Wspierając Mińsk Moskwa nie rezygnuje z równoczesnego utrzymywania na łonie społeczeństwa białoruskiego prorosyjskich grup o nastawieniu antyłukaszenkowskim. Po wydarzeniach na Donbasie władze Białorusi uświadomiły sobie, że sama obecność potencjalnych dywersantów niesie poważne zagrożenie.
Kilka dni temu wschodnioeuropejską przestrzeń informacyjną poruszyła wiadomość mówiąca, iż na Białorusi zostali aresztowani korespondenci rosyjskiej agencji informacyjnej „Regnum”: Jurij Pawłowiec, Dmitrij Alimkin oraz Sergiej Szyptienko. Zostało wszczęte postępowanie na podstawie artykułu 130. Kodeksu kryminalnego, mówiącego o wzniecaniu waśni na tle narodowościowym. Władze zamierzają połączyć sprawy trzech zatrzymanych w jedną i zarzucają dziennikarzom „zamierzone działanie w grupie”, co grozi wyrokiem od 5 do 12 lat więzienia. Na „kierownika” grupy śledczy typują Siergeja Szyptienkę. Dla wszystkich oskarżonych „Regnum” nie stanowiło jedynego miejsca zatrudnienia. Jurij Pawłowiec jest docentem Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Informatyki i Radioelektroniki. Dmitrij Alimkin, publikujący artykuły pod żeńskim pseudonimem „Ałła Broń”, pracował w ochronie brzeskiej szkoły średniej. Z kolei Siergiej Szyptienko do 2010 roku zatrudniony był w Akademii Zarządzania przy prezydencie kraju, skąd następnie został zwolniony za współpracę z portalami „Imperia” oraz „Regnum”.
Wesprzyj nas już teraz!
W swoich artykułach oskarżeni używali określeń: „Białoruś to „półpaństwo” lub „niedopaństwo”, „język białoruski jest dialektem rosyjskiego i świadczy o plebejskim pochodzeniu” oraz podobne. Nikt nie ma wątpliwości, iż zarzut działania w grupie jest mocno przesadzony, tym bardziej, że prawdziwi mocodawcy „grupy” są w Moskwie, a na Białorusi pracowali zwykli wykonawcy. Nie ma także wątpliwości, że operacja była przygotowywana przez dłuższy czas, została więc starannie zaplanowana i „namaszczona” przez pierwszą osobę w państwie.
Dlaczego Aleksander Łukaszenka posunął się do aż tak ostrych działań wobec przeciętnych pracowników na niwie „ruskiego miru”? Niewątpliwie jest to wieloraki sygnał. W kierunku Moskwy przywódca Białorusi pokazuje swoje niezadowolenie aktualnym poziomem wsparcia, ale także brak nadziei na szybkie rozwiązanie spornych kwestii dzielących obydwa państwa. Podobne pokazowe akty zdarzały się i wcześniej, ale tym razem prezydent przekroczył istotną granicę. Poprzednio akty niezadowolenia zwykle dotyczyły międzypaństwowych relacji białorusko-rosyjskich, a towarzyszące tym reakcjom komentarze zwykle kierowane były w stronę wysokich urzędników Kremla.
Tym razem reakcja znacznie wykroczyła poza sferę retoryki i wymierzona została przeciwko lokalnym robotnikom pracującym „na czarno” na rzecz imperialnego sąsiada. Skąd niby taka nieadekwatna kontra? Dotykamy tu innego aspektu działań Rosji albo grup prorosyjskich na terenie Białorusi. Okazuje się, że jednak te działania niosą zagrożenie z powodu głębokiej rusyfikacji ogółu Białorusinów, a kremlowska propaganda trafia na podatny grunt. By sytuacja nie wyszła spod kontroli i aby uniknąć „ukraińskiego schematu” rozwoju wydarzeń, Łukaszenka zdecydował się na bardzo ostrą reakcję w celu ostudzenia gorących głów oraz zniechęcenia i wystraszenia potencjalnych aktywnych zwolenników Moskwy wewnątrz kraju. W taki właśnie sposób zamierza zapobiec szerzeniu postulatów prorosyjskich.
Czytelnika polskiego podobne działania mogą zadziwiać, ale sojusz Białorusi i Rosji nie oznacza automatycznie rezygnacji z prób wywierania nacisku na sojusznika albo nawet podważania jego wartości. Taktyka Rosji zawsze jest wielotorowa. Wspierając Mińsk Moskwa nie rezygnuje z równoczesnego utrzymywania na dole społeczeństwa białoruskiego prorosyjskich grup o nastawieniu antyłukaszenkowskim. O ile wcześniej władze Białorusi nie zawracały sobie specjalnie głowy ich istnieniem, o tyle po wydarzeniach na Donbasie uświadomiły sobie, że sama obecność potencjalnych dywersantów niesie poważne zagrożenie.
O rozmiarach tego szeroko zakrojonego planu świadczy liczebność tych grup, działających w postaci organizacji pozarządowych. Podam tu tylko niektóre ich nazwy: Białoruskie Zjednoczenie Społeczne „Ruś”, Centrum Kultury Rosyjskiej „Ruś”, Młodzieżowe Zjednoczenie Socjalno-Kulturalne „Młoda Ruś”, Witebskie Zjednoczenie Społeczne „Ruski Dom”, Międzynarodowe Zjednoczenie Społeczne „Ruś jedyna”, Białoruski Związek Zjednoczeń Społecznych Rosyjskich Współziomków na Białorusi, Projekt kulturalno-oświatowy „Zachodnia Ruś”, Zjednoczenie Społeczne „Kozactwo białoruskie”, Zjednoczenie Społeczne „Wszechbiałoruskie Zjednoczenie Kozactwa”, Klub wojskowo-patriotyczny „Kozaczy spas”, Kozacki konno-sportowy klub „Jarmak” oraz inne.
Jak widać, nie brak wśród tych struktur grup o charakterze paramilitarnym, a obozy o kierunku przysposobienia wojskowego pod duchowym kierownictwem popów prawosławnych już na stale weszły do zestawu „dobrych praktyk” w szerzeniu „ruskiego mira” na Białorusi.
Przytoczone tutaj przykłady świadczą, iż działania władz w Mińsku w odniesieniu do wspomnianych korespondentów agencji „Regnum” nie były bynajmniej przesadzone, biorąc pod uwagę cel, któremu służyły. Zagrożenie scenariuszem donieckim jest, niestety na Białorusi, także aktualne.
Zbigniew Konarski