Klub Jagielloński zachował się bardzo, ale to bardzo niepoczciwie. Można by nawet uznać, że zasłużony konserwatywny think-tank celowo okazał Schadenfreude, czyli radość z cudzego nieszczęścia, chwaląc się, że nie dostawał ani złotówki z amerykańskich programów grantowych. Gdzie tu jednak złośliwość? – mógłby ktoś spytać.
Jednym z pierwszych dekretów podpisanych przez prezydenta Donalda Trumpa po objęciu władzy był ten o wstrzymaniu na trzy miesiące wszelkiej skierowanej za granicę pomocy rozwojowej w ramach programu USAid do czasu jej drobiazgowej rewizji i weryfikacji. Okazało się, że to sytuacja w rodzaju „uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Wstrzymanie funduszy na trzy miesiące – w wielu przypadkach zapewne bez możliwości ich przywrócenia – uruchomiło lawinę połajanek pod adresem nowej administracji ze strony tych, którzy z amerykańskich pieniędzy dotychczas dobrze żyli. W tym gronie nie było właśnie Klubu Jagiellońskiego, który co prawda o fundusze się starał, ale otrzymał okrągłe zero złotych i teraz nie doznał żadnego uszczerbku. Podobnie zresztą, jak oczywiście PCh24 (z tą różnicą, że tu żadnych starań nie było).
Kto natomiast się awanturuje? „Nikt się tego nie spodziewał – ani my, ani grantodawcy. Wciąż liczymy straty” – lamentuje na portalu OKO Press Róża Rzeplińska ze Stowarzyszenia 61 i MamPrawoWiedzieć.pl.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak wyjaśnia Rzeplińska:
Kłopot z pieniędzmi amerykańskimi jest taki, że finansują dużą część działań społecznych na świecie, są dystrybuowane przez agendy ONZ, a pozyskanie tych funduszy nie zajmuje tak dużo czasu, jak w przypadku grantów europejskich. Nagle się okazało, że wiele programów, z których korzystają organizacje w Ukrainie oraz polskie organizacje humanitarne działające na rzecz uchodźców, osób LGBT, społeczeństwa obywatelskiego, czy rozwoju edukacji, są częściowo lub w całości finansowane z USA.
I dostaliśmy maile, że dziękujemy, do widzenia. Moja organizacja przetrwała ostatnie 8 lat właśnie dzięki środkom ze Stanów. Dla niektórych NGO-sów to jest strata 1/3 budżetu, dla innych połowa, dla innych jeszcze więcej. Jaka jest skala problemu, dopiero się dowiemy – na razie wszystko liczymy.
Ktokolwiek przyglądał się światu organizacji pozarządowych i ich finansowaniu, musiał zauważyć pewne prawidłowości. Pierwsza to ta, że bez grantów w kraju takim jak Polska większość tego typu organizacji zapewne by nie przetrwała, a czasami robią one faktycznie dobrą robotę. Z drugiej jednak strony są i takie, które finansują swoją działalność głównie albo wyłącznie z prywatnych źródeł – i dają radę. Tak przecież w dużej mierze działa PCh24 (które nie jest może think-tankiem, ale to nie znaczy, że jego działalność nie kosztuje). Na podobnej zasadzie funkcjonuje Ordo Iuris, które prowadzi już typową – i zakrojoną na dużą skalę – działalność analityczną, a więc typową dla think-tanku.
Druga prawidłowość to wyraźny przechył ideologiczny w finansowaniu organizacji pozarządowych. Pieniądze z zagranicy dopływają maksymalnie do centrum spektrum politycznego, ale niemal nigdy nie sięgają na prawą stronę, za to bardzo obficie płyną do strony lewej. Prym wiodą tutaj różne fundusze UE.
Przychodami NGO-sów zajął się Klub Jagielloński jakiś czas temu, walcząc z mitem, jakoby był jakoś szczególnie dopieszczany przez poprzednią władzę. Sumy robią wrażenie. W 2022 r. Fundacja Batorego – najbogatsza bodaj polska organizacja pozarządowa – miała przychody na poziomie blisko 75 mln zł. Drugi w kolejności był Greenpeace Polska – 14,7 mln zł. Trzecia była Krytyka Polityczna – 8,4 mln zł. Klub Jagielloński, i to łącznie z Centrum Analiz KJ, miał przychody na poziomie 1,9 mln zł.
Nie jest łatwo prześledzić, które organizacje żyły z amerykańskiej pomocy rządowej, ponieważ nie wpływa ona do nich bezpośrednio, ale zasila fundusze, które z kolei są darczyńcami polskich struktur – i to też często przez kolejnych pośredników. Czasami dzieje się to – jak tłumaczyła pani Rzeplińska – poprzez agendy ONZ. USAid nie działa w Polsce bezpośrednio od ponad dwóch dekad, ale pośrednio w trakcie prezydentury Joego Bidena przeznaczano dla naszego kraju znaczące sumy. Z powodu nieprzejrzystości systemu grantowego niełatwo znaleźć konkretne liczby, pojawiają się jednak wielkości rzędu niespełna 400 mln dolarów. Czasami nie jest to finansowanie organizacji, ale wydarzenia czy konkursu. Pieniądze straci teraz choćby konkurs „SERAPH” dla lokalnych reportażystów, organizowany przez Instytut Reportażu.
Wiadomo, że po głowie dostaną organizacje, w których działa cytowana wyżej Róża Rzeplińska. Oberwie również pasąca się na różnego rodzaju grantach Krytyka Polityczna, a dokładnie wydające magazyn i portal Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego. „Musimy wstrzymać wszystkie nasze działania finansowane ze środków rządu USA. Zawieszamy wszystkie dotacje i kontrakty od piątku 24 stycznia” – ogłosiła Agnieszka Wiśniewska, redaktor naczelna KP. Andrzej Krajewski z „Dziennika Gazety Prawnej” napisał w odpowiedzi: „No ale tego, że Krytyka Polityczna wisi na grantach wydzielanych przez Wuja Sama to się jednak nie spodziewałem. Wychodzi na to, że Trump może eksterminować lewicę w Polsce i nawet nie będzie o tym wiedział”.
Na apel KP odpowiedział szybko pan Rafał Brzoska, prezes InPostu, pisząc na X: „Moi Drodzy – proszę Was wszystkich o przyłączenie się do mnie i wspólną zrzutkę na Krytykę Polityczną, aby jej szczytne dzieło walki z krwiożerczym kapitalizmem mogło być kontynuowane, po tym jak wyschły fundusze od rządu USA. A na serio – chętnie pomogę jak będzie trzeba i oczekuje w zamian – jak dotychczas – bezkompromisowej krytyki, bo… kompletnie się mylicie, ale pluralizm w mediach jest serio ważny!”.
Pytanie brzmi, czy ten pluralizm powinien być fundowany przez zagranicznych grantodawców, mających swoje konkretne polityczne cele i profil. Zwłaszcza że raport amerykańskiej Fundacji na Rzecz Wolności w Sieci (Foundation For Freedom Online) ujawnia, iż wewnętrzne dokumenty USAid wskazują na ukierunkowanie pieniędzy na działania, mające kształtować obieg informacji w sposób jedynie słuszny. Głównym celem było zapobieganie erozji autorytetu tradycyjnych mediów – na które USA miały wpływ poprzez właśnie między innymi granty – na rzecz niezależnych źródeł informacji w sieci poprzez promowanie różnego rodzaju działań quasicenzorskich.
Nie jest mi ani trochę żal projektów i inicjatyw, które uzależnione były od obcych pieniędzy. Z jednej strony można uznać, że nie powinno się wylewać dziecka z kąpielą, a regulacje, zabraniające korzystania z zagranicznych środków, byłyby ograniczeniem wolności w rosyjskim stylu. Z drugiej jednak – sytuacja z USAid pokazuje, że coś tutaj nie gra. Minimum zmian powinna być radykalna poprawa przejrzystości finansowania organizacji pozarządowych, w szczególności tych korzystających z zagranicznych źródeł pieniędzy. Do polskiego prawa powinny zostać wprowadzone reguły, wymuszające jasną prezentację łańcucha funduszy, tak aby nie trzeba było prowadzić mozolnych poszukiwań, żeby dotrzeć do pierwotnego darczyńcy, ale aby to organizacja miała obowiązek przejrzyście go wskazać.
Tymczasem Krytyka Polityczna i inni, dotknięci decyzją Donalda Trumpa, mają okazję przetestować swoją atrakcyjność w warunkach wolnego rynku organizacji pozarządowych. Zobaczymy, jak im pójdzie.
Łukasz Warzecha