Co mają ze sobą wspólnego Krajowy Plan Odbudowy, Spotify i usługa Office 365 dostarczana przez Microsoft? Pozornie – niewiele. A jednak coś te rzeczy łączy: wszystkie wpisują się w tendencję do zastępowania własności subskrypcją, usługami czy wynajmem. To zjawisko skrajnie groźne dla Zachodu i naszych wartości, a jednocześnie niełatwo z nim walczyć.
Zacznijmy od podanych przykładów. KPO zawiera warunki, które wpisują się w program agresywnej promocji elektromobilności kosztem tradycyjnej spalinowej motoryzacji. To między innymi konieczność ustanowienia podatku od rejestracji pojazdów spalinowych, podatku od ich posiadania, a także obowiązkowe utworzenie stref czystego transportu – docelowo niedostępnych dla samochodów spalinowych – we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców, gdzie przekraczana jest norma tlenków azotu.
O konsekwencjach odgórnego eliminowania motoryzacji spalinowej pisałem wiele, zaś PCh24 stworzyło na ten jakiś czas temu temat znakomity film. Bez zagłębiania się zatem w szczegóły, trzeba przypomnieć, że jednym ze skutków przymusowego rugowania samochodów spalinowych – trwalszych, tańszych, a przede wszystkim znacznie praktyczniejszych i łatwiejszych do zatankowania – będzie fakt, że jakikolwiek samochód na własność będzie mogła posiadać znacznie mniejsza grupa ludzi. Będzie to wynikało przede wszystkim z ceny: nie ma szans, żeby przemysł wydobywczy był w stanie zaspokoić zapotrzebowanie związane z masową produkcją akumulatorów, nieuchronnie powstaną kartele państw mających u siebie złoża litu czy kobaltu, na wzór OPEC+, a niedostatek tych pierwiastków podniesie ich ceny. A co za tym idzie – ceny akumulatorów, które i tak już stanowią absurdalnie wysoką część kosztu nowego auta elektrycznego.
Wesprzyj nas już teraz!
Koncerny będą coraz częściej proponowały wynajem zamiast sprzedaży (mówił o tym wielokrotnie dziennikarz motoryzacyjny Interii Paweł Rygas) po to, aby trzymać rękę na drogocennym surowcu i poddawać akumulatory recyklingowi. Ograniczenie liczby samochodów na baterię będzie też wymuszone niedostateczną przepustowością infrastruktury energetycznej, która już dzisiaj nie jest w stanie obsłużyć jednoczesnego ładowania większej liczby takich pojazdów, więc rządy tworzą procedury centralnego odłączania punktów ładowania (tak się stało w Wielkiej Brytanii), by ratować sieć od przeciążeń.
Skoro na posiadanie auta będzie sobie mogło pozwolić znacznie mniej osób niż dzisiaj, to zastąpić je będzie musiał w jakiejś części wynajem. Po części długoterminowy, po części – doraźny, czyli taki, jaki dzisiaj znamy z sieci zautomatyzowanych wypożyczalni aut.
Spotify to prawdopodobnie najpopularniejszy serwis z muzyką na świecie, oparty na modelu streamingowym. Kiedyś – mało kto to już pamięta poza zgredami – istniało coś takiego jak Napster (zdaje się, że w jakiejś formie serwis nadal istnieje), jednak konstrukcja Napstera była w swojej istocie całkowicie inna, oferował on bowiem pobieranie plików MP3 do swojego komputera. A to znaczyło, że – co prawda w całkowicie wirtualnej postaci, a także, według niektórych, nie do końca legalnie – pobierający stawał się posiadaczem pliku. Miał go na własność.
Spotify to coś całkiem innego. Tam żadnej muzyki się nie posiada, nie tylko w postaci fizycznej, czyli na trwałym nośniku, takim jak płyta CD, ale nawet w wersji czysto cyfrowej, co oferował Napster. Na Spotify można co prawda znaleźć niemal wszystko, ale cała muzyka pozostaje na serwerach serwisu. Słuchacz nie staje się jej „właścicielem”, jest tylko jej „użytkownikiem”.
Wreszcie Microsoft Office 365 to usługa subskrypcji pakietu biurowego firmy założonej przez Billa Gatesa. Płacimy za nią w Polsce około 300 zł rocznie, a w zamian mamy dostęp do Worda, Excela, PowerPointa, Outlooka, dużej przestrzeni dyskowej w usłudze OneDrive i do możliwości korzystania z wymienionych programów na kilku komputerach, gdzie będziemy zalogowani naszym kontem Microsoft. Nie jesteśmy jednak właścicielami oprogramowania. To zasadnicza zmiana w stosunku do dawnego modelu, w którym płaciliśmy raz i dostawaliśmy pakiet Microsoftu w konkretnej wersji, z gwarancją pewnej liczby aktualizacji, w dawnych czasach jeszcze na płytach DVD. Nadal można kupić jednorazową licencję na pakiet Office, ale jest ona co oczywiste droższa niż opłata abonamentowa (np. wersja 2019 kosztuje w Polsce dla prywatnego użytkownika około 600 zł) i nie daje gwarancji ciągłych aktualizacji.
„Nie będziesz mieć niczego i będziesz szczęśliwy” – to hasło kojarzone dzisiaj powszechnie z ideą „wielkiego resetu” i Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, gdzie pojawiają się nierzadko koncepcje skrajne, zahaczające o antyutopie czy nawet dystopie, a prezentowane na tych spotkaniach w ramach WEF, na których dziwnym trafem jest jakoś mniej dziennikarzy i które zwykle przebiegają bardziej po cichu niż wielkie dyskusje z udziałem prezydentów czy premierów (również Polski).
Hasło You’ll own nothing and you’ll be happy rzeczywiście pojawiło się po raz pierwszy przy okazji WEF i było to w roku 2016. Takie zdanie znalazło się w krótkim filmie, reklamującym forum w tamtym roku. Była to część prognozy na 2030, przedstawionej przez kilkoro autorów na zamówienie WEF. Ta konkretna prognoza pochodziła z krótkiego tekstu Welcome To 2030: I Own Nothing, Have No Privacy And Life Has Never Been Better („Witajcie w roku 2030: nie posiadam niczego, nie mam prywatności, a życie nigdy nie było lepsze”), napisanego przez duńską socjaldemokratyczną posłankę Idę Auken, w latach 2011-14 minister środowiska Danii. Dla porządku dodać trzeba, że hasło „wielkiego resetu” pojawiło się podczas WEF dopiero w 2020 r.
Artykuł Auken jest krótki.
Witajcie w roku 2030. Witajcie w moim – czy raczej powinnam powiedzieć: naszym mieście. Nie posiadam niczego. Nie mam samochodu. Nie mam domu. Nie jestem właścicielką żadnych urządzeń czy ubrań.
Wam może się to wydawać dziwne, ale dla nas, w naszym mieście, ma to sens. Wszystko, co wy uważaliście za towar, stało się teraz usługą. Mamy dostęp do transportu, mieszkań, jedzenia i wszelkich rzeczy, jakich potrzebujemy na co dzień. Jedna po drugiej, te rzeczy stawały się darmowe, więc ich posiadanie na własność przestało mieć dla nas sens.
Dalej Auken pisze, że darmowa stała się między innymi „czysta energia” i to uruchomiło lawinę. Jak widać już dzisiaj, jest to kompletna fantasmagoria: koszty zielonej transformacji okazują się przytłaczające, a energia nie tylko nie staje się darmowa, ale przeciwnie – w całej Europie drożeje. I jest to proces niezależny od wojny na Ukrainie – tak było jeszcze przed nią.
Auken kontynuuje:
W naszym mieście nie płacimy czynszu, bo ktoś inny korzysta z naszej wolnej przestrzeni, gdy jej nie potrzebujemy. Mój salon jest wykorzystywany na spotkania biznesowe, gdy mnie tam nie ma.
Co jakiś czas gotuję dla siebie. To proste – niezbędne akcesoria kuchenne są dostarczane wprost pod moje drzwi w ciągu minut. Jako że transport stał się darmowy, przestaliśmy trzymać takie rzeczy w domach.
Auken zachwyca się następnie, że wszystko to napędziło tak zwaną ekonomię cyrkularną, a problemy z zanieczyszczeniem środowiska są daleko.
Kupowanie? Właściwie nie pamiętam już, co to jest. Dla większości z nas zamieniło się to w wybieranie rzeczy, jakich chcemy używać. Czasami mnie to bawi, a czasami pozwalam algorytmowi zrobić to za mnie. Dzisiaj zna już mój smak lepiej ode mnie.
Większość pracy przejęły roboty i AI, a ludzie nareszcie mają czas dla siebie – fantazjuje Auken. Ale jest też ciemna strona tej historii:
Moim największym zmartwieniem są wszyscy ci ludzie, którzy nie mieszkają w naszym mieście. Ci, których zgubiliśmy po drodze. Ci, dla których to było za wiele, cała ta technologia. Ci, którzy poczuli się zbędni i bezużyteczni, gdy roboty i AI przejęły dużą część naszej pracy. Ci, którym nie podobał się system polityczny i zwrócili się przeciw niemu. […]
Raz na jakiś czas drażni mnie to, że nie mam prawdziwej prywatności. Nie mogę nigdzie pójść i nie zostać zarejestrowana. Wiem, że gdzieś tam wszystko to, co robię, myślę i o czym marzę, jest zapisywane. Mam tylko nadzieję, że nikt tego nie wykorzysta przeciwko mnie.
Auken konkluduje:
W sumie to dobre życie. Dużo lepsze niż ścieżka, na której byliśmy, gdy stało się całkowicie jasne, że nie jesteśmy w stanie kontynuować tego samego modelu rozwoju. Wydarzały się te wszystkie straszliwe rzeczy: choroby związane ze stylem życia, zmiana klimatu, kryzys uchodźczy, degradacja środowiska, całkowicie zakorkowane miasta, zatrucie wody, niepokoje społeczne i bezrobocie. Straciliśmy o wiele zbyt wielu ludzi nim sobie uświadomiliśmy, że można sprawy rozwiązać inaczej.
Trudno dzisiaj powiedzieć, czy wizja przedstawiona przez Auken została opisana w tonie aprobującym czy ostrzegawczym. Wydaje się, że w dużej mierze jednak to pierwsze – że jest to po prostu świat, w jakim duńska polityk chciałaby żyć, nawet jeśli ma wobec niego jakieś obawy.
Dla każdego ceniącego sobie wolność czy własność musi natomiast być to jednak wizja przerażająca. Przypomina antyutopie Aldousa Huxleya czy, z bliższego nam podwórka, Janusza A. Zajdla. Całkowity brak prywatności czy korzystanie z „naszego” salonu przez obcych ludzi, gdy go „nie potrzebujemy” przywodzi na myśl choćby swoisty kołchoz, jakim jest Paradyzja z powieści o tym samym tytule, gdzie obcy ludzie przechodzą do swoich przezroczystych kabin przez cudzą przestrzeń. Wyobrażenie o sztucznej inteligencji, która zna nas lepiej niż my sami i dyktuje nam, co mamy jeść, czego słuchać i co oglądać nie jest już nawet w sferze wyobrażeń: tak przecież właśnie działają algorytmy, podpowiadające nam na YouTube, Instagramie, Facebooku czy Allegro.
Auken być może nieświadomie zarysowała też ryzyka, jakie wiążą się z pozbyciem się własności. Nie są zresztą wcale tak odległe i rozpoznać je możemy już w trzech podanych na początku tego tekstu przykładach.
Pierwsze z nich to kwestia, którą Auken pominęła i ta luka w jej tekście zieje jak głęboki lej po bombie: do kogo będą należeć wypożyczane rzeczy? Nie mogą przecież być niczyje. Wypożyczane samochody należą albo do wypożyczalni, albo do firm leasingowych, albo – w niedalekiej przyszłości – do producentów przez cały okres swojego życia. Streamowana muzyka należy do Spotify oraz posiadaczy praw autorskich. Office 365 to okresowa licencja, należąca do producenta oprogramowania. Co to wszystko oznacza? Przede wszystkim to, że ten, kto będzie dysponentem wypożyczanych rzeczy, będzie mógł w każdej chwili odciąć nam do nich dostęp albo radykalnie podwyższyć cenę.
Roczny abonament na Spotify to dzisiaj 200 zł. Załóżmy, że ktoś całkowicie zrezygnował z kupowania płyt na rzecz streamingu. I załóżmy, że pewnego dnia Spotify podnosi cenę do 1000 zł. Co zrobi klient, który nie ma nic własnego, a muzyki chciałby jednak posłuchać? To nie moje zmartwienie – ja przez lata zgromadziłem dużą płytotekę.
Załóżmy, że ktoś pozbył się auta i polega całkowicie na wypożyczaniu, ale w jakiś sposób naraził się systemowi i zostaje odcięty od możliwości korzystania z takiej usługi. Niemożliwe? A niby dlaczego? Jak Państwo myślą, co stałoby się w Kanadzie podczas wielkiego obywatelskiego protestu kierowców ciężarówek, gdyby nie były one własnością truckerów, ale były przez nich jedynie wypożyczone i zdalnie podłączone do centralnego systemu firmy leasingowej? A przecież technologicznie to już dzisiaj żaden wyczyn.
Literatura dostarcza nam ostrzeżeń przed takimi rozwiązaniami. Często przywołuję w tym kontekście „Raport mniejszości” Stevena Spielberga z 2002 r. na podstawie powieści Philipa K. Dicka z Tomem Cruisem w roli głównej. Kto nie widział, niech zobaczy, bo to wciąż znakomity film, wcale się nie zestarzał. Niesłusznie oskarżony o przestępstwo, które ma dopiero popełnić (tak działa system), agent John Anderton zostaje ze wszystkich stron osaczony przez automatyczne systemy, w tym zamknięty w zautomatyzowanej kapsule transportowej, z której cudem udaje mu się uciec.
W praktyce zastąpienie własności wypożyczaniem będzie oznaczało, że własność, zamiast rozkładać się na miliardy ludzi, skupiłaby się w ręku setek, a może i jedynie dziesiątek korporacji. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby pojąć, jak koszmarne mogłoby to mieć konsekwencje. Naiwna wizja Auken, w której wypożyczanie jest darmowe, to bajka dla naiwnych neokomunistów. There is no such thing as a free lunch.
Ale to nie wszystko. Brak własności to także brak kultury materialnej i dziedziczenia, czyli tego, co w dużej mierze kształtuje naszą tożsamość i co stworzyło Europę i Zachód. Człowiek bez własności jest człowiekiem bez właściwości, ale też bez poczucia odpowiedzialności za gromadzone dobra materialne i za przekazanie ich swoim potomkom. Nie uczy się szacunku dla dóbr. W wizji Auken jest jeszcze gorzej, bo bezpłatne otrzymywanie dóbr oznacza całkowity krach systemu wartości, w którym praca jest warunkiem koniecznym, aby przeżyć – a to również jeden z konstytutywnych warunków zachodniego ładu.
Jednak nawet w bardziej realistycznym scenariuszu, w którym wynajem nie jest darmowy, nie jest dużo lepiej. Następuje bowiem oderwanie efektów własnej pracy od posiadania. Zaś jednym z podstawowych fundamentów zachodnich mechanizmów społecznych było poczucie, że własną pracą buduje się stopniowo materialną pomyślność własną i swoich dzieci. To również dlatego inflacja jest zjawiskiem nie tylko niszczącym społecznie, ale też głęboko amoralnym: niweluje uczciwy wysiłek oraz dorobek pracujących ciężko obywateli.
Paradoksem, a zarazem dramatem tej sytuacji jest, że nie mamy do czynienia z jakimś centralnie sterowanym spiskiem, ale w dużej mierze z mechanizmem rynkowym. Firmy będą wykorzystywały okazję, jaką tworzą decyzje polityków, za sprawą których własność staje się po prostu zbyt droga czy też – pozornie – nieopłacalna. Jakie jest źródło i motywacja tych decyzji, to już temat na oddzielny tekst, wspomnieć trzeba tylko, że gra tu kilka czynników. Dla korporacji natomiast okoliczności są wprost idealne, aby zacząć robić gigantyczne interesy – wszak model subskrypcyjny jest dla nich w ostatecznym rozrachunku o wiele korzystniejszy i wygodniejszy niż model sprzedaży.
Łukasz Warzecha