O zmianach społecznych mówią nam czasami pozornie drobne i trywialne znaki. Kiedy myślę o tym, jak zmienił się w Polsce status ukraińskich uchodźców, przychodzi mi na myśl sfera, z którą mam codzienny kontakt: oglądanie mojego kraju zza kierownicy. Jeżdżę dużo jak na prywatnego kierowcę. Znaczna część z pokonywanych przeze mnie co roku 25-30 tys. kilometrów to drogi poza miastem.
Doskonale pamiętam dzień w połowie marca w 2022 r., gdy jechałem autostradą A2 na zachód, żeby potem zmienić kierunek na północny i pod Łodzią skręcić w prawo w A1, zmierzając do Bydgoszczy. To wtedy powstała – dzisiaj już bardzo rzadko wspominana – legenda o tym, że Warzecha liczył z nienawiścią ukraińskie samochody. Do jej ugruntowania bardzo przyczynili się panowie Stanowski i Mazurek, którzy wtedy jeszcze na Kanale Sportowym zrelacjonowali moje wpisy na ówczesnym Twitterze całkowicie nierzetelnie.
O co wtedy chodziło? Mówimy o pierwszych tygodniach rosyjskiej inwazji na Ukrainę, gdy w Polsce pojawiła się pierwsza fala uchodźców. Zaczęło się mówić, że ci uchodźcy przyjeżdżają w większości luksusowymi autami. Postanowiłem to sprawdzić przy okazji swojej podróży, na zasadzie swego rodzaju eksperymentu. Przyglądałem się pojazdom na ukraińskich rejestracjach i wpisywałem na Twitterze, jakiej marki był samochód, jaki to był model, nowy czy stary. Ostatecznie okazało się – co również wyraźnie napisałem – że eksperyment nie wykazał przewagi aut luksusowych. Była to mieszanka samochodów najróżniejszych – od nowych BMW czy tesli po zużyte kie. Moje wnioski zaprzeczyły zatem narracji tych, którzy wtedy Ukraińców atakowali. Tego oczywiście panowie Stanowski z Mazurkiem nie przekazali. Prawdopodobnie w ogóle nie przeczytali moich wpisów, podobnie zresztą jak inni, którzy potem przez długi czas wypominali mi je.
Wesprzyj nas już teraz!
Dzisiaj mało kto o tym przypomina, zapewne także dlatego, że widać gołym okiem, że to krytycy polskiej postawy mieli całkowitą rację. Satysfakcja jest, ale bardzo gorzka.
Wspominam o tym, ponieważ właśnie na polskich drogach widać, co się zmieniło. Dzisiaj trudno już spotkać kilkunastoletni ukraiński samochód. Takie wciąż się zdarzają, lecz bardzo rzadko. Ba, w wyraźnej mniejszości są pojazdy niższej klasy. Najwięcej – to oczywiście moja ocena „na oko”, bo żadnych tego typu statystyk nie ma – jest samochodów klasy wyższej, znacznie lepszych niż te, na które stać przeciętnego Polaka.
Zmienił się także styl jazdy ukraińskich kierowców na polskich drogach. Można powiedzieć, że poczuli się jak u siebie. Przez pierwsze, powiedzmy, półtora roku obecności ukraińskich uchodźców w Polsce – choć nie wiem, czy słowa „uchodźca” coraz bardziej nie należałoby brać w cudzysłów – niemal wszyscy jeździli bardzo ostrożnie i zdecydowanie poniżej limitów prędkości. Dzisiaj to wciąż się zdarza, ale bardzo wyraźnie wzrosła liczba samochodów na ukraińskich rejestracjach, które poruszają się ryzykownie, bardzo szybko. Ba, bywa nawet, że ukraińscy kierowcy kierują agresywnie i zdecydowanie powyżej limitu. W ciągu ostatnich tygodni widziałem kilka takich przypadków, w tym na Puławskiej w Warszawie. To wciąż pojedyncze sytuacje, ale w 2022 czy pierwszych miesiącach 2023 r. właściwie nieobecne, teraz zaś już widoczne.
Mnożą się sygnały o tym, że Ukraińcy zaczynają „ustawiać” naszą sferę publiczną, wchodząc w konflikty z Polakami w codziennych okolicznościach. To również zjawisko, które w tej chwili można ocenić tylko anegdotycznie, bo nie ma tego za bardzo jak zmierzyć. Mówimy więc w części o subiektywnym odczuciu. Mamy jednak badania, które pośrednio to potwierdzają: to cykliczne analizy zespołu pana dr. Roberta Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego (który był w związku z nimi kilkakrotnie gościem na moim kanale), który sprawdza mniej więcej co pół roku nastawienie Polaków do imigrantów, w tym do uchodźców z Ukrainy.
Ostatni z raportów (rozmowę na jego temat z panem dr. Staniszewskim znajdą państwo tutaj) pokazuje, że blisko połowa badanych (49 proc.) uważa, że uchodźców z Ukrainy cechuje „inna kultura”. Gdy ta grupa respondentów jest proszona o doprecyzowanie tego stwierdzenia, najczęściej pojawiają się następujące stwierdzenia: „inne normy, zasady, zwyczaje”, inna religia/wiara”, „wschodnia mentalność, sowiecka kultura – brak dbałości o dobro wspólne”, „brak kultury osobistej”, „postawa roszczeniowa” oraz „brak poszanowania polskich wartości, tradycji i kultury”. Jest to może ułomne, ale jednak potwierdzenie tezy, że przedłużająca się obecność w Polsce Ukraińców, wyposażonych w specjalne prawa – znacznie przecież większe niż mają jacykolwiek „zwykli” imigranci – zaczyna powodować napięcia i dysonanse.
Co ciekawe, widać to nawet w reakcjach tych, którzy, wydawałoby się, powinni skrajną proukraińskość kupować w pakiecie poglądów politycznych: mieszkańców Miasteczka Wilanów. 14 października „Gazeta Wyborcza” (tak tak!) opublikowała tekst Pawła Marcinkiewicza „»Mają po dwa bentleye w garażu«. Jak mieszkańcy Miasteczka Wilanów patrzą na nowych sąsiadów z Ukrainy”. Pojawiają się tam właśnie spostrzeżenia dotyczące luksusowych aut, ale także chamstwa przybyszów („Nie odpowiadają na »dzień dobry«”), ich skłonności do awanturowania się i bójek czy braku codziennej uprzejmości.
Można przy tym postawić tezę, że gdyby nie faktycznie uprzywilejowana pozycja ukraińskich uchodźców w Polsce, gdyby nie otwarcie przez poprzednią władzę niezliczonych furtek do nadużywania przyznanych korzyści socjalnych, wreszcie gdyby nie karykaturalnie wręcz hołdowniczy stosunek wobec Ukrainy na wszystkich szczeblach hierarchii polskiego państwa – od prezydenta począwszy na samorządach, wywieszających ukraińskie flagi, skończywszy – sytuacja byłaby inna. Ukraińcy czuliby się w Polsce tak jak czuć się powinni – gośćmi, którzy mają obowiązek stosować się do zasad gospodarza. Tak zresztą zachowywali się Ukraińcy przyjeżdżający do Polski przed wojną – jedynie do pracy.
Piszę o tym, ponieważ – co znów przewidywali sceptycy – ten nieuchronny proces kulturowego starcia zachodzi jednocześnie z procesem, przebiegającym naprawdę błyskawicznie, przyjmowania przez państwo ukraińskie ideologii banderowskiej jako całkowicie oficjalnej doktryny państwowej. Nie ma to na razie znamion nacjonalistycznej agresji skierowanej przeciwko Polakom, ale trzeba mieć bardzo słabą wyobraźnię, żeby takiego dalszego ciągu się nie obawiać. Wojna z Rosją, jak się okazało, nie tylko nie wygasiła nacjonalistycznego sentymentu na Ukrainie – na co mieli nadzieję polscy naiwniacy – ale przeciwnie: skrajnie go wzmocniła i zbudowała jeszcze wyższe piedestały przywódcom banderowskiego ruchu.
Przy czym słowo „piedestały” należy rozumieć całkiem dosłownie, ponieważ ten nacjonalistyczny sentyment przybiera postać pomników. Najnowsza taka inicjatywa to ta lwowskich radnych, którzy zabierają się właśnie za planowanie w tym mieście pomnika Romana Szuchewycza, bezpośredniego przywódcy ludobójstwa na Polakach. Ciekawe, jak czuje się z tym pan prezydent Andrzej Duda, którego proukraiński sentyment przekroczył już dawno wszelkie miary racjonalności. Reakcji polskich władz na razie nie słyszałem. Przy czym bardziej nawet interesuje mnie reakcja przedstawicieli największej partii opozycyjnej, bo to jednak głównie oni forsowali przez blisko dwa lata jedynie słuszną skrajnie proukraińską linię, każdego jej krytyka wyzywając od ruskich onuc. Dzisiaj stroją się w piórka obrońców polskiego interesu. A wystarczy sięgnąć po ich wpisy w mediach społecznościowych z tamtego czasu, żeby ocenić bezmiar ich hipokryzji.
I znów: nie trzeba być przesadnie przenikliwym, by rozumieć, że nawet jeśli dzisiaj wysławianie Stepana Bandery – postaci najobiektywniej rzecz biorąc skrajnie nieciekawej – czy właśnie Romana Szuchewycza nie ma jeszcze wątku antypolskiego, to niewiele trzeba, aby ten się pojawił. Wszak nacjonalizm agresywny wobec zwłaszcza Polaków był immanentną częścią ideologii wyznawanej przez aktywistów OUN. Jeśli dla Ukraińców te właśnie postaci stają się oficjalnie sankcjonowanymi wzorcami, to jest tylko kwestią czasu, zapewne niespecjalnie długiego, nim i te akcenty z ich dorobku zaczną się przedostawać do powszechnej ukraińskiej świadomości. A będzie temu sprzyjać coraz bardziej asertywna, by nie rzec: agresywna postawa przywódcy ukraińskiego państwa wobec Warszawy. Nie miejsce tutaj, żeby analizować źródła tej postawy – są złożone. Dość stwierdzić, że Kijów realizuje twardo własny interes, całkowicie bez sentymentów, a w wielu sprawach działa zgodnie z interesem tych, u których upatruje obecnie największych korzyści. Polska już do tych państw nie należy.
Chętnie dowiedziałbym się, jak czują się z tym wszystkim osoby, które pchały nas – a niektóre robią to nadal – w stronę sprzeniewierzenia się polskiemu interesowi w relacjach z Ukrainą i trwale ustawiły nas wobec sąsiada w pozycji uległego frajera: panowie Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, Paweł Kowal, Paweł Jabłoński, Jakub Kumoch i wielu, wielu innych.
Łukasz Warzecha