1 grudnia 2025

Łukasz Warzecha: Prezydent Nawrocki w głównym nurcie

(Fot: Jacek Szydlowski / Forum)

Jedno z pierwszych wet prezydent Karola Nawrockiego, zapewne niespecjalnie dzisiaj pamiętane, dotyczyło złagodzenia zapisów ustawy, zwanej „lex Kamilek”. Po co do tego dzisiaj wracać? Wbrew pozorom jest coś, co łączy tamten prezydencki sprzeciw z odwołaniem spotkania z Viktorem Orbánem podczas nadchodzącej wizyty na Węgrzech. To, jak się wydaje, powolne, ale jednak mięknięcie prezydentury, która miała przynieść nową jakość. Za jakiś czas może się okazać, że z tej nowej jakości pozostała jedynie ostra retoryka.  

Nie będę szczegółowo przypominał, o co chodziło w „lex Kamilek” ponieważ w kilku miejscach pisałem o tym obszernie (w tym w tygodniku „Do Rzeczy”). Mówiłem o tym również na swoim kanale, także po wecie pana prezydenta, które miało miejsce pod koniec sierpnia. Przypomnę tylko krótko: prawo wymyślone i wprowadzone przez rząd PiS było klasycznym przykładem populizmu prawnego. W reakcji na jednostkowy przypadek śmierci dziecka stworzono skomplikowany mechanizm wymogów i reguł, mających obowiązywać każdą instytucję i osobę, mającą formalny kontakt z dziećmi. Oczywiście jak każdy przypadek prawnego populizmu ta regulacja nikogo nie ochroni i niczego nie zmieni. Ma tylko dwa skutki. Po pierwsze – powstała pasożytnicza branża firm, piszących za pieniądze „standardy ochrony małoletnich”, które niemal każda instytucja musi mieć (muzea, teatry, świetlice, ba, nawet hotele). Złoty biznes. Po drugie – radykalnie utrudniono życie dziesiątkom tysięcy ludzi, mających okazjonalny kontakt z dziećmi, zmuszono ich bowiem do uzyskiwania zaświadczeń z Rejestru Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, co oczywiście skutecznie zniechęciło ogromną część osób, dotąd poświęcających swój czas dzieciom nie zawodowo, ale doraźnie.

W artykule w „Do Rzeczy” wskazywałem:

Wesprzyj nas już teraz!

Tymczasem standardy w większości przypadków burzą normalne relacje między dziećmi a dorosłymi. Powtarzają się w nich takie postanowienia jak: zakaz kontaktowania się z dziećmi z prywatnego telefonu dorosłego, a nawet prywatnego adresu e-mailowego – a więc wychowawca klasy nie może napisać do ucznia czy do niego zadzwonić, bo przecież nauczyciele nie mają służbowych telefonów, a trener drużyny sportowej nie może utworzyć grupy na WhatsAppie ze swoimi niepełnoletnimi zawodnikami; zakaz wchodzenia z dzieckiem w kontakt fizyczny – a więc wychowawczyni nie może już w podstawówce przytulić zestresowanego pierwszaka (nie wiadomo, co z przedszkolami); zakaz przebywania dorosłego z dzieckiem sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu – czyli aby przepytać poprawkowo ucznia w szkole, nauczyciel musi mieć świadka albo pracować przy otwartych drzwiach. W niektórych standardach łaskawie zezwolono na kontakt fizyczny, np. w przypadku konieczności rozdzielenia bijących się uczniów.

Standardy idą w kierunku najgorszych wokeistowskich, lewackich wzorców. Nie tylko radykalnie przeregulowują to, co powinno być oparte na naturalnie tworzonej relacji, zdrowym rozsądku, obyczaju, lecz także na domiar złego wtłaczają ludziom do głów podejrzenie, że każdy kontakt dziecka z dorosłym jest z samej swojej natury podejrzany, skoro trzeba go obwarowywać takimi zakazami. Stworzone przez rząd Zjednoczonej Prawicy „lex Kamilek” w ciągu niecałego roku osiągnęło to, na co lewactwo pracowało latami – dotąd bezskutecznie.

Zaproponowana przez obecną koalicję nowelizacja była jedną z niewielu sensownych regulacji jej autorstwa. Zakładała zastąpienie zaświadczeń oświadczeniami. Pan prezydent złożył weto, a na prezydenckiej stronie można było przeczytać wyjaśnienia szefa prezydenckiej kancelarii pana Zbigniewa Boguckiego:

W tej ustawie przewidziano przejście od zaświadczeń z Krajowego Rejestru Karnego, które miały wykazywać osoby pracujące z dziećmi czy będące w otoczeniu dzieci, przychodzące do szkoły, jeżdżące na wycieczki, mające kontakt z dziećmi, na oświadczenia – wyjaśnił minister.

Zauważył, że oświadczenie może nie dawać należytych gwarancji, że taka osoba nie była w przeszłości karana za poważne przestępstwa. Oczywiście takie oświadczenie może zostać złożone nawet pod groźbą odpowiedzialności karnej, ale zapisy ustawy nie dają podmiotom – wobec, którym dokument jest przedkładany – możliwości weryfikacji oświadczenia.

Podobne wątpliwości budzi fakt składania takiego dokumentu przez obcokrajowców, którzy z różnych powodów nie mogliby uzyskać zaświadczenia z urzędu będącego odpowiednikiem polskiego Krajowego Rejestru Karnego.

Niestety, to bardzo powierzchowne podejście, kompletnie nieuwzględniające aspektów, o których pisałem ja i inni krytycy ustawy. Był to pierwszy moment, gdy w głowie zapaliło mi się światełko ostrzegawcze. To weto oznaczało bowiem, że prezydent, który w kampanii wyborczej deklarował kierunek w dużej mierze wolnościowy i stanowczo antywoke’istowski, może mimo to pójść drogą klasycznego głównego nurtu: paternalizmu, etatyzmu, populizmu prawnego.

Co gorsza, jak dotąd pan Nawrocki nie zawetował żadnej ustawy, ograniczającej istotnie prawa obywateli – a miał już taką okazję: mógł sprzeciwić się nowym regulacjom, wprowadzającym sankcje dla kierowców w postaci utraty prawa jazdy na trzy miesiące za przekroczenie prędkości poza obszarem zabudowanym. Wkrótce głowa państwa stanie przed poważnymi testami, bo będzie musiała zdecydować w sprawie ustawy wygaszającej hodowle futerkowe czy wprowadzającej kary pozbawienia wolności za przekroczenie prędkości – sankcje drakońskie i bezprecedensowe.

Gdybym miał przewidywać na podstawie decyzji Pałacu Prezydenckiego w sprawie wizyty na Węgrzech – nie byłbym optymistą. Odwołanie spotkania z Viktorem Orbánem pod dętym pretekstem jego spotkania z Władimirem Putinem, to dalszy ciąg koszmarnej polityki godnościowej, uprawianej przez poprzednika. To również dalszy ciąg absurdalnego i szkodliwego bojkotu Viktora Orbána i węgierskiego rządu, prowadzonego od 24 lutego 2022 r. przez rząd PiS i przejętego przez jego następców. Ten gest – zdaniem niektórych podyktowany z Nowogrodzkiej – został na Węgrzech odczytany jako jednoznacznie wrogi wobec szefa rządu w Budapeszcie. Niektórzy wskazują, że posunięcie pana Nawrockiego będzie korzystne dla węgierskiej opozycji, która w przyszłorocznych wyborach spróbuje odsunąć Fidesz od władzy. Jeżeli faktycznie poczynania polskiego prezydenta mogłyby się przyczynić do przyszłorocznej porażki Fideszu, oznaczałoby to, że Karol Nawrocki pomógł własnym przeciwnikom politycznym.

Można także sądzić, że jest to próba odebrania koalicji pretekstu do kolejnego ataku na pana prezydenta, ale wobec intensywności tego sporu takie uzasadnienie, nawet jeśli prawdziwe, to jest z gruntu absurdalne. Pan Nawrocki ma przed sobą blisko pięć lat sprawowania urzędu i powinien się skupiać na realizacji racji stanu, a nie bieżącej walce sondażowej.

Wreszcie może być tak, że ta decyzja jest sumą kilku czynników: nacisku ze strony pana Kaczyńskiego oraz własnych przekonań pana prezydenta, którym ten dawał kilkakrotnie wyraz, między innymi w czasie kampanii wyborczej odpowiadając twierdząco na szybkie pytanie Bogdana Rymanowskiego, czy powinniśmy zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją. To wariant chyba najbardziej pesymistyczny.

Znaczna część głosujących na Karola Nawrockiego oczekiwała nie korekty, ale zasadniczej zmiany prezydenckiego paradygmatu. W szczególności chodzi o wyborców spoza elektoratu PiS, których było – przypominam – szacunkowo około 40 proc. Jeśli odłożyć na bok dwie sfery działania pana prezydenta – konflikt z rządem i powiązane z nim działania oraz jego wojowniczą retorykę – tej zmiany paradygmatu na razie nie widać. A co gorsza, można coraz śmielej zakładać, że się ona nie wydarzy.

 

Łukasz Warzecha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(63)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie