Zdaniem jednego z komentatorów tvp.info, który opowiadał o kulisach spotkania Marii Kiszczak z szefem IPN, wdowa po szefie komunistycznej bezpieki zachowywała się dziwnie, „tak jakby nie zdawała sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje jej działania”. Kobieta chciała… sprzedać Instytutowi dokumenty będące wcześniej w posiadaniu jej męża. Z kolei syn Kiszczaków, Jarosław, broni matki zapewniając, że „to nie była żadna sprzedaż, tylko weryfikacja dokumentów”.
Zanim we wtorek, 16 lutego, doszło do spotkania Marii Kiszczak z prezesem IPN, już na przełomie stycznia i lutego wdowa po szefie komunistycznych służb kontaktowała się z Instytutem. Mogło być to związane z medialnymi doniesieniami o planowanej debacie między Lechem Wałęsą a historykami i publicystami uważającymi, że pod pseudonimem TW „Bolek” kryje się właśnie były prezydent. Do debaty ostatecznie nie doszło, odwołał ją jej inspirator – Wałęsa.
Wesprzyj nas już teraz!
– Przedstawiła się i powiedziała, że ma ważną sprawę do prezesa. Nie chciała jednak powiedzieć, o co chodzi. Zostawiła swoje namiary. Niedługo po tym skontaktował się z nią mec. Maciej Łuczak, doradca prezesa, ale nie chciała z nim rozmawiać. W związku z tym wyznaczono termin spotkania z prezesem na 16 lutego – powiedział w rozmowie z tvp.info pracownik IPN.
W spotkaniu, które odbyło się 16 lutego udział wzięli prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński, dyrektor Biura Prezesa IPN Krzysztof Persak, mec. Maciej Łuczak oraz Maria Kiszczak. W opinii rozmówcy tvp.info kobieta była spokojna i już na początku przedstawiła cel swojej wizyty – sprzedaż dokumentów, które posiadał jej zmarły mąż. Miała oczekiwać za nie gratyfikację wysokości 90 tys. zł.
– Zachowywała się bardzo dziwnie. Tak jakby nie zdawała sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje jej działania. Jakby nie widziała niczego podejrzanego w tym, że jej mąż ukrywał dokumenty peerelowskich służb – powiedział o kulisach spotkania jeden z rozmówców tvp.info.
Wkrótce po spotkaniu do domu Marii Kiszczak udali się pracownicy IPN w asyście policji, by zabezpieczyć materiały, które powinny znajdować się w Instytucie, a nie prywatnym domu. Niewykluczone, że wkrótce dojdzie do kolejnych przeszukań. Tymczasem zdaniem Jarosława, syna Kiszczaków „to nie była żadna sprzedaż, tylko weryfikacja dokumentów”.
Źródło: tvp.info
MWł