Dzisiaj

Łukasz Warzecha: Rzecz o mieszaniu się

(Fot. Adam Chelstowski / Forum)

Proszę sobie zapamiętać: jest dobre mieszanie się w polskie sprawy i mieszanie się złe. Dobre jest na przykład wówczas, gdy Komisja Europejska poucza nas w sprawie praworządności. To w ogóle jest poza dyskusją. Ale także wówczas, gdy ambasadorzy USA czy Wielkiej Brytanii piszą listy otwarte w sprawie konieczności postępowego wspierania tęczowych trendów w naszym kraju. A także wtedy, gdy – jak usłyszałem niedawno od jednego z polityków byłego obozu władzy – za sprawą interwencji Białego Domu polski prezydent wetuje ustawę. I nie, nie chodzi o najbardziej znany przykład, czyli – skądinąd nieakceptowalne – „lex TVN”, a o ustawę z całkiem innej dziedziny.  

Oczywiście miejmy świadomość, że mieszanie się jest trochę jak kot Schrödingera, który – jak wiadomo – mógł jednocześnie być martwy i żywy: bywa jednocześnie pożądane i niepożądane. Na przykład mieszanie się w polskie sprawy w kwestiach praworządności było niepożądane zdaniem władzy, ale pożądane zdaniem opozycji. Przy czym, żeby sprawy bardziej skomplikować, proszę pamiętać, że nie zawsze te same ugrupowania są władzą i opozycją. Proszę tylko pomyśleć, jakiej elastyczności umysłowej wymaga od polityków, żeby w danym momencie odpowiednio dane mieszanie się zakwalifikować! Ha, to jest wyższa szkoła jazdy i nie każdy by tak umiał.

Wcześniejsza władza, która dzisiaj jest opozycją, niektóre przypadki mieszania się wita z entuzjazmem, choć jeszcze kilka lat temu je potępiała. Na przykład Komisja Wenecka kiedyś była z ich punktu widzenia zła, bo przyjeżdżała do Polski i coś tam narzekała na sposób powoływania sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a teraz jest dobra, bo punktuje plany pana ministra Bodnara. Władza – ta obecna – natomiast udaje, że żadnej Komisji Weneckiej nie ma.

Wesprzyj nas już teraz!

Ale są też inne bardzo ciekawe przypadki – na przykład Międzynarodowy Trybunał Karny i jego list gończy za panem premierem Netanjahu. To również rodzaj mieszania się w polskie sprawy, uznany zgodnie za niedopuszczalny przez obie strony, co trzeba odnotować jako ewenement. Nie będzie nam tu żaden MTK mówił, kogo mamy zatrzymywać w Polsce (z czym, nawiasem mówiąc, akurat całkowicie się zgadzam), nawet jeśli sygnowaliśmy statut trybunału.

Bywa też, że twardzi obrońcy suwerenności, pomstujący na Targowicę, która chciałaby na nas ściągnąć uwagę organów unijnych, później sami na wyprzódki skarżą się w Brukseli na łamanie praworządności – oczywiście gdy już znajdą się w opozycji.

Warto jednak zwrócić uwagę na przypadek w pewien sposób szczególny. Oto w niedawnym wywiadzie dla czterech bardzo starannie dobranych mediów – Onetu, TVN24, „Rzeczpospolitej” i „Krytyki Politycznej” – pan prezydent Wołodymyr Zełenski oznajmił:

Jeżeli Ukrainy nie będzie w Unii i nie będzie w NATO, jeśli Ukraina nie będzie miała gwarancji bezpieczeństwa, to pan Nawrocki powinien już zacząć ćwiczyć, bo może się okazać, że będzie musiał wziąć broń do ręki, by wspólnie ze swoimi rodakami bronić swego kraju. Bo jeżeli Ukrainy nie będzie nigdzie, to ryzyko (wojny w Polsce) będzie bardzo wysokie. Rosja będzie wtedy na granicy z Polską i wtedy (pan Nawrocki) będzie miał nie polityczne zawody, lecz będzie walczył o swoje życie.

Na to dictum zatrzęśli się z oburzenia różni politycy Prawa i Sprawiedliwości, zarzucając panu Zełenskiemu, a jakże, mieszanie się w polskie sprawy wewnętrzne. Oczywiście – słusznie, bo faktycznie jest to klasyczny przykład ordynarnego mieszania się przywódcy obcego państwa w polskie wybory. Inna sprawa, jaki będzie tego skutek. Stawiałbym raczej, że pan Zełenski załatwił w ten sposób panu Trzaskowskiemu spadek notowań o kolejne 2-3 punkty.

Trudno jednak nie odczuwać Schadenfreude wobec bulgoczących z oburzenia polityków PiS. By zacytować Molière’a: Tu l’as voulu, Georges Dandin – „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”. Pisowskie Grzegorze Dyndały mogą mieć niejaki problem z, jak to się modnie dzisiaj powiada, łączeniem kropek, więc pomogę: bezczelna postawa pana Zełenskiego to bezpośredni skutek polskiej linii wobec Kijowa, która stała się znakiem firmowym poprzedniej władzy, a obecna pod wieloma względami ją kontynuuje, choć może nieco w pewnych kwestiach niuansując. Raczej dla pozoru niż dla jakiegokolwiek realnego efektu.

I tu nawet nie chodzi o to, żeby znęcać się nad panami Pawłem Jabłońskim czy Stanisławem Żarynem, którzy z komsomolską gorliwością stali na straży proukraińskiego entuzjazmu. Chodzi o to, że przerażające jest, do jakiego stopnia przedstawiciele bądź co bądź elity władzy nie są w stanie przewidywać prostych konsekwencji własnych działań. Zachowanie prezydenta Ukrainy nie powinno być zaskoczeniem, biorąc pod uwagę kontekst wzajemnych relacji w latach 2022-23. Ktoś może powiedzieć: i pewnie nie jest, a oburzenie polityków PiS to tylko teatr na potrzeby wyborców. Można i taką wersję przyjąć. Proszę jednak zwrócić uwagę, że to by oznaczało, iż mieliśmy do czynienia z czymś jeszcze gorszym niż słabość intelektualna: ze świadomym prowadzeniem polityki, której skutkiem jest ustawienie naszego państwa w pozycji podległości wobec interesów Kijowa. To ja już jednak wolę wierzyć w zwykłą głupotę tych pomstujących dzisiaj na pana Zełenskiego.

Łukasz Warzecha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie