Proszę Państwa – stało się. Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich na bezpieczeństwo wewnętrzne i interesy Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2004–2024, ustanowiona zarządzeniem pana premiera Tuska, wydaliła z siebie pierwszy raport. Jest to raport zespołu do spraw dezinformacji.
Siadając do pisania tekstu na jego temat jestem w pewnym sensie bezsilny na takiej zasadzie, jak bezsilny jest człowiek świadomy i normalny postawiony naprzeciwko kompletnego wariata. Raport ten – w którym zresztą pojawia się portal PCh24 – jest bowiem trochę jak opowieść z psychiatryka. Wariatowi, jak wiadomo, wszystko się składa w logiczną całość. Jeśli istotą jego iluzji jest, że został porwany przez kosmitów i aktualnie znajduje się na statku kosmicznym w okolicach Alfa Centauri, to każde zdarzenie, osobę, okoliczność będzie sobie wkomponowywał w tę swoją wizję i traktował jako kolejne potwierdzenie swojego złudzenia. Jeśli na ten przykład lekarz będzie go przekonywał, że znajduje się jednak na Ziemi, w Polsce, w placówce medycznej, wariat uzna, że jest to jedynie dowód na niezwykłą technologiczną sprawność kosmitów, którzy są w stanie stworzyć doskonałą iluzję rzeczywistości.
Na tej właśnie zasadzie komisja zbudowała swój raport. Mówiąc w największym skrócie – przejawem rosyjskiej narracji jest w nim wszystko to, co nie mieści się w absolutnym mainstreamie jedynie słusznych poglądów. Zatem rosyjską narrację powielają ci, którzy: krytycznie oceniają stan zachodniej cywilizacji oraz uznają, że odeszła od chrześcijańskich korzeni; uważają, że Rosja nie przegrywa wojny na Ukrainie oraz że Rosji nie da się pokonać; którzy krytykują oderwanie europejskich elit od życia zwykłych ludzi; którzy uważają, że Niemcy mają w UE najwięcej do powiedzenia; nawet ci, którzy po prostu podzielają realistyczną wizję polityki międzynarodowej. Oczywiście również ci, którzy sprzeciwiali się sanitarystycznym restrykcjom, a także ci, którzy nie godzą się na rozwiązania zielonego ładu. Ba, nawet ci, którzy do wyborców i odbiorców przemawiają prostym, zrozumiałym językiem, gdyż – jak czytamy w raporcie – „Wśród ostatnich kampanii wyborczych na świecie, w których można dopatrywać się rosyjskiego wpływu, charakterystyczne jest także wykorzystanie języka łatwego do zrozumienia — język skomplikowany i wyszukany może być odrzucany przez wyborców przyzwyczajonych do coraz krótszych komunikatów w mediach społecznościowych. Prymitywizm języka, w którym określa się emocje i przedstawia racje, nie jest więc przypadkiem, ale starannie dobraną metodą przeciwnika”. Wychodzi więc na to, że jakieś 95 procent agencji piarowych, pracujących na świecie przy wyborach, jest pod rosyjskim wpływem.
Wesprzyj nas już teraz!
Raport stosuje przy tym dość przebiegłą metodę manipulacji, której przeciętny jego czytelnik – jeśli w ogóle po ten materiał sięgnie – może nie zidentyfikować. Zakładam, że metoda ta ma jakąś fachową nazwę w kręgach służb, z których wywodzi się pan generał Jarosław Stróżyk, szef komisji. Ja tej nazwy nie znam, ale nazwałbym to po prostu metodą mieszania. Rządowa propaganda – oczywiście był to wówczas inny rząd, ale metoda ta sama – używała jej zresztą choćby podczas pandemii. Spójrzmy choćby na następujący fragment raportu (s. 19):
Na szczególną uwagę zasługuje narracja o rzekomej powszechnej demoralizacji Zachodu. Ma ona długą historię, sięgającą jeszcze konserwatywnych lęków przed nowoczesnością w XIX w. i wykorzystywanych przez carską Rosję, a potem przez ZSRR. Po części są to reprodukowane tezy propagandy czasów radzieckich dostosowywane do współczesnych warunków. Osią tej multinarracji jest budowanie przekonania, że państwa demokratycznego Zachodu wyzbyły się swojej własnej kultury. W tych narracjach Rosja ma być jedyną „moralną alternatywą” dla społeczeństw europejskich — zgodnie z twierdzeniem, że Moskwa ma pełnić funkcję „trzeciego Rzymu” — nowego globalnego imperium.
W sposób całkowicie nieuprawniony zostają tutaj połączone w jedno dwie opinie o kompletnie odmiennym charakterze. Pierwsza to diagnoza sytuacji cywilizacyjnej Zachodu. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że w raporcie w wielu miejscach krytyka wobec cywilizacyjnego czy moralnego upadku Zachodu jest uznawana właśnie za część rosyjskiego przekazu. Tymczasem taka diagnoza jest całkowicie uprawnioną częścią normalnego dyskursu i sporu, który w Europie trwa od jakiegoś czasu. Nawiązują do niej wybitne postaci i autorzy, tacy jak Chantal Delsol w swojej książce „Koniec świata chrześcijańskiego”.
Druga opinia – z tą pierwszą powiązana przez autorów raportu w jedno – to przekonanie, że Rosja jest dla Zachodu alternatywą i obrońcą tradycyjnych wartości. Raport sugeruje w ten sposób, że każdy, kto jest krytyczny wobec obecnego kształtu Zachodu, automatycznie upatruje ratunku w Moskwie. Co jest oczywistym absurdem. Można być skrajnym krytykiem zachodniego upadku, ideologii woke, klimatyzmu (co, nawiasem mówiąc, również świadczy zdaniem autorów raportu o powielaniu rosyjskiej narracji), a jednocześnie uznawać Rosję za wroga wolności, kraj zamordyzmu, korupcji i przeciwnika Polski. Sam niżej podpisany tak właśnie uważa.
Ten zabieg, polegający na mieszaniu opinii uprawnionych i zasadnych z radykalnymi i słabo uzasadnionymi powtarza się w raporcie wielokrotnie. To ten sam zabieg co wrzucenie do jednego worka krytyków pandemicznych restrykcji, odwołujących się do badań oraz metaanaliz, i osób uznających, że w szczepionkach na covid przemycano mikroroboty.
Właściwie można by tego, za przeproszeniem, gniota – naprawdę trudno tutaj użyć innego określenia – zwyczajnie wyśmiać, tak jak wyśmiewamy paranoiczne schematy pana Tomasza Piątka, który za pomocą dziesiątek strzałek dowodzi powiązań całej obecnej opozycji z Władimirem Putinem. Ten dokument jest bowiem na tym samym poziomie.
Problem w tym, że o ile pan Piątek swoje urojenia produkuje jako prywatna osoba i można je samemu oceniać, to tutaj mamy jednak do czynienia z dokumentem wypuszczonym przez państwową komisję. Co prawda powołaną zwykłym zarządzeniem, a nie ustawą, ale niewiele to zmienia. Można się obawiać, że jest to wstęp do podjęcia działań przeciwko każdemu, kogo da się podciągnąć pod „rosyjską narrację” tak jak ją definiuje komisja pana generała Stróżyka. A także działań na rzecz radykalnego ograniczenia wolności słowa, o czym coraz częściej słyszymy.
Łukasz Warzecha