28 listopada 2021

„Mądrość obumierającego ziarna”, czyli o trudach rodzicielstwa

(Źródło: pixabay.com)

Rodzina jest pierwszą i z wielu względów najważniejszą drogą, po której pielgrzymuje człowiek podczas swojej ziemskiej egzystencji. U jej podstawy znajduje się komunia małżonków, która daje początek tej wspólnocie. Trudy, jakich nieraz doświadczają rodzicie w tym świętym powołaniu, skłaniają do szukania w ludzkim rodzicielstwie analogii do ojcostwa samego Boga. W tej perspektywie łatwiej będzie nam pojąć chrześcijańskie znaczenie „ofiary” i „mądrość obumierającego ziarna”.

W dzisiejszym świecie słowo „ofiara” kojarzy się nam raczej negatywnie. Jednak pojmowanie ofiary jako daru oznaczającego rezygnację z siebie, nie otrzymując nic w zamian, przeczy biblijnemu rozumieniu tego pojęcia. O mądrości krzyża i ofiary nie da się jednak mówić na poczekaniu. Nie sposób jej zgłębić, nie wpatrując się w przybitego do krzyża Chrystusa. I co nam ten obraz mówi od początku? „Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity” (J  12,  24).

Tym ziarnem, które wpadło w ziemię, obumarło i przyniosło niezwykły plon życia, jest sam Bóg. Dlatego każdy z nas ma udział w tych szczególnych żniwach i plonie nieśmiertelności, który wyjednał ludzkości Boży Syn. W logikę ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana wpisane zostało życie każdego chrześcijanina, którego przyrównać możemy do ziarna pszenicy. Zanim narodzi się do nowego życia i wkroczy w przestrzeń miłości Królestwa Bożego, wpierw musi obumrzeć. Ale co to właściwie oznacza?

Wesprzyj nas już teraz!

Jak już zostało to zaakcentowane, kluczem do zrozumienia tej prawdy jest sam Chrystus, gdyż  – jak pisał Jan Paweł II – człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. „A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa”.

Przyjmując naturę ludzką, Boży Syn ukazał pełnię rzeczywistości, jaką jest człowiek. Doświadczał kruchości i przemijania w wymiarze fizycznym. Odczuwał głód, ból i zmęczenie, płakał nad Jerozolimą i po śmierci Łazarza. Nade wszystko kochał jednak drugiego człowieka, którego umiłował do końca (por. Łk 22, 44), dając ostateczny wyraz tej Miłości w Ogrójcu i na Golgocie. Człowiek nie pojmie się zatem w pełni, tak długo jak, nie uczyni z siebie bezinteresownego daru dla innych (por. KDK 24).

W takim świetle, w świetle wiary, postarajmy się spojrzeć na rodzicielstwo, które urzeczywistnia się jako wydarzenie, w tym sensie, że macierzyństwo urzeczywistnia się za sprawą ojcostwo, a równocześnie ojcostwo za sprawą macierzyństwa jako owoc tej życiodajnej dwoistości, jaką Stwórca obdarzył istotę ludzką „od początku” [Jan Paweł II, List do Rodzin]. U podstaw tej niezwykłej wspólnoty, kobiety i mężczyzny, leży tajemnica Miłości Boga do człowieka. Poznajemy ją w pięknie bycia Bożym „obrazem i podobieństwem”. Na wzór trynitarnej relacji Miłości Osób Boskich ustanowiona została jedność w dwoistości wspólnoty małżeńskiej. Zaiste piękny to obraz… Dlatego nie powinien nas nawet dziwić Boży zamysł, aby w to przymierze wpisać Stwórczą moc przekazywania życia. Jednak małżonkowie jako rodzice uczestniczą nie tylko w stwórczym, ale i zbawczym dziele Boga, ponieważ wraz z poczęciem nowego człowieka, wraz z jego urodzeniem, rodzice stają prawdziwie wobec „wielkiej tajemnicy” (por. Ef 5,32). Nowa ludzka istota jest — tak jak oni sami — powołana do istnienia osobowego, jest powołana do życia „w prawdzie i miłości”. Powołanie zaś otwiera się nie tylko na całą doczesność. Otwiera się ono na wieczność w Bogu [Jan Paweł II, List do Rodzin].

Jakże więc tragiczne w swojej istocie jest tak powszechne dzisiaj dzieciobójstwo. Jakże tragiczne jest również to dzisiejsze pęknięcie w łonie rodziny między rodzicami i dziećmi. Rodzice pogrążeni w smutku z powodu swoich dzieci, dzieci płaczące za przyczyną swoich rodziców. Jak w tej perspektywie właściwie odczytać dzisiaj Boży nakaz: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28)?

Z pozoru paradoksalnie przychodzi nam tu z pomocą „mądrość ziarna pszenicy”, które musi obumrzeć, by wydać obfity plon życia. Nigdy dotąd to „umieranie” nie było tak bolesne. W obliczu szans i możliwości, jakie daje człowiekowi Zachodu dzisiejszy świat, nie sposób bez wiary przyjąć taki zamiar. Bez właściwej perspektywy nie można się też w pełni zaangażować w relację z drugim człowiekiem, która wymaga czasu i poświęcenia. Tym trudniej, iż owocem tego wysiłku nie zawsze jest satysfakcja i radość z wykonanego zadania.

Tak czasem przeżywamy własne rodzicielstwo. Pomimo ciągłego przekraczania granic zmęczenia w trosce o życie i zbawienie potomstwa, w poczuciu obowiązku dania z siebie jak najwięcej, odpowiedź drugiej strony bywa nieraz zaskakująco niesprawiedliwa. Do tego, otaczająca rzeczywistość: szkoła, kultura, media, nawet krewni zdają się bardziej przeszkadzać niż służyć pomocą. Z tego powodu, w umysłach umęczonych ojców i matek rodzi się czasem smutna konstatacja: „nie warto mieć dzieci”. Problem ten nie jest zgoła niczym nowym, nie dotyczy wyłącznie rodziców naszych czasów. Możemy powiedzieć, że cała historia zabawienia mówi nam właśnie o tym. Jakkolwiek, odpowiedź na to zdaje się być uniwersalna. I jest nią „mądrość krzyża”.

Mądrość ta polega na ogołoceniu siebie z egoizmu przejawiającego się pragnieniem, by było tak, jak „ja chcę”. Mądrość ta wskazuje również na to, że pełnia człowieczeństwa polega na stopniowym poddawaniu całego swojego życia (swoich trosk, zmagań, ciężkiej pracy) Bogu, by zostało całkowicie przemienione i z czasem „zwrócone” człowiekowi w jeszcze doskonalszej postaci. Taka ofiara służy więc naszemu wzrostowi do pełni człowieczeństwa, do jakiej powołał nas Bóg. Ostatecznie rodzi też radość, choć zwykle wiąże się z przejściem przez ciemną dolinę smutku, poczucia niewdzięczności i starty. Ziarno co prawda musi obumrzeć, ale nie umiera bezowocnie. I choć wszystkie nasze wysiłki skażone są przemijaniem, wierzymy, że Bóg uchroni je od zniszczenia i w jakiś sposób „pójdą za nami”. Z pewnością nie tylko w postaci pamiątek, fotografii, listów i wspomnień ukrytych gdzieś na strychach potomnych. Rodzicielstwo zapewnia nam nieśmiertelność, widzianą w twarzach, sylwetkach, gestach naszych dzieci, wnuków i prawnuków, ale też tą prawdziwą w Domu Ojca, jeśli tylko w odniesieniu do trudności, z jakimi musimy się mierzyć w tym świętym powołaniu, podejmiemy wezwanie Zbawiciela: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9, 23).

Anna Nowogrodzka – Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij