25 października 2019

Marihuana – popiera ją Soros i… niektórzy „prawicowcy”

(FOT.: Niccolò Caranti [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)] + Julia Teichmann (pixabay.com))

Postulat legalizacji „rekreacyjnej” marihuany cieszy się w Polsce coraz większą sympatią – także wśród polskich turbowolnościowców. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę wychowawcze funkcje prawa, to zdamy sobie sprawę, że legalizacja w Polsce tego narkotyku zwiększy jego akceptację. Tymczasem „rekreacyjne” palenie tak zwanej trawki zwyczajnie sprzeciwia się etyce!

 

„Już odlatuję na małej chmurce pstrej świetnie się czuję wszystko jest już OK.

Wesprzyj nas już teraz!

Ziemia się kręci zginął pod ławą chmur Waszej niechęci wielki kamienny mur

A, ha, a, ha, a, ha ten wasz mur

Już odlatuję wszystko mi jedno gdzie

Niech ktoś spróbuje na górze złapać mnie

A, ha, a, ha, a, ha, złapcie mnie” – śpiewał zespół „Lady Pank” w piosence „Chmurka”. Przez lata marihuana stanowić miała symbol wolności, swobody, pewnego luzu – niczym w tej piosence. Zielony listek kojarzył się też z pewną egzotyką. Trudno tu o lepszy symbol niż wizerunek Boba Marleya z kolorowymi dredami. Wizerunek ów trafiał do klubów, akademików, pod strzechy wreszcie.

 

„Wolnościowa” symbolika działała kusząco – zwłaszcza na młodych. Sama z siebie jednak nie wystarczyła. Niezbędna stała się jeszcze gra na najpotężniejszym instrumencie w dziejach. Na emocjach. Do tego zaś celu trudno wyobrazić sobie coś lepszego niż wizerunek małego, bezbronnego i cierpiącego dziecka. Cierpiącego – gdyż źli dorośli nie dali mu trawki (do celów leczniczych oczywiście!). Ten właśnie wizerunek, akcentujący lecznicze walory marihuany wykorzystano – jak twierdzi Jakub Jałowiczor [wiara.pl] w celu przekonania do swych racji.

 

Bo dziecko cierpi

Zdaniem Jałowiczora „zamiast dowodów, dostajemy historie o chorych, którzy nie mogą się doprosić pomocy, stawiające przeciwników legalizacji w sytuacji szantażu moralnego. Medyczna marihuana ci się nie podoba? No to nie chcesz pomóc chorym dzieciom – do tego sprowadza się przekaz. Na potrzeby kampanii stworzono pojęcie narkofob. I – co ciekawe – raz słyszymy, że leki z marihuany nie mają nic wspólnego z zażywaniem narkotyków, a raz, że politykę narkotykową trzeba zmienić”.

 

Pomijając już wątek gry na emocjach warto pamiętać, że w sprawę ocieplania wizerunku marihuany i jej legalizację zaangażowane są niemałe pieniądze. Należą one choćby do George’a Sorosa. Jak zauważył na łamach „Rzeczpospolitej” („Plus Minus”) Jeremi Zaborowski [20.02.2016] „w ciągu ostatnich kilkunastu lat miliarder wydał co najmniej kilka milionów dolarów na kampanie przed referendami stanowymi w sprawie legalizacji marihuany – to dzięki jego pieniądzom stan Massachusetts zezwolił w 2008 r. na posiadanie na własny użytek do 28 gramów narkotyku”.

 

Miliarder nie kryje się ze swymi przekonaniami. Należy wszak do Drug Policy Alliance – organizacji dążącej do legalizacji marihuany.

 

Zmiana opinii publicznej                                  

O skuteczności pro-marihuanowej retoryki świadczą badania opinii publicznej. Na przykład 22 października Instytut Gallupa [news.gallup.com] podał, że 66 proc. Amerykanów popiera legalizację konopi. Co ciekawe, chodzi tu o swego rodzaju porozumienie ponad podziałami. Wszak jeszcze w 1969 roku jedynie 12 proc. Amerykanów popierało legalizację „trawki”. W latach 70. XX stulecia konopiom przybyło sympatyków, jednak potem trend ten się zatrzymał. Stopniowy wzrost poparcia dla legalizacji marihuany nastąpił ponownie od 2000 roku, a w 2013 roku zwolennicy legalizacji znaleźli się już w większości. Co ciekawe, chodzi tu o swego rodzaju porozumienie ponad podziałami. Wszak w 2018 roku legalizację „rekreacyjnej” marihuany poparło 53 proc. Republikanów, 75 proc. Demokratów i 71 proc. niezwiązanych z żadną partią polityczną.

 

Tymczasem nad Wisłą poparcie dla konopi okazuje się niewiele niższe – w każdym razie według badania przeprowadzonego przez Fundację Batorego. Jak pokazują wyniki, 58,4 proc. Polaków opowiedziało się za legalizacją narkotyku [wirtualnemedia.pl].

 

I zmiana prawa

Marihuana pozostaje legalna w Urugwaju, a w pewnym sensie także w Holandii. Z kolei w Kanadzie rząd pozwolił na wykorzystanie używki do celów „rekreacyjnych” (w październiku 2018 roku). W Stanach Zjednoczonych medyczna marihuana jest dostępna zgodnie z prawem w 33 stanach, zaś marihuana „rekreacyjna” – w 11.

 

Legalność marihuany sprzyja biznesowi. Według Brightfield Group sektor legalnej marihuany wzrośnie z 7,7 do 31,4 miliardów między 2017 a 2021 rokiem. Szacunki mówią, że do 2021 amerykański rynek osiągnie wartość 18,1 miliarda dolarów, zaś kanadyjski 8,9 miliarda. Impetu dodała tu legalizacja. „Canadian Cannabis Index” (ukazujący cenę związanych z marihuaną papierów wartościowych) wzrósł o 201 proc. między styczniem 2017 a styczniem 2018 – zauważa Jeff Desjardins [visualcapitalist.com].

 

W Polsce apteki sprzedają już leczniczą marihuanę (legalną od listopada 2017), co może jawić się jako uzasadnione. Problem stanowią jednak niejasne przepisy w tej materii. W efekcie w wielu aptekach „zioła” i tak kupić nie można. Zresztą realizacja ustawy pozostawia wiele do życzenia. Pojawiają się wręcz głosy, że ustawa służy bardziej narkomanom niż chorym – zauważa Dziennik Gazeta Prawna [20.02.2016].

 

Marihuana a utylitaryzm

Choć promotorzy marihuany odnoszą sukcesy, to ich działania jawią się jako co najmniej trudne do uznania z etycznego punktu widzenia. Jeśli weźmiemy pod uwagę dominujące we współczesnej etyce szkoły: utylitaryzm, deontologizm i etykę cnót, okaże się, że w gruncie rzeczy na podstawie żadnej z nich nie da się wyprowadzić skutecznej argumentacji za „trawką”.

 

Zacznijmy od utylitaryzmu głoszącego – w uproszczeniu – konieczność przyjemności i minimalizowania cierpienia. Wiele spośród zysków płynących z legalizacji marihuany ma charakter ekonomiczny. Należą do nich z pewnością korzyści dla firm i inwestorów – wspomniane już zresztą w tym tekście. Do tego dochodzą korzyści dla budżetu państw wynikające z ograniczenia szarej strefy i tym samym zwiększenia bazy podatkowej. Co zaś z aspektami psychologicznymi? Marihuana zapewne na krótką metę poprawia samopoczucie, a jej szkodliwość wydaje się niewielka. Zwolennicy legalnych konopi lubią też podkreślać, że „trawka” nie wywołuje fizycznego uzależnienia, lecz co najwyżej uzależnienie psychiczne. To ostatnie zaś obejmuje wszystko, co aktywuje w mózgu układ nagrody (pozwala odczuwać przyjemność). Z tego punktu widzenia zakaz marihuany jawi się jako równie uzasadniony, co zakaz jedzenia czekolady czy słuchania muzyki. Pojawiają się nawet badania mówiące o zmniejszeniu konsumpcji marihuany w pewnych grupach (amerykańscy nastolatkowie) po jej legalizacji – niewykluczone, że wskutek wzrostu ceny (chodzi o badania opublikowane w „Jama Pediatrics” w 2019 roku; rp.pl).

 

Jednak pojedyncze badania to zbyt mało. Trudno rozciągać je na wszystkie grupy społeczne. Obawa, że na dłuższą metę legalizacja zwiększy użycie, pozostaje uzasadnione, przynajmniej jeśli chodzi o Polskę. Tu „rekreacyjna” marihuana wciąż uchodzi zazwyczaj za sprzeczną ze społecznymi normami, co raczej działa odstraszająco na większość praworządnych obywateli. Legalizacja stanowiłaby nagły impuls do zmiany postrzegania konopi, jako czegoś obcego kulturowo i niebezpiecznego.

 

Warto zwrócić uwagę na szkodliwość marihuany – często negowaną przez jej zwolenników. Amerykański instytut zajmujący się przeciwdziałaniem nadużywania narkotyków [drugabuse.gov] zauważa, że marihuana powoduje pogorszenie problemów z oddychaniem, nadmierne przyspieszenie bicia serca, wzrost bezsenności i wymiotów. Niekiedy użycie szkodzi innym ludziom – i to w bezpośredni sposób. Chodzi o dzieci młodych kobiet po przygodach z konopiami indyjskimi. Co więcej, palacze marihuany częściej, niż pozostali, skarżą się na mniejszą satysfakcję z życia, problemy ze zdrowiem fizycznym i psychicznym oraz trudności w relacjach. Zażywanie narkotyku wiąże się z częstszą nieobecnością w pracy, wyrzucaniem ze szkoły oraz rzadszym odnoszeniem sukcesów szkolnych i zawodowych.

 

Czy zaś marihuana stanowi inicjację do zażywania innych narkotyków? Istnieją badania przeprowadzone na zwierzętach pokazujące, że używanie obecnego w marihuanie THC zmienia sposób, w jaki mózgi reagują na inne narkotyki. Sugeruje to, że palenie konopi indyjskich może okazać się wstępem do innych narkotyków. Gwoli sprawiedliwości należy jednak zaznaczyć, że większość osób używających marihuanę nie przeszła następnie do korzystania z tzw. twardych narkotyków.

 

Koniec końców uzasadnienie marihuany z utylitarnego punktu widzenia jawi się jako – co najmniej – wątpliwe. Negatywne skutki zdrowotne uznać należy natomiast jako ważniejsze od korzyści ekonomicznych. Zresztą na dłuższą metę chorzy staną się mniej wydajni w pracy i obciążą budżet oraz służbę zdrowia.

 

Etyka cnót

Legalizację marihuany trudno również pogodzić z wywodzącą się od Arystotelesa etyką cnót, nakazującą działać w sposób rozwijający charakter – a w szczególności cnoty roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania. Zażywanie narkotyków zwiększa może chwilową przyjemność, jednak prowadzi do uzależnienia – stanowiąc zaprzeczenie cnoty umiarkowania. Stan narkotyczny prowadzi także do osłabienia pracy mózgu, co kłóci się z cnotą roztropności. Nieprzypadkowo w języku angielskim na marihuanę mówi się „dope” – zauważa portal debatingeurope.eu. Słowo to oznacza zarówno środek odurzający, jak i „palanta”, „idiotę” etc. Nie każdy stosujący marihuanę to idiota, jednak jej używanie sprzyja zidioceniu. Używając pojęć klasycznych: sprzeciwia się cnocie roztropności.

 

Konopie a zakaz zabijania

Co jednak, jeśli uznamy etykę deontologiczną, nakazującą poszanowanie godności człowieka i bezwzględnie wykluczającą zabójstwo i czyny zbliżające do niego? Trudno sobie wyobrazić, by dało się z nią pogodzić zażywanie uzależniającej substancji psychoaktywnej (dotyczy to także innego typu używek). Wydaje się, że z takiego właśnie zasadniczego przekonania wychodzą twórcy Katechizmu Kościoła katolickiego. „Używanie narkotyków wyrządza bardzo poważne szkody zdrowiu i życiu ludzkiemu. Jest ciężkim wykroczeniem, chyba że wynika ze wskazań ściśle lekarskich. Nielegalna produkcja i przemyt narkotyków są działaniami gorszącymi; stanowią one bezpośredni współudział w działaniach głęboko sprzecznych z prawem moralnym, ponieważ skłaniają do nich” – czytamy w kanonie 2291.

 

Legalizacja używania konopi indyjskich do celów „rekreacyjnych” – czytaj: narkomańskich – stanowi zatem drogę prowadzącą ku przepaści. Aż dziw bierze, że nawet wśród osób uznających się za prawicowców, legalizacja tej obcej kulturowo używki cieszy się taką popularnością.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij