8 listopada 2023

Federalizacja Unii Europejskiej. Łukasz Warzecha ujawnia porażające skutki unijnych planów

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Żeby ogarnąć dramatyzm naszej aktualnej sytuacji w UE, trzeba zobaczyć szerszy obraz, na który składa się wiele elementów, przemykających przez serwisy informacyjne. Problem w tym, że większość odbiorców ich z sobą nie łączy, a też nie robią tego komentatorzy czy dziennikarze.

Oto te elementy w kolejności ich zasięgu i globalnej wagi: coraz wyraźniejszy powrót świata wielobiegunowego z rywalizacją umownych Północy i Południa (w tej ostatniej umownej kategorii są Chiny oraz Rosja); wywrócenie się niemieckich planów kontynuowania dominacji gospodarczej poprzez import tanich surowców z Rosji; złapanie przez Berlin oddechu po krótkiej koncepcyjnej zadyszce i postawienie na kierunek federalizacji UE, przeprowadzanej pod inną nazwą, w połączeniu z poszerzeniem UE przede wszystkim o Ukrainę; rychłe wejście w życie całego zestawu unijnych polityk, mających UE „zazielenić”, a faktycznie powodujących pauperyzację ogromnej części obywateli UE; fatalny wpływ tych polityk na Polskę jako szczególnie narażoną na ich skutki; zmiana władzy w naszym kraju z takiej, która werbalnie sprzeciwiała się kursowi UE w wyżej opisanych sprawach, ale w praktyce niczego nie hamowała, a nawet przeciwnie, na taką, która postanowiła w ogóle na razie o tych kwestiach milczeć.

Szczególnie przebiło się ostatnio – i dobrze – głosowanie, do którego doszło 24 października w Komisji Spraw Konstytucyjnych Paramentu Europejskiego (AFCO). Przedmiotem głosowania był projekt sprawozdania w sprawie wniosków Parlamentu Europejskiego dotyczących zmiany traktatów (czyli Traktatu o UE i Traktatu o Funkcjonowaniu UE), stanowiący załącznik do rezolucji Parlamentu Europejskiego w tejże sprawie.

Wesprzyj nas już teraz!

Tu trzeba wyjaśnić, co to w praktyce oznacza. Otóż rezolucja PE nie jest aktem w jakikolwiek sposób wiążącym. Jest jedynie wyrażeniem życzenia czy woli posłów. Ponieważ jednak PE odgrywa istotną rolę w stanowieniu europejskiej legislacji – jest między innymi współtwórcą unijnych rozporządzeń, czyli aktów, które bezpośrednio implementuje się do krajowego prawa (inaczej niż dyrektywy, które są tylko ogólną wskazówką) – rezolucje mogą mieć znaczenie. A już zwłaszcza takie jak ta, kiedy dołączony jest do nich konkretny projekt zmian w prawie UE. Choć do wprowadzenia takich zmian jest jeszcze bardzo daleko, rezolucję i decyzję AFCO trzeba uznać za budowanie dla nich fundamentu.

Warto także zwrócić uwagę na to, kto był w tej sprawie sprawozdawcą. Mamy tu mianowicie niezawodnego Belga Guya Verhofstadta, a poza nim Svena Simona z Europejskiej Partii Ludowej, przedstawiciela Niemiec, Gabrielle Bischoff – niemiecką socjaldemokratkę, Daniela Freunda z Zielonych – także Niemca oraz Helmuta Scholza z Lewicy, przedstawiciela Die Linke – również z Niemiec. Jak widać, sprawozdawcami w przypadku bardzo kontrowersyjnego projektu był jeden zdeklarowany eurofederalista z Belgii, a poza tym – sami Niemcy. I nie jest to oczywiście przypadek.

Jakiś czas temu niemal bez echa przeszedł w Polsce raport niemiecko-francuskiej grupy roboczej zatytułowany „Sailing on High Seas: Reforming and Enlarging the EU for the 21st Century” („Żeglując na pełnym morzu: reforma i powiększenie UE w XXI w.”). Tymczasem ten dokument, nad którym pracowali w równej liczbie Niemcy i Francuzi – osoby zajmujące się zawodowo sprawami europejskimi – wskazał kierunki reformy UE, jednoznacznie wiążąc jej poszerzenie z koniecznością odejścia od weta także w sprawach zagranicznych i w dużej mierze obronnych. Było to logiczne dopełnienie deklaracji kanclerza Olafa Scholza z wystąpienia na Uniwersytecie Karola w Pradze w sierpniu 2022 r. oraz z debaty z cyklu „This Is Europe” w PE w maju tego roku. Niemiecki kanclerz wyraźnie wskazał, że celem strategicznym powinna być rezygnacja z weta i ukazywał to jako warunek powiększenia Unii o kolejne państwa.

W swoich tekstach i wypowiedziach wskazuję od dawna na pułapkę, w jaką Polska sama się wpędziła w związku ze swoim bezwarunkowym poparciem dla Ukrainy, co przekłada się także na całkowicie bezrefleksyjne wsparcie dla wejścia Kijowa do UE. Otóż skoro Berlin i Paryż – który jednak w tej grze, także z powodu wewnętrznej słabości francuskiego państwa, gra coraz mniejszą rolę – stawiają jako warunek przystąpienia Kijowa do Unii zmianę sposobu decydowania wewnątrz UE, to jasne jest, że Ukraina, potrzebująca na gwałt unijnego wsparcia finansowego, będzie naciskać na Polskę, aby na takie zmiany się zgodziła. Szczególnie wobec naszych własnych deklaracji o absolutnym wsparciu dla ukraińskiego członkostwa. Ten nacisk może się jeszcze zwiększyć, jeśli wybory w USA w listopadzie przyszłego roku wygra Donald Trump, prawdopodobnie radykalnie przykręcając Kijowowi kurek z pieniędzmi. Jedynym poważnym źródłem tychże pozostanie wtedy Unia, a w praktyce – Niemcy. Przy czym trzeba tu odnotować, że twórcy raportu „Żeglując na pełnym morzu” zalecają wprowadzenie zmian w sposobie podejmowania decyzji bardzo szybko, najlepiej jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami do PE – jak zatem widać, narzucane tempo zmian wydaje się zawrotne.

Oczywiście jest mało prawdopodobne, żeby do tego czasu udało się wynegocjować nowy kształt traktatów unijnych, dlatego autorzy raportu proponują odwołać się do tzw. passarelle clause, czyli furtki w obecnych rozwiązaniach prawnych, która pozwala zmienić sposób decydowania bez zmieniania traktatów. Nie trzeba dodawać, że byłaby to dla Polski sytuacja skrajnie niebezpieczna.

To natomiast, co proponuje w swoim projekcie komisja AFCO, jest przełożeniem dużej części sugestii ze wspomnianego raportu na konkret. A są to propozycje wręcz skrajne. Oto tylko kilka przykładów.

Zawarta w Traktacie o UE (TUE) zasada równości kobiet i mężczyzn ma zostać zastąpiona zasadą „równouprawnienia płci”. Nietrudno się zorientować, o co tu chodzi – wszak zgodnie z aktualną wykładnią płcie to nie tylko kobiety i mężczyźni.

Do TUE ma zostać wpisane sformułowanie o „wspólnej polityce dotyczącej granic zewnętrznych”, co jest odbiciem postulatu, aby tę właśnie politykę całkowicie uwspólnotowić.

W nowej wersji traktatu wśród deklarowanych celów UE miałoby się znaleźć „ograniczenie globalnego ocieplenia i ochrona bioróżnorodności zgodnie z porozumieniami międzynarodowymi”.

Znacząco ułatwiona ma być procedura stwierdzenia naruszenia praworządności i objęcia państwa sankcjami z tego powodu. Przede wszystkim z art. 7. TUE znika zastrzeżenie, że decyzja Rady Europejskiej w tej sprawie musi być jednomyślna (bez państwa, będącego przedmiotem procedury). Ma wystarczyć większość kwalifikowana. W dalszej kolejności Radzie odbiera się możliwość swobodnej decyzji w sprawie zastosowania sankcji finansowych wobec takiego państwa. W dotychczasowej wersji traktatu jest bowiem sformułowanie „Rada […] może”, w nowej zaś ma być: „Rada […] decyduje”.

W TUE ma się pojawić stanowisko przewodniczącego Unii Europejskiej. Kandydata na przewodniczącego Unii ma wyznaczać Parlament Europejski, Rada Europejska ma go zaś zatwierdzać kwalifikowaną większością głosów. Jest to oczywiście krok w stronę stworzenia unijnego superpaństwa.

No i wreszcie kluczowa poprawka – tu trzeba zacytować obecną postać przepisu zawartego w art. 24, ust. 1, akapit 2. TUE oraz postać proponowaną.

Jest:

Wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa podlega szczególnym zasadom i procedurom. Jest określana i realizowana przez Radę Europejską i Radę stanowiące jednomyślnie, chyba że Traktaty przewidują inaczej. Wyklucza się przyjmowanie aktów ustawodawczych. Wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa wykonuje wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa oraz Państwa Członkowskie, zgodnie z Traktatami. Szczególną rolę Parlamentu Europejskiego i Komisji w tej dziedzinie określają Traktaty. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie jest właściwy w zakresie tych postanowień, z wyjątkiem właściwości do kontrolowania przestrzegania artykułu 40 niniejszego Traktatu i do kontroli legalności niektórych decyzji przewidzianych w artykule 275 akapit drugi Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.

 

Miałoby być:

Wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa podlega szczególnym zasadom i procedurom. Jest określana i realizowana przez Radę Europejską i Radę stanowiące większością kwalifikowaną, po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego. Wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa wykonuje sekretarz Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa oraz Państwa Członkowskie, zgodnie z Traktatami. Szczególną rolę Parlamentu Europejskiego i Komisji w tej dziedzinie określają Traktaty. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest właściwy w zakresie tych postanowień.

Warto tu zwrócić uwagę nie tylko na podporządkowanie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ale także na fundamentalną zmianę w zakresie kompetencji Trybunału Sprawiedliwości UE, który ma zyskać możliwość wypowiadania się właśnie w tych dziedzinach. To nie jest nawet zwykła zmiana – to jest absolutna rewolucja.

Komisję Europejską ma zastąpić „Organ Wykonawczy”, przy czym ów „organ”, w przeciwieństwie do KE, ma mieć maksymalnie 15 członków. Oznacza to zerwanie z obecną zasadą (aczkolwiek również niezagwarantowaną wprost w TUE), że każde państwo członkowskie ma w Komisji Europejskiej swojego przedstawiciela.

Całość projektu wraz z uzasadnieniem liczy sobie 123 strony, wskazałem zatem jedynie kilka najważniejszych oraz przykładowych poprawek. Z pewnością, gdyby doszło do zmian w traktatach, nie będą one jeden do jednego wyglądały tak jak w tej właśnie propozycji PE, niemniej jest to jasne wytyczenie kierunku, w jakim Parlament w obecnym składzie chciałby Unię popychać. To kierunek stopniowego pozbawiania państw członkowskich kolejnych znamion suwerenności przy tworzeniu pozorów – to również w projekcie widać bardzo wyraźnie – przybliżenia Unii do obywateli. Jeśli jednak wnikniemy w proponowaną konstrukcję instytucjonalną, jej zamysł stanie się dla nas oczywisty: jest ona pomyślana w taki sposób, że nieuchronnie wzmocniony zostanie wpływ najsilniejszych w UE. A przede wszystkim Niemiec.

Grozi nam zatem Unia z jednej strony zagarniająca kolejne kompetencje i w trudnym do zaakceptowania stopniu wpływająca na nasze codzienne życie, zgodnie z ideologiczną agendą (choć za parawanem ideologii ukrywa się również siatka konkretnych interesów), a zarazem podporządkowana niemal całkowicie potrzebom i interesom największych, w tym zwłaszcza Berlina. Tak się niestety składa, że w wielu istotnych kwestiach te interesy są sprzeczne z polskimi. Mamy przed sobą propozycję faktycznej federalizacji UE, tyle że bez używania tego słowa. Nic w tym dziwnego – wszak twórcy projektu doskonale rozumieją, że dopiero użycie go wprost sprawiłoby, że wielu osobom zapaliłaby się lampka ostrzegawcza.

Być może szansą jest, że tak znaczące wzmocnienie roli naszego zachodniego sąsiada niekoniecznie musi odpowiadać wszystkim krajom członkowskim średniej wielkości. Droga do zmian traktatowych nie będzie z pewnością łatwa, a może się to przedsięwzięcie w ogóle nie udać. Ogromne znaczenie będzie mieć kształt następnego Parlamentu Europejskiego, dlatego do znudzenia będę powtarzał, jak niesamowicie ważne są przyszłoroczne czerwcowe wybory.

Problemem jest jednak również – jeśli spojrzeć na polskie podwórko – impotencja koncepcyjna odchodzącej władzy. Z jednej strony mieliśmy nie tylko wykluczenie wystąpienia z UE, ale znacznie więcej – przecież to prezydent Andrzej Duda chciał, aby członkostwo w UE wpisać do konstytucji. Z drugiej – czysto retoryczny sprzeciw wobec wielu unijnych polityk, niepoparty jednak żadnymi działaniami, a nawet przeciwnie – przecież ostatecznie pan premier akceptował wszelkie unijne wątpliwe projekty. Przy tym wszystkim zaś nie było żadnej spójnej, alternatywnej koncepcji. PiS, jak się zdaje, próbował zapoczątkować prace nad sojuszem antyfederalistycznych ugrupowań, organizując ich zjazd w Warszawie w grudniu 2021 r. Wkrótce potem jednak, gdy w lutym ubiegłego roku wybuchła wojna na Ukrainie, okazało się, że doprowadzona do absurdu antyrosyjskość jest ważniejsza, a że duża część gości spotkania zajęła wobec rosyjskiego ataku na Ukrainę stanowisko, najdelikatniej mówiąc, pełne rezerwy – PiS ze swoim proukraińskim radykalizmem zerwał dalsze prace nad porozumieniem, odrzucając nawet najstarszego z tych sprzymierzeńców, czyli Viktora Orbána.

Nowa władza na temat opisanych wyżej propozycji i wyzwań w zasadzie milczy. Donald Tusk wspomniał jedynie, że nowe traktaty nie są w tej chwili potrzebne, to jednak bardzo lakoniczne stanowisko jak na poziom skomplikowania materii.

Ciężko zdobyć się na optymizm, ale nie wolno się poddawać. Dla eurorealistów powinny istnieć w tej chwili dwa cele. Po pierwsze – zmuszenie sił, które wkrótce przejmą władzę, do jasnych, publicznych deklaracji wobec wspomnianych kwestii, tak aby dla opinii publicznej było całkowicie czytelne, jaki ma być w tych sprawach kurs. Po drugie – skoncentrowanie się na wyborach do PE. Ich rezultat będzie dla UE i naszej w niej przyszłości kluczowy.

Łukasz Warzecha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij