Nie milkną echa dotyczące międzyreligijnego spotkania w Asyżu. Komentatorzy zwracają uwagę na fakt obecności na nim znanego socjologa i filozofa Zygmunta Baumana. Kontrowersyjny myśliciel siedział tam w najbliższym otoczeniu papieża. Wygłosił także przemówienie na temat budowania ludzkiej wspólnoty. Co były major KBW robił na zebraniu przywódców religii świata?
Zygmunt Bauman został zaproszony do Asyżu przez Wspólnotę św. Idziego. Jak zauważa Grzegorz Górny na wpolityce.pl, Bauman „nie był tam jednym z wielu niewyróżniających się z tłumu uczestników. Podczas ceremonii otwarcia wygłosił – obok m.in. patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I – jedno z kilku głównych przemówień”.
Wesprzyj nas już teraz!
Lewicowy profesor znany jest światu jako wybitny socjolog i filozof. Analityk ponowoczesności – tudzież „płynnej nowoczesności” – charakteryzującej się odrzuceniem całościowych wyjaśnień rzeczywistości, obiektywnej prawdy i kultem wolności.
Tymczasem sam Bauman służył ongiś idei mającej wiele wspólnego z ponowoczesnym relatywizmem, ale niewiele z wolnością. Chodzi oczywiście o komunizm. Przypomnijmy pokrótce niewygodne fakty z biografii profesora-majora. Fakty nader często zbywane milczeniem przez lewicowe salony i ich medialne ekspozytury.
Pogromca antykomunistycznych „band”
Mamy czerwiec 1945 roku. Późniejszy tuz światowej socjologii obejmuje stanowisko zastępcy dowódcy do spraw polityczno-wychowawczych 5. samodzielnego batalionu ochronnego w Bydgoszczy. W grudniu tego roku przyjmuje funkcję starszego instruktora do spraw polityczno-wychowawczych, a w lipcu kolejnego roku – stanowisko starszego wykładowcy ds. społeczno-politycznych w Samodzielnym Pułku Szkolnym w Warszawie – przypomina wpolityce.pl. Przez kolejne lata pnie się po szczeblach komunistycznej drabiny. Latem 1947 roku obejmuje funkcję Starszego Instruktora Wyszkolenia Polityczno-Wychowawczego Zarządu Polityczno-Wychowawczego w Wydziale Wyszkolenia Politycznego. W lutym 1948 roku otrzymuje tekę szefa Wydziału I Oddziału Wyszkolenia Politycznego i Propagandy w Zarządzie Polityczno-Wychowawczym. W grudniu tego samego roku zostaje szefem i zastępcą szefa (sic!) Wydziału I Zarządu Polityczno-Wychowawczego. Rok później obejmuje najważniejszą funkcję w Oddziale Propagandy i Agitacji w Zarządzie Politycznym. Aż do marca 1953 roku piastuje zaś funkcję szefa Oddziału II Zarządu Politycznego w stopniu majora.
Piotr Gontarczyk w opublikowanym w „Biuletynie IPN” tekście „Towarzysz Sejmjon nieznany życiorys Zygmunta Baumana” cytuje fragment wniosku awansowego późniejszego profesora. Dowiadujemy się z niego, że człowiek lansowany dziś na autorytet moralny „jako Szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego operacji bierze udział w walce z bandami. Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Odznaczony Krzyżem Walecznych”. Wynika z tego, że Zygmunt Bauman osobiście walczył z antykomunistycznym podziemiem.
Historyk w swojej książce „Nowe kłopoty z historią. Publicystyka z lat 2005-2008” cytuje także wypowiedź lewicowego intelektualisty z wywiadu dla „The Guardian” z 2007 roku. Bauman nawiązuje w niej do swojego zaangażowania w komunizm. Czy wyraża z tego powodu żal lub samokrytykę? Skądże! – Przed wojną Polska była bardzo zacofanym krajem […] jeśli się spojrzało na obecne wówczas w Polsce spektrum polityczne, partia komunistyczna obiecywała najlepsze rozwiązanie. Jej program polityczny najlepiej pasował do problemów, przed jakimi stała Polska. Byłem całkowicie oddany. Idee komunistyczne były po prostu kontynuacją oświecenia – mówi Bauman.
Cóż, twierdzeniu o oświeceniowych korzeniach totalitaryzmu konserwatysta może tylko przyklasnąć. Czemu jednak miałyby one usprawiedliwiać zaangażowanie w ludobójczy system? Tego już intelektualista nie powiedział.
Kopiował z Wikipedii
Komuniści jak wiadomo nie darzą szacunkiem własności prywatnej. Nie powinni zatem mieć oporu przed wywłaszczaniem „kułaków” ani przed…przepisywaniem Wikipedii bez podawania źródła w swojej pracy naukowej. Jak doniósł „Newsweek” w kwietniu 2014 roku to ostatnie zarzucił mu Peter Walsh, doktorant z Uniwersytetu w Cambridge. Zauważył on, że w książce Baumana „Does the Richness of the Few Benefit Us All?” socjolog przepisywał całe fragmenty z tegoż źródła. Wprawdzie pisał kilkakrotnie, że treści te są dostępne także w Wikipedii. Jednak nie ujął kopiowanych fragmentów w cudzysłów i nie zaznaczył dokładnego źródła – co jest standardem w tekście naukowym. To nie tylko pogwałcenie zasad etycznych, lecz także zagrożenie dla jakości. Jak zauważył Walsh, socjolog w swoim tekście powoływał się na mocno przestarzały raport z 1998 roku pomimo, że opracowania publikowano co roku. W tym przypadku, podobnie jak w sprawie swojej komunistycznej przeszłości Bauman nie wyraził skruchy. Tłumaczył się w mętny sposób: „(…) podziwiam obronę własności intelektualnej. Jednak nie dostrzegam, aby drobiazgowe przestrzeganie wymogów formalnych miało wpływ na jakość pracy” – stwierdził w cytowanym przez „Newsweek” tekście w „Times Higher Education”. Cóż, gdyby Zygmunt Bauman pisał licencjat, spotkałby go problem z systemem anty-plagiatowym. Intelektualnemu guru jednak wolno więcej.
Bauman i Kościół
Pół biedy, jeśli Zygmunt Bauman kompromituje jedynie środowisko lewicowych intelektualistów. Gorzej jednak, gdy – mimo braku wiary – zaczyna być traktowany jako autorytet także w Kościele katolickim.
W październiku 2013 roku w wywiadzie dla „L’Osservatore Romano” (cytowanym przez wp.pl) uznał pontyfikat Franciszka za wielką szansę dla Kościoła i ludzkości. Ojciec Święty zdaniem intelektualisty jest człowiekiem otwartym na dialog i wychodzącym naprzeciw indywidualistycznej, nieznoszącej sztywnych norm moralnych duchowości. Półoficjalny watykański dziennik określił zaś naukowca jako „wielki autorytet wśród interpretatorów kondycji człowieka w naszych czasach”. Wezwał także do troski o walkę z rozpiętością dochodową i zanieczyszczeniem środowiska.
Wydaje się, że to właśnie owa lewicowa wrażliwość w połączeniu z widocznym u Baumana poparciem dla imigracji pozwoliło mu na zaskarbienie szacunku u niektórych progresywistycznie nastawionych ludzi Kościoła. Przypomnijmy choćby, że we wrześniu 2011 roku podczas pobytu we Włoszech naukowiec stwierdził, że masowy napływ przybyszów to egzystencjalna konieczność dla przetrwania Europy. Wezwał do przyjęcia, bagatela, 30 milionów osób w ciągu 30 lat. W przeciwnym razie – jak stwierdził Europa „stanie w obliczu upadku demograficznego, który spowoduje upadek cywilizacji europejskiej” (za wpolityce.pl).
Co ciekawe tego typu wątki przewijały się także w przemówieniu Baumana w Asyżu, omawianym na stronie santegidio.org. Omówił on proces poszerzania tego, co ludzie rozumieją przez „my” – wspólnotę, do jakiej należą. Prowadzi on zasadniczo od identyfikowania się z małym, liczącym 150 osób plemieniem, po identyfikację ze znacznie szerszą grupą. Utożsamianie się z nią jednak nie wystarczy – niezbędna jest całkowita rezygnacja z podziału na „nas” i „obcych”. Intelektualista wezwał do stworzenia kosmopolitycznej świadomości, gdzie nie ma wrogów i innych, a każdy identyfikuje się z ludzkością. W tej utopijnej – i zbieżnej poniekąd z marksistowską – wizji przyszłości nie ma oczywiście miejsca na nierówną dystrybucję dóbr. Pomoc ubogim przestaje być kwestią miłosierdzia, a staje się wymogiem sprawiedliwości. Niezbędna jest integracja ludzi, zamiast ich separowania. Dialog powinien opierać się na „szacunku dla obcego i dla migranta”.
Próżno szukać tu jakichkolwiek wątpliwości wobec zalewu Europy przez muzułmańskich przybyszów. Zamiast tego mowa jest o konieczności wpajania ideałów „dialogu” przez instytucje edukacyjne. Nazywa to „kulturową rewolucją” wymagającą „cierpliwości, konsekwencji i długofalowego planowania”. Hmm…rewolucja kulturowa, długofalowa inżynieria społeczna od dziecka, globalna tożsamość – czy my już tego nie przerabialiśmy? I dlaczego na głoszenie tych tez pozwalają ludzie Kościoła?
Marcin Jendrzejczak