zgłaszanie wszystkich przestępstw, w tym przestępstw na platformach internetowych.
Rekomendacja numer 3: w każdym państwie członkowskim powinien powstać „niezależny” krajowy urząd do spraw zwalczania nienawiści.
Zaleca się ustanowienie niezależnego Urzędu ds. Zwalczania Nienawiści w każdym państwie członkowskim. Potrzebna jest silna instytucja z kompetencjami prawnymi i zapewniająca skuteczną komunikację, udzielająca ludziom konkretnej pomocy za pośrednictwem obiektywnego i niezależnego systemu zgłaszania przestępstw.
Rekomendacja numer 12: koniec z anonimowością w internecie. Korzystanie z mediów społecznościowych ma się łączyć z potwierdzeniem tożsamości rządowym dokumentem.
Zaleca się uregulowanie zasad anonimowości w internecie, aby zapewnić skuteczniejsze śledzenie, ściganie i pociąganie do odpowiedzialności przez odpowiednie organy osób dopuszczających się nienawistnych wypowiedzi. […]
Należy ustanowić system uwierzytelniania tożsamości na poziomie każdego państwa członkowskiego, w którym minimalne informacje niezbędne do zidentyfikowania osoby są gromadzone za pośrednictwem portalu rządowego. Rozwiązanie to powinno być stopniowo harmonizowane na poziomie państw członkowskich UE.
Rekomendacja numer 14: stworzenie systemu cenzury mediów społecznościowych, opartego na sztucznej inteligencji. System miałby działać nawet przed wysłaniem wpisu, czyli musiałby monitorować, co dopiero piszemy, a nie tylko to, co już się pojawiło.
Zaleca się opracowanie narzędzia opartego na sztucznej inteligencji do wykrywania nielegalnego nawoływania do nienawiści na platformach mediów społecznościowych, zapewniającego zgodność z normami UE.
Niezwykłym trafem UE forsuje już narzędzie (na razie, z powodu ogromnych kontrowersji, jakie budzi pomysł, odsunięto sprawę do 2026 r.), które może się tutaj idealnie przydać. To CSAM, czyli przepisy zakładające skanowanie sieci w czasie rzeczywistym, oficjalnie w celu wykrywania materiałów zawierających dziecięcą pornografię. No, ale skoro już taki system będzie, to czemu nie użyć go do walki z „mową nienawiści”?
Konkluzje panelu brzmią jak cytaty z artykułu opublikowanego na portalu „Krytyki Politycznej”. I nie miejmy złudzeń: nawet jeśli nie wszystkie zostaną wdrożone, to z pewnością rekomendacje europejskiego ludu (a dokładnie – jego „przypadkowo dobranych” przedstawicieli, poprowadzonych za rączkę przez eurokratów) posłużą następcy Very Jourovej do forsowania radykalnej cenzorskiej agendy.
Łukasz Warzecha