23 maja przypada 34. rocznica śmierci Altiero Spinellego, głównego autora Manifestu z Ventotene. Zawarta w tym dokumencie wizja europejskiej federacji i stojąca za nią lewacka ideologia w znacznej mierze doczekały się realizacji. Warto więc przeanalizować tekst i jego wpływ na polityczny kształt naszego kontynentu.
Wesprzyj nas już teraz!
Manifest z Ventotene wyszedł spod piór Altiero Spinellego i Emesto Rossiego. Drugi z wymienionych napisał jedynie pierwszą część rozdziału trzeciego. Tekst powstał podczas internowania autorów na wyspie, której nazwa znalazła się w tytule. Deklaracja została opublikowana w 1944 roku. Więzieni przez faszystowski reżim włoscy lewicowcy przedstawili w nim wizję, ku której powinna ich zdaniem zmierzać Europa po pokonaniu narodowego socjalizmu.
Wpływ na politykę UE
Manifestu, choć przez długi czas słabo znanego, nie wolno lekceważyć, gdyż wywarł on istotny wpływ na przyszłość Europy. Jak zauważa dr Tymoteusz Zych [ordoiuris.pl*], Spinelli i Rossi niedługo po zakończeniu II wojny światowej zabrali się za realizację wyrażonych w swym wystąpieniu idei – na czele z utworzeniem europejskiej federacji. Pomysł ten został odrzucony w 1954 roku, jednak politycy nie dawali za wygraną. Spinelli utworzył Klub Krokodyla (sic!), w którym nabrała kształtu koncepcja traktatu ustanawiającego Unię Europejską. Pomysł ten w 1984 roku poparł Parlament Europejski i określił mianem „projektu Spinellego”.
Zmarły w 1986 roku polityk nie doczekał jednak wejścia w życie traktatu z Maastricht (1992-1993), wcielającego w życie jego niektóre jego pomysły, acz w zmodyfikowanej formie. Jedną z tych wizji była Unia Walutowa.
Co więcej, jak zauważa Konrad Dyda [ordoiuris.pl], również traktat lizboński z 2007 roku podpisano „[…] pod znakiem koncepcji włoskiego komunisty. W końcu w akcie tym wprowadzono nowy podział instytucjonalny na Komisję Europejską, Radę Europejską, Radę Unii Europejskiej, Trybunał Sprawiedliwości oraz Europejski Bank Centralny. Ponadto rozszerzono kompetencje Komisji Europejskiej w zakresie wydawania aktów delegowanych oraz aktów wykonawczych. Traktat z Lizbony ustanowił także nowe organy Unii: Wysokiego Przedstawiciela do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa i Europejską Służbę Działań Zewnętrznych. Traktat ustanowił także tzw. klauzulę pomocy, zgodnie z którą wszystkie państwa członkowskie są zobowiązane udzielić pomocy innemu państwu Unii Europejskiej, które staje się ofiarą agresji zbrojnej”.
Warto też zauważyć, że w 2011 roku w Parlamencie Europejskim powstała tak zwana Grupa Spinellego. Założyli ją prominentni lewicowi politycy jak Guy Verhofstadt, Daniel Cohn-Bendit, Sylvie Goulard czy Isabelle Durant. Przed wyborami do europarlamentu z 2019 roku grupa ogłosiła specjalny manifest. Zakładał on przekształcenie Komisji Europejskiej w ponadnarodowy organ władzy wykonawczej, poddany jedynie kontroli europarlamentu.
Zgodnie z tą wizją, Trybunał Sprawiedliwości UE stanowiłby najwyższy sąd federacji, wyrokujący między innymi o tym, czy państwa członkowskie przestrzegają zasad praworządności. W tym miejscu pojawia się wątek Polski. Nasz kraj stanowi bowiem, według autorów tekstu z 2019 roku (obok orbanowskich Węgier), państwo łamiące zasady praworządności.
Jak ponadto zauważa Konrad Dyda, „oczywiście wprowadzenie w życie tych idei wymaga rewizji obowiązujących Traktatów, [rewizji] która jednocześnie prowadziłaby do zmian w krajowych ustawach zasadniczych, a wszystkie państwa narodowe niepodzielające tej wizji miałyby zostać wykluczone z Unii”.
Wpływ Spinellego obejmuje także sferę symboliczną. Dość wspomnieć o nazwaniu głównego budynku europarlamentu nazwiskiem polityka i umiejscowieniu tam jego popiersia. Warto też zauważyć, że w sierpniu 2016 roku na wyspie Ventotene hołd Spinellemu oddali: premier Włoch Matteo Renzi, prezydent Francji Francois Hollande oraz kanclerz Niemiec Angela Merkel. Politycy złożyli na jego grobie kwiaty w kolorach UE: żółtym i niebieskim.
Co postulowali autorzy tekstu?
Przyjrzyjmy się zatem bliżej postulatom autorów Manifestu z Ventotene (pełna nazwa: „O wolną i zjednoczoną Europę – manifest z Ventotene”). Przeanalizujmy ten tekst, ów klucz do umysłów niemiłościwie władających nami europejskich pseudoelit. Dokument składa się z ponad 16 stron znormalizowanego maszynopisu. Napisany jest językiem trudnym, wręcz bardzo trudnym. Dość powiedzieć, że przeciętne zdanie liczy 28,7 słów, a najdłuższe – bagatela – 99 słów. Tej rozwlekłej formy nie powstydziłby się Władysław Gomułka, a może nawet Fidel Castro.
Na wstępie autorzy zauważają kryzys cywilizacji opartej na wolności jednostki i (kantowskim) zakazie traktowania człowieka jako środka (a nie celu samego w sobie). „Współczesna cywilizacja uczyniła swym fundamentem zasadę wolności, zgodnie z którą człowiek nie może być dla innych jedynie instrumentem, lecz stanowi autonomiczne centrum życia. Dzierżąc w ręku ów kodeks wolności, przystąpiono do historycznej rozprawy z wszelkimi, nierespektującymi go aspektami życia społecznego” – czytamy w Manifeście.
Nowoczesność – przekonują autorzy – doprowadziła do zniszczenia zmurszałych instytucji ancien régime. Wkrótce jednak wytworzyła własne problemy. Na przykład opisywany przez autorów nacjonalizm początkowo odegrał pozytywną rolę dzięki przezwyciężeniu prowincjonalizmu. Wkrótce jednak ziarna „imperialistycznego kapitalizmu” połączyły siły z ideą narodową, co doprowadziło do powstania totalitaryzmu i wojen światowych. Naród stał się, zdaniem autorów manifestu, rzeczywistością „boską”, a jego absolutna suwerenność nie znosiła konkurencji ze strony innych nacji. Ponadto w ramach danych państw doszło do zdominowania obywateli przez władze centralne. Powstały reżymy totalitarne, autarkiczne (samowystarczalne) i scentralizowane. Ich główny cel był jeden: wojna.
„Obowiązkiem każdej matki jest rodzenie dzieci, by te zostały w przyszłości żołnierzami, przez co traktowane są niczym zwierzęta przeznaczone do płodzenia młodych. Dzieciom od najmłodszych lat wpaja się rzemiosło wojskowe i nienawiść do obcych. Wolność jednostki zanika, społeczeństwa są coraz bardziej zmilitaryzowane, a obywatele nieustannie powoływani do służby wojskowej. Kolejne wojny zmuszają do opuszczenia rodziny, porzucenia pracy, majątku, do poświęcenia życia dla celów, których wartości nikt tak naprawdę nie rozumie. Owoce wieloletnich wysiłków, podejmowanych w celu poprawy wspólnego dobrobytu, zostają zniweczone w kilka chwil” – czytamy w Manifeście z Ventotene.
W państwach tych totalitarny rząd stawia niepotwierdzone naukowo wymysły (jak wyższość jednej rasy nad drugą) na piedestał i zabrania ich krytyki. Wszystko co nie pasuje do nowej ideologii – jak choćby ekonomiczne argumenty za handlem międzynarodowym – podlega cenzurze, napiętnowaniu i odchodzi w niebyt.
To w gruncie rzeczy trafna diagnoza sytuacji z czasów II wojny światowej i okresu sprzed jej rozpoczęcia. Cofnijmy się na moment do lat 30. XX stulecia. Do świata wyścigu zbrojeń, kultu państwa, narodu, rasy; do czasu chwały miasta, maszyny i masy oraz… stali. Stal – ten twardy symbol nagiej siły przewijała się wówczas niemal wszędzie – od przydomka sowieckiego przywódcy (Stalin) po komiksy o Supermenie. Nawet ta ikona popkultury to przecież człowiek ze stali.
Europejska federacja – remedium na wszystko
Choć krytyka totalitaryzmu jawi się jako trafna, to remedium proponowane przez autorów (koniec państw narodowych) już nie. Autorzy Manifestu piszą wprost: „fundamentalny, wymagający rozwiązania problem, którego istnienie sprawia, iż wszelki dalszy postęp jest jedynie pozorny, to kwestia ostatecznego zniesienia podziału Europy na suwerenne państwa narodowe”.
Z kolei, zgodnie z powstałą w 1944 roku przedmową do Manifestu autorstwa Eugenio Colorniego, cel stanowi „wspólna armia federalna, wspólnota monetarna, zniesienie barier celnych oraz ograniczeń w przemieszczaniu się pomiędzy państwami Federacji, bezpośrednie przedstawicielstwo obywateli na zgromadzeniach federalnych, wspólna polityka zagraniczna”.
To właśnie promowanie międzynarodowej federacji stanowi istotę wystąpienia Spinellego i Rossiego. Pozostałe kwestie ideologiczne, nawet socjalizm, spychane są na dalszy plan. Eutanazja państwa narodowego – tej prawdziwej bête noire – obwinianej o dławienie wolności i krzewienie II wojny światowej – jawi się jako panaceum na wszelkie polityczne zło.
Jak zauważa profesor Jacek Bartyzel [ordoiuris.pl], „przesłanie Manifestu z Ventotene jest dobitne, wyraziste i jasne: główną, jeśli nie jedyną, przyczyną wszystkich nieszczęść trapiących współczesną cywilizację europejską, kulminujących w tragedii II wojny światowej, jest ideologia suwerenności narodowej”.
Co więcej, autorzy Manifestu sugerują, że kolejny etap mógłby stanowić rząd światowy. „Federacja Europejska jest jedyną możliwą do wyobrażenia gwarancją pokojowej współpracy ludów Azji i Ameryki, w oczekiwaniu bardziej odległej przyszłości, gdy realne stanie się polityczne zjednoczenie całego globu” – czytamy w tekście.
Widzimy więc, że polityczna integracja Europy stanowi krok ku jeszcze bardziej radykalnej wizji rządu globalnego. Nadużycia państw narodowych stanowią uzasadnienie dla poparcia rządu światowego. Oto rozumowanie typowe dla myśli lewicowej. Rewolucjoniści uwielbiają bowiem wykorzystywać wypaczenia pewnych idei, wartości, zasad do uzasadniania ich całkowitej negacji. Nadużycia kapitalistów służą im za uzasadnienie negacji własności prywatnej. Nadużycia niektórych duchownych do negacji instytucji Kościoła. W tym zaś przypadku nadużycia państw narodowych wykorzystuje się do negacji samej zasady narodowej suwerenności. Rzymska zasada mówi: abusus non tollit usum („nadużycie nie znosi prawa do właściwego użycia”) – jednak lewicowcy (nawet włoscy) z cywilizacją łacińską mają niewiele wspólnego.
Tymczasem dziś – dziesięciolecia po ogłoszeniu Manifestu – państwa narodowe istotnie wciąż stanowią ważne źródło tożsamości, której siłę najlepiej widzimy w czasach kryzysu, takiego jak ten związany z koronawirusem. Sytuacja ukazała, że to więzi narodowe, a nie abstrakcyjne europejskie, liczą się najbardziej w trudnych momentach.
Nic w tym dziwnego. Wszak Europa nie jest czymś w rodzaju nowych Stanów Zjednoczonych i długo nie będzie. Te ostatnie stworzyły bowiem federację (choć okupioną wojną domową i długotrwałym podziałem na Północ i Południe) dzięki bliskości kulturowej łączącej białych kolonistów. Jak bowiem zauważyli autorzy fundamentalnych dla Stanów Zjednoczonych The Federalist Papers, kolonizatorów łączyły wspólny język i religia. Ani jedno, ani nawet drugie nie stanowi już wyróżnika Europy.
Co więcej, stworzenie ponadnarodowej federacji europejskiej, a tym bardziej światowej, wiąże się z ryzykiem totalitaryzmu. Takowy paneuropejski lub panświatowy rząd oznacza bowiem utrudnienie (a w tym drugim przypadku – niemożność) „głosowania nogami”, czyli emigracji do innego kraju. Tymczasem podstawowa zasada ekonomii mówi, że monopol oznacza wzrost cen i pogorszenie jakości. Gdy odniesiemy tę prawidłowość do państwa (europejskiego, światowego), jasnym stanie się, jak przewrotne rozwiązanie oferują autorzy Manifestu z Ventotene.
Idea rządu światowego spotyka się zresztą z krytyką wielu myślicieli. Na przykład amerykański filozof polityczny Michael Walzer stwierdził, że powstanie rządu światowego stanowi zagrożenie dla historycznych kultur i religii. Chodzi tu szczególnie o wyznania określone przezeń mianem „ortodoksyjnych” a więc najtrudniejszych do pogodzenia z globalizacją. Z kolei lewicowy liberał John Rawls stwierdził, że globalny rząd oznaczałby albo despotyzm, albo nieustanną wojnę domową, wynikającą z dążenia poszczególnych regionów do niezależności [plato.stanford.edu]. Argumenty te w pewnym stopniu odnoszą się także do federacji kontynentalnej (europejskiej).
Socjalizm bliżej nieokreślony
Główny pomysł twórców Manifestu jawi się więc jako trudny do przyjęcia. Co zaś z innymi? Przyjrzyjmy się teraz propozycjom autorów w kwestiach gospodarczych i społecznych. Ich zdaniem, „własność prywatną należy znieść, ograniczyć, skorygować, poszerzyć, odpowiednio dla każdego indywidualnego przypadku, nie dogmatycznie i pryncypialnie. Postulat ten wpisuje się naturalnie w proces kształtowania europejskiego życia gospodarczego, wolnego od nacjonalistycznych koszmarów militaryzmu i biurokratyzmu. Nieracjonalne rozwiązania muszą zostać zastąpione przez racjonalne, również w świadomości robotników”. Oto rozwiązania gospodarcze postulowane przez autorów:
– uspołecznienie przedsiębiorstw o charakterze naturalnych monopoli,
– reforma rolna i ograniczenie dziedziczenia,
– pomoc dla młodych,
– zapewnienie wszystkim podstawowych dóbr. Autorzy Manifestu przekonują, że umożliwia to nowoczesna technologia, uwalniająca od upokarzającego rzekomo miłosierdzia;
– uwolnienie klasy robotniczej od wpływu monopolistycznych związków zawodowych i zezwolenie im na wybieranie własnych reprezentantów.
Autorzy Manifestu nie postulują zatem programu stricte komunistycznego. Jednocześnie jednak trudno mówić w ich przypadku o poszanowaniu własności prywatnej. Tymczasem jasne i stabilne prawo własności stanowi jeden z fundamentów rozwoju gospodarczego, co opisał choćby Hernando de Soto w „Tajemnicy kapitału”. O szczególnej trosce, jaką każdy obdarza własne mienie, mówił już święty Tomasz z Akwinu. Autor „Summy teologicznej” zwracał też uwagę na fakt umożliwiania przez własność prywatną uczynków miłosierdzia. Te jednak autorzy „Manifestu” uznają za upokarzające. Dziedziczenie wiąże się nierozerwalnie z miłością rodzicielską, a przekazanie majątku w spadku stanowi często zwieńczenie życiowego trudu. Ograniczanie prawa do dziedziczenia prowadzi zaś do sytuacji, w której bardziej opłaca się majątek przepić niż go przekazać spadkobiercom – co zauważył już bodaj Milton Friedman.
Demokratosceptycyzm
Dzisiejszym unijnym piewcom wolności i demokracji warto przypomnieć, że Spinelli i Rossi nie byli bezkrytycznymi demokratami. Zwracali bowiem uwagę, że demokraci nie radzą sobie w trudnych, rewolucyjnych czasach. Świadczy o tym krótkotrwałość republik w Rosji, Niemczech czy Hiszpanii. W momencie, gdy potrzebne były: odwaga i jasne wytyczenie kierunku, „władza ludu” prowadziła do rozpraszania sił oraz niekończących się dysput. Pod względem efektywności w trudnych czasach komuniści dysponują zatem przewagą nad demokratami. Potrafią bowiem powierzyć rządy przywódcom śmiało realizującym swe postulaty.
Paradoksalnie te spostrzeżenia autorów Manifestu są zgodne – choć tylko na poziomie opisowym – z klasyczną myślą polityczną. Już Platon w „Państwie” przestrzegał bowiem, że demokracja (ów przedostatni w klasyfikacji ustrojów) przepoczwarza się w tyranię. Gargantuiczny chaos tego systemu stwarza bowiem grunt pod nadejście tyranii.
„Wszystko to jednoznacznie zaświadcza, że Spinelli i Rossi, tak jak i rewolucyjni marksiści, uznają, że procesom historycznym w urzeczywistnieniu postępu ku wolności należy dopomóc zorganizowaną akcją działań odgórnych, a dokonać tego ma, dążąca do federalizacji, europejska partia rewolucyjna, wyraźnie stylizowana na leninowskiej koncepcji partii-awangardy (partii-zakonu)” – zauważa dr Filip Ludwin [ordoiuris.pl].
Autor ten dodaje, że „paradoksalność wszelkich odmian takiego stanowiska polega natomiast na postulowaniu wprowadzenia prawdziwej demokracji i wolnego społeczeństwa przy jednoczesnym stwierdzeniu, że przejście do takiego stanu rzeczy odbyć się może jedynie za sprawą kierownictwa oświeconej mniejszości, posługującej się w tym celu środkami niedemokratycznymi i indoktrynacją”.
Dr Ludwin dostrzega w tym podobieństwo z myślą Jana Jakuba Rousseau. Genewczyk zapytywał bowiem w „Umowie społecznej”:
„W jaki sposób ślepe pospólstwo, nie wiedząc częstokroć, czego chce, gdyż rzadko wie, co jest dla niego dobre, urzeczywistniłoby własnymi siłami tak wielkie i tak trudne przedsięwzięcie jak system prawodawstwa? Lud sam przez się zawsze pragnie dobra, ale nie zawsze sam przez się je widzi (…). Jednostki widzą dobro, które odrzucają; ogół chce dobra, którego nie widzi. Wszyscy na równi potrzebują kierowników”.
Według Rousseau, niezbędne okazuje się zatem objęcie przewodnictwa przez oświeconego prawodawcę; według Lenina przez partię komunistyczną; a według autorów „Manifestu z Ventotene” – przez europejską partię rewolucyjną.
Ci ostatni w następujący sposób uzasadniają konieczność rewolucyjnej dyktatury:
„Źródłem wizji i pewności [co do słuszności tego postępowania] nie jest namaszczenie z woli ludu – ona wszak jeszcze nie istnieje, lecz świadomość reprezentowania najgłębszych potrzeb współczesnego społeczeństwa. Zostaną wydane pierwsze zarządzenia, dotyczące nowego porządku, nieuformowane jeszcze masy otrzymają pierwsze struktury społeczne. Dyktatura partii rewolucyjnej stworzy nowe państwo, a wokół niego – nową, prawdziwą demokrację”.
W owej „prawdziwej demokracji” zabraknie miejsca dla dynastii królewskich. Choć już od zakończenia I wojny światowej większość z nich w Europie przestała istnieć, a władza pozostałych okazała się symboliczna, to autorzy Manifestu podkreślają: „należy pamiętać, że dynastie, traktujące poszczególne państwa niczym własny majątek przysługujący im mocą tradycji, oraz potężne, związane z nimi interesy, stanowiły poważną przeszkodę w procesie racjonalnej organizacji Stanów Zjednoczonych Europy, które muszą opierać się na republikańskiej konstytucji wszystkich sfederowanych państw”.
Zauważmy ponadto, że Manifest wyraża pod pewnymi względami poglądy znajdujące się nawet bardziej na lewo od marksizmu-leninizmu – mianowicie trockistowskie. Chodzi bowiem zarówno o krytykę partyjnej biurokracji, jak i negację potrzeby ochrony państwa narodowego przez proletariat. Autorzy dokumentu, podobnie jak lewicowa frakcja II Międzynarodówki, wykluczają możliwość stawania przez rewolucjonistów w obronie własnych ojczyzn.
Z drugiej jednak strony włoscy lewicowcy nie absolutyzują ani marksizmu, ani trockizmu. Wszak nie dążą na przykład do zniesienia państwa i prawa jako celu ostatecznego. Zamiast tego postulują stworzenie ogólnoeuropejskiej (a w przyszłości ogólnoświatowej) federacji – zauważa dr Ludwin.
O ile jednak Platon ocenia tyranię jednoznacznie negatywnie, o tyle Spinelli dostrzega plusy komunistycznego dyktatu. Niemniej nie staje się jej piewcą.
Problem komunistów to uzależnienie od Moskwy i fiksacja na punkcie dyktatury proletariatu. W efekcie odsuwają oni na boczny tor inne „postępowe” klasy. Twórcy Manifestu z Ventotene zalecają zatem rewolucjonistom współpracę zarówno z demokratami, jak i komunistami oraz innymi postępowymi siłami.
Antykatolicyzm
Autorzy Manifestu sprzeciwili się traktatom laterańskim i opowiedzieli się za ściśle świeckim charakterem państwa, bez finansowania instytucji religijnych. Przez manifest przebija się niechęć do tych ostatnich – zarówno explicite, jak i implicite. Jak zauważa profesor Bartyzel, „rewersem zaś wykluczenia tego chrześcijańskiego fundamentu Europy jest domyślne uznanie przez autorów manifestu za fundament współczesnej cywilizacji jedynie tzw. oświecenia, a więc epoki, w której rebelia przeciwko chrześcijaństwu przybrała po raz pierwszy charakter otwarty, bezkompromisowy i powszechny. Jeżeli przypomnimy sobie, z jaką wrogością i nieprzejednaniem przyjęta została i tak nieśmiała propozycja włączenia wartości chrześcijańskich do katalogu tradycyjnych odniesień wymienianych w preambule Konstytucji dla Europy, to jednego ze źródeł tej niechęci możemy szukać w Manifeście z Ventotene” [ordoiuris.pl].
Z pewnością antykatolicyzm nie był obcy Ernesto Rossiemu. Jak zauważa Bartosz Zalewski [ordoiuris.pl], w grudniu 1955 roku zgłosił on chęć wstąpienia do skrajnie antyklerykalnej Partii Radykalnej, a 2 lata później skrytykował Syllabus errorum Piusa IX. Z kolei w 1958 roku potępił działania papiestwa podczas rządów Benito Mussoliniego.
Tymczasem chrześcijaństwo stanowi jedyne spoiwo jedności Europy. Po jego zepchnięciu na dalszy plan, nie istnieje już żaden trwały element łączący poszczególne części Starego Kontynentu. Co wówczas ma utrzymywać w ryzach superpaństwo jeśli nie naga siła?
Kreowanie kształtu Europy w oparciu o Manifest z Ventotene oznacza budowanie jej w oparciu o wrogość wobec instytucji, która cywilizację europejską obroniła, rozwinęła, rozkrzewiła. To konstruowanie domu na ruchomych piaskach rewolucyjnej utopii.
Marcin Jendrzejczak
* Fragmenty z odnośnikiem [ordoiuris.pl] odsyłają do raportu pod tytułem „Altiero Spinelli – Ernesto Rossi, Manifest z Ventotene wraz z przedmową E. Coloriniego, tekst, tłumaczenie, komentarz” – raport pod redakcją dr. Tymoteusza Zycha przygotowany na zlecenie Dobromira Sośnierza, Posła niezrzeszonego do Parlamentu Europejskiego przez: Fundacja Ośrodek Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego, przy współpracy z ekspertami Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, Bruksela 2019.