18 kwietnia 2021

Mała uwaga o praktycznym ateizmie świeckich i duchownych w Polsce

(Fot. Pablo Rojas Madariaga / Zuma Press / Forum)

Odrzucenie prawa naturalnego na rzecz „świadomego kształtowania” czy „planowania” rodziny za sprawą najrozmaitszych sztucznych środków antykoncepcyjnych to globalna plaga. Akceptując ją, przegrywamy podwójnie: w wymiarze doczesnym jako społeczność wymierająca, skazując się na coraz większe problemy polityczne; w wymiarze indywidualnym skazując się na oddzielenie od Boga wskutek grzechu ze wszystkimi tego konsekwencjami. A w skórze pasterzy, którzy powołani są do prowadzenia owiec do Królestwa Bożego, w tej kwestii jednak uparcie milczą i zgadzają się na świeckie i bezbożne status quo, doprawdy, nie chciałbym się znaleźć.

Tuż przed świętami Wielkiejnocy ukazała się książka Pawła Lisickiego „Kto fałszuje Jezusa? Odpowiedź na oskarżenia współczesnych ateistów”. To ciekawa praca, która podejmuje wysiłek polemiki ze środowiskami próbującymi odmówić prawdziwości wierze Kościoła katolickiego. Pokazuje, na jakie manowce zaprowadziła wielu teologów protestancka metoda historyczno-krytycznej egzegezy Pisma Świętego i w jak fatalny sposób oddziałuje to w skali globalnej, rodząc takich „ekspertów” od religii jak Richard Dawkins czy Yuval Noah Harari, w istocie kiepsko wykształconych i skrajnie nieuczciwych intelektualnie. Książka Pawła Lisickiego, zwracając się przeciwko wysiłkom ateistów, prowokuje do postawienia pytania: jakiego rodzaju ateizm zagraża dziś przede wszystkim wierze chrześcijańskiej w Polsce? Albo, bardziej osobiście, nam tu dziś żyjącym? Z jakiej przyczyny współcześni Polacy mogą stracić wiarę? Protestancka czy pseudointelektualna krytyka Pisma Świętego to niewątpliwie jedno z narzędzi, którym posługuje się rewolucja; znaczną rolę odgrywa też ateizm filozoficzny. Perspektywa Ludwiga Feuerbacha czy Friedricha Nietzschego dla wielu pozostaje urzekająca. Wydaje się jednak, że inne jeszcze ateizmy są dzisiaj jeszcze groźniejsze.

Jednym z nich jest scjentyzm. A może raczej: był, bo przekonanie, jakoby to nauka mogła dać właściwe odpowiedzi na wszystkie problemy, w ostatnich miesiącach okazało całą swoją pustkę. Kryzys koronawirusa objawił jak na dłoni fałsz i próżność scjentyzmu. Niezwykle trafne uwagi poczynił na łamach włoskiego czasopisma „La Verità” były dyrektor Banku Watykańskiego, ekonomista Ettore Gotti Tedeschi. Gdy świat został zaatakowany chorobą Covid-19 okazało się, że nauka nie ma tak naprawdę na to żadnej konstruktywnej odpowiedzi. Błyskawicznie opracowano szczepionki, których wszakże nikt dobrze nie przebadał; ze światowej debaty niemal całkowicie wyeliminowane zostały wszelkie głosy krytyczne pod adresem jedynej słusznej strategii walki z wirusowym zagrożeniem: masowych szczepień. Naukowcy zaczęli domagać się ślepej wiary w to, że rozwiązanie, które proponują, jest najlepsze. Nie przedstawiono badań, nie przedstawiono dowodów; nie pozwolono podważać ani wątpić. Wszyscy mieli uwierzyć w to, że nauka i tylko nauka rozwiąże problem Covid-19 – i to wierzyć bez cienia najmniejszej wątpliwości! Jak zauważył Tedeschi, oto nauka okazała się karykaturą samej siebie: powołana do tego, by badać i proponować coraz to nowe hipotezy, tym razem wystąpiła z samozwańczym niepodważalnym autorytetem i ex cathedra ogłosiła, że wszystko jest już jasne, choć dla każdego, kto zada sobie najbardziej podstawowe pytania, jasne jest tylko to, jak wiele jest wciąż pytań o właściwą walkę z koronawirusem. Doskonałym tego przykładem jest Polska i sprawa amantadyny: kilku niezależnych lekarzy zaproponowało jej stosowanie w leczeniu Covid-19, ale oficjalna nauka, podpierając się autorytetem, całkowicie to wykluczyła, bez badań, po prostu, każąc przyjąć na wiarę: amantadyna nic nie da, tylko szczepionki. I tak scjentyzm, z natury rzeczy ateistyczny, sam obnażył własną głupotę i fałsz.

Wesprzyj nas już teraz!

Gdzie indziej leży główne zagrożenie dla wiary nas wszystkich. By to pokazać, zwrócę wzrok do świata islamu. Dla nas muzułmanie są często symbolem religijnego fanatyzmu i błędnej wprawdzie, ale jednak niewzruszonej wiary. Czy słusznie? Dostrzegalne są globalne procesy pokazujące, że także wyznawcy Allaha kruszeją w swojej wierze. Mówią o tym nie tylko anonimowe badania prowadzone w wielu krajach islamskich, jak Iran, pokazujące malejące deklarowane znaczenie wiary w życiu wyznawców; na kryzys wskazują przede wszystkim fakty. Jest powszechnie akceptowane uznawanie związku między wysoką religijnością a wysoką dzietnością. Co dzieje się z Turkami, którzy osiedlili się w Niemczech? W pierwszym pokoleniu tureckie rodziny miały za Odrą kilkukrotnie więcej dzieci, niż Niemcy, po prostu bili swoich gospodarzy w tym względzie na głowę. Dzisiaj tureckie kobiety rodzą już tylko nieco częściej, niż Niemki. Islamscy imigranci w kolejnych pokoleniach dopasowują się do europejskiego stylu życia – przestają się rozmnażać; okazuje się, że ich wiara łatwo przegrywa z konsumpcjonizmem. Co ciekawe, to samo dotyczy muzułmanów żyjących we własnych krajach. Jeszcze w latach 60. w takich państwach jak Arabia Saudyjska, Iran, Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie dzietność była na typowym poziomie około siedmiorga dzieci na kobietę. Dzisiaj jest kilkukrotnie niższa. Liczba urodzeń na kobietę w Egipcie to 3,33, w Arabii Saudyjskiej 2,32, w Iranie 2,14, w ZEA 1,41… Co się wydarzyło? Dokonała się ogromna przemiana mentalności praktycznej: we wszystkich wymienionych państwach właśnie na przełomie lat 60. i 70., kiedy zaczęła spadać dzietność, do obiegu weszła antykoncepcja. Z biegiem lat upowszechniła się do tego stopnia, że dziś większość muzułmańskich małżeństw świadomie ogranicza liczbę potomstwa. Dokładnie tak samo, jak Polacy i inni Europejczycy.

To praktyczny ateizm; życie tak, jakby Boga nie było. Możemy nawet chodzić do kościoła, możemy świętować Boże Narodzenie i Wielkanoc; co z tego, jeżeli każdego dnia zamiast Boga czcimy raczej samych siebie. Wymieranie narodów chrześcijańskich – tak jak dużej części muzułmańskich – jest najbardziej ewidentnym dowodem na to, że bezbożnictwo i niewiara mają się dzisiaj doprawdy doskonale; i nie jest to efektem wpływów modnych ideologii i filozofii (choć nie wolno ich lekceważyć), ale przede wszystkim mentalności konsumpcjonistyczno-antykoncepcyjnej.

To wielkie zadanie dla hierarchów Kościoła katolickiego. Niestety, niemal w ogóle się o tym nie mówi. Biskupi i księża w ogóle rzadko piętnują dziś różnego rodzaju współczesne grzechy; owszem, na poziomie teoretycznym zdarza się potępienie ideologii gender czy rozwodów. Wydaje się jednak, jakby z perspektywy Kościoła w Polsce rodzina 2+2 była czymś normalnym i właściwym. Tymczasem nie jest; wprost przeciwnie. W sytuacji zdrowia obojga rodziców jest nie normą, ale czymś nienormalnym i niemoralnym zarazem. Milcząc, tym samym także pasterze zdają się zatem akceptować ten stan praktycznego ateizmu.

Różnej proweniencji ateizmy czyhają na wiarę współczesnego polskiego katolika. O ile jednak z ateizmem egzegetycznym czy ze scjentyzmem, można rzec, walczyć jest względnie łatwo dzięki druzgocącej sile argumentów i faktów, to trudniejszy dużo bój czeka na froncie otwartym przez ateizm życia codziennego. Niewiara jest głęboko zakorzeniona we współczesnej mentalności i samym zachodnim stylu życia. Odrzucenie prawa naturalnego na rzecz „świadomego kształtowania” czy „planowania” rodziny za sprawą najrozmaitszych sztucznych środków antykoncepcyjnych to globalna plaga. Akceptując ją, przegrywamy podwójnie: w wymiarze doczesnym jako społeczność wymierająca, skazująca się na coraz większe problemy polityczne; w wymiarze indywidualnym skazując się na oddzielenie od Boga wskutek grzechu ze wszystkimi tego konsekwencjami. A w skórze pasterzy, którzy powołani są do prowadzenia owiec do Królestwa Bożego, w tej kwestii jednak uparcie milczą i zgadzają się na świeckie i bezbożne status quo, doprawdy, nie chciałbym się znaleźć. Oni na Bożym sądzie nie będą mogli zasłonić się niezawinioną niewiedzą o nauczaniu Kościoła.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 506 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram