Po oświadczeniu ukraińskich historyków z 1 października Polska nie ma wyboru: musimy uchwalić penalizację banderyzmu. W przeciwnym wypadku Kijów odbierze to jako uleganie naciskowi i szantażowi, co już i tak wielokrotnie po 24 lutego 2022 r. robiliśmy. Już wystarczy.
List ukraińskich historyków z 1 października w sprawie rzezi wołyńskiej, opublikowany w reakcji na prezydencki projekt penalizacji banderyzmu (a dokładnie pochwalania zbrodni UPA oraz ideologii Ukraińskiej Armii Powstańczej oraz Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Frakcja Bandery), wyznacza nowy etap kłopotów we wzajemnych relacjach – choć nie odbił się takim echem, jakim powinien.
Najpierw trzeba przytoczyć obszerne fragmenty tego pisma, podpisanego przez kilkudziesięcioro członków środowiska naukowego historycznego Ukrainy, na czele z niesławnym Wołodymyrem Wiatrowyczem, byłym prezesem Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, znanym z antypolskich poglądów. Bez tego trudno zrozumieć, z czym mamy do czynienia. (Zachowałem oryginalną pisownię wersji polskiej. Podkreślenia pochodzą ode mnie.):
Wesprzyj nas już teraz!
„W Ukrainie z niepokojem przyjęto inicjatywę niektórych sił politycznych dotyczącą wprowadzenia zmian do obowiązujących aktów prawnych Polski, mających na celu ustawowe potępienie UPA i OUN(b). Przy tym inicjatorzy tych zmian jednostronnie obarczają Ukraińców winą za wszystkie wydarzenia związane z Tragedią Wołyńską.
W tym kontekście przedstawiciele środowiska historycznego Ukrainy podkreślają konieczność unikania upolityczniania kwestii naszego wspólnego dziedzictwa historycznego z Polską, zwłaszcza tych tragicznych kart historii, które doprowadziły do masowych ofiar po obu stronach.
Obecnie historycy podejmują wysiłki na rzecz stworzenia obiektywnego obrazu wszystkich okoliczności nie tylko zbrodni popełnionych wobec ludności ukraińskiej i polskiej na Wołyniu i w Galicji, ale także przyczyn, które doprowadziły do tak ostrego konfliktu. Do dziś brak również ostatecznych badań i wniosków dotyczących wpływu specjalnych oddziałów reżimów okupacyjnych ZSRR i nazistowskich Niemiec na wydarzenia, które doprowadziły do tego ukraińsko-polskiego starcia.
Dlatego dość wątpliwe są próby zrównania antyimperialnej, narodowowyzwoleńczej w swojej istocie działalności UPA i OUN(b) z praktykami ludobójczymi i neoimperialnymi totalitarnymi reżimami nazistów i komunistów, przeciwko którym przede wszystkim walczyli ukraińscy powstańcy.
Z tego powodu strona ukraińska zaproponowała polskim kolegom wznowienie formatu profesjonalnych dyskusji w ramach Forum Historyków Ukrainy i Polski, którego działalność mogłaby sprzyjać bezstronnemu ustaleniu obiektywnego obrazu wydarzeń przeszłości.
W warunkach trwającej agresji zbrojnej Rosji przeciwko Ukrainie i całej cywilizowanej społeczności międzynarodowej uważamy za niedopuszczalne działania, które będą osłabiać Ukrainę, a tym samym Polskę, co właśnie stanowi strategiczny cel rosyjskiego agresora, który od kilku stuleci robi wszystko, aby zniszczyć zarówno Ukraińców, jak i Polaków.
Wyrażamy szczerą wdzięczność Państwu Polskiemu i Narodowi polskiemu za udzieloną Ukrainie pomoc w przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji. […]
Próby wbicia klina między Ukrainę a naszego strategicznego partnera Polskę znacznie nasiliły się wraz z początkiem pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Obecnie nacisk kładzie się na potępienie działalności UPA i zakaz jej symboliki, która dziś kojarzy się z bohaterstwem ukraińskich żołnierzy, którzy własnym życiem bronią przed rosyjskim najazdem zarówno Ukrainę, jak i całą Europę.
Przyjęcie wspomnianego projektu przez stronę polską z pewnością wywoła negatywną reakcję w Ukrainie. Zgodnie z dotychczasową praktyką strona ukraińska będzie również zmuszona podjąć działania odwetowe i przyjąć na szczeblu ustawowym odpowiednie akty dotyczące oceny działań niektórych oddziałów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, które, jak wiadomo, dopuszczały się zbrodni wobec ludności cywilnej ukraińskiej w okresie II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych.
[…] Apelujemy do naszych polskich kolegów – historyków, polityków, działaczy społecznych – o maksymalną rozwagę w ocenie niezwykle tragicznych wydarzeń naszej wspólnej historii. Taka wspólna historia wymaga wspólnego rozważenia i wspólnych decyzji. Jesteśmy gotowi do obiektywnego, profesjonalnego i bezstronnego dialogu.
Uważamy, że najbardziej optymalną drogą rozwiązania kwestii wspólnej tragicznej historii byłaby kontynuacja prac poszukiwawczo–ekshumacyjnych na terytorium obu krajów w celu godnego upamiętnienia ofiar tamtych wydarzeń – zarówno Ukraińców, jak i Polaków.
[…]Jesteśmy przekonani, że wraz z naszymi polskimi kolegami musimy wykazać się mądrością i odpowiedzialnością oraz znaleźć porozumienie w sprawie najtrudniejszych kart naszej przeszłości dla wspólnej europejskiej przyszłości i wspólnym wysiłkiem pokonać naszego odwiecznego rosyjskiego wroga”.
Mieliśmy już w najnowszej historii relacji polsko-ukraińskich wiele wypowiedzi, zmierzających do zrelatywizowania ukraińskich zbrodni na Polakach, jednak ta jest wyjątkowa z powodu swojego rozbudowania i formatu. Nie jest to jakaś jedna wypowiedź dyplomaty czy polityka, nie jest to incydentalny wpis na X czy opinia pojedynczej osoby – to pisana i zredagowana wypowiedź dużej grupy przedstawicieli części ukraińskiej elity. Należy przyjąć, że każde słowo jest tutaj starannie dobrane i zaplanowane.
Warto zwrócić uwagę na zaznaczone przeze mnie fragmenty, one bowiem pokazują, dlaczego dokument ten jest tak porażający.
Po pierwsze zatem bardzo konsekwentnie próbuje się w nim stworzyć wrażenie symetrii pomiędzy pojedynczymi czynami polskiej partyzantki – które w dodatku miały charakter niemal wyłącznie odwetowy – a systemowym ludobójstwem, dokonanym przez Ukraińców. Tymczasem zasadnicza różnica leżała w celach i motywacjach. Celem polskich działań było odstraszenie Ukraińców od dalszego mordowania Polaków lub swoista zemsta za już dokonane czyny (co nie jest usprawiedliwieniem tych działań). Celem Ukraińców było etniczne oczyszczenie terenów, które uznawali za swoje, poprzez masowe wymordowanie obecnych tam Polaków w sposób możliwie najbardziej bestialski.
Taktyka relatywizacji czynów nie jest niczym nadzwyczajnym – narody, które mają na koncie zbrodnie ludobójstwa bardzo często starają się przenieść swoje czyny na inną płaszczyznę – na przykład sprowadzając je do wymiaru ściśle indywidualnego, aby potem móc postawić czyny własne i cudze na jednym poziomie. Taką strategię przyjmowali przecież Niemcy.
Po drugie – w oświadczeniu zupełnie otwarcie pada stwierdzenie, że symbolikę UPA należy uznać za bliską dzisiejszym żołnierzom ukraińskim – a zatem za podstawę ukraińskiej propagandy wojennej. To potwierdzenie wielokrotnie przeze mnie stawianej tezy, że ideologia agresywnego nacjonalizmu, mająca korzenie w ideologii OUN, stała się oficjalną ideologią państwa ukraińskiego ze wszystkimi tego konsekwencjami również dla Polski.
Po trzecie – oświadczenie zawiera stwierdzenia tak dalece sprzeczne z podstawami widzenia zbrodni na wołyńskiej (przypominam: nieograniczonej do tego regionu) przez polskich historyków oraz opinię publiczną, że praktycznie zamyka drogę do dalszej rozmowy. Nie da się podejmować debaty, jeśli strona ukraińska oznajmia, że w ramach „wydarzeń” po prostu zabijano się nawzajem – i tyle. Jednocześnie jednak tekst wzywa do podjęcia „dialogu”, który w sąsiednich akapitach już na wstępie się uniemożliwia.
Po czwarte – autorzy oświadczenie posługują się zdartym argumentem, iż domaganie się prawdy historycznej to działanie na korzyść Rosji i Putina. Znamy ten szantaż doskonale z własnego podwórka. Na nikim nie powinien już robić wrażenia.
Po piąte – choć oświadczenie teoretycznie powstało wskutek spontanicznej akcji ukraińskich historyków, zawiera stwierdzenie, że państwo ukraińskie podejmie działania odwetowe, jeśli polski Sejm uchwali ustawę proponowaną przez pana prezydenta. Trudno przyjąć, że występujący z własnej inicjatywy historycy mogliby z taką pewnością pisać o reakcji państwa ukraińskiego. Trzeba z tego wnioskować, że podpisani historycy pełnią tylko funkcję listka figowego i tuby, a naprawdę inspiratorem i motorem oświadczenia są jakieś ukraińskie struktury państwowe. Jakie? Kręgi administracji czy może raczej SBU? Pamiętajmy, że Ukraina jest państwem, gdzie struktury polityczne są znacznie bardziej spenetrowane przez ichniejsze służby niż to ma miejsce w Polsce. Tam czasami naprawdę można mieć wątpliwości, czy pies kręci ogonem czy ogon psem.
Ta ostatnia kwestia każe postawić pytanie: jaki jest sens i cel wydania tego oświadczenia, które w oczywisty sposób jest gestem konfrontacyjnym i próbą zaszantażowania Polski? Tu warto rzucić okiem na facebookowy profil Ołeksandra Zinczenki, prezesa Ukraińskiego IPN, na którym tenże komentował również projekt pana prezydenta Nawrockiego. Ton konfrontacji miesza się tam z kpiną z polskiej „fobii”, a wykrywanie jej przejawów wydaje się pochłaniać znaczną część uwagi pana prezesa.
Na czyją korzyść działają autorzy takiej narracji po stronie ukraińskiej? Sprawa zbrodni wołyńskiej jest już wystarczająco dobrze znana Kijowowi, aby członkowie tamtejszej elity rozumieli, jak czuła jest to struna po stronie polskiej oraz jaką reakcję wywoła tego typu przesłanie. Mówiąc wprost: gdyby komuś zależało na istotnym wzmocnieniu antyukraińskiego sentymentu w Polsce, to nie mógłby wymyślić lepszego sposobu. Posługując się logiką samych autorów listu, należałoby więc uznać, że ten, kto był pomysłodawcą oświadczenia, musiał działać na rosyjskie zlecenie lub przynajmniej z rosyjskiej inspiracji, być może jako nieświadomy pożyteczny idiota.
Co powinna zrobić Polska? Po publikacji oświadczenia wydaje się, że nie mamy wyboru: jeśli nie zostanie uchwalony projekt pana prezydenta, Ukraina odbierze to jako cofnięcie się przed szantażem. Polska wielokrotnie od 25 lutego 2022 r. cofała się, ulegała i świadomie rezygnowała z prowadzenia własnej wyraźnej narracji historycznej, opartej na faktach. Tym razem absolutnie nie powinniśmy tego zrobić. Projekt Karola Nawrockiego dotyczy zasad, panujących w naszym państwie i jest potrzebnym sygnałem dla gości z Ukrainy, że mają się dostosować do naszych zasad, bo w przeciwnym wypadku poniosą konsekwencje prawne.
Łukasz Warzecha