Jego charyzmatycznymi mowami zachwycał się niejeden patriotycznie nastawiony internauta. W pewnym momencie dołączył do grona najczęściej cytowanych „prawicowych youtuberów” w Polsce. Poruszał liczne tematy, spośród których wiele można zakwalifikować jako kontrowersyjne – irytował nimi zarówno lewicę jak i część prawicy. Wielu zastanawiało się kim jest „Aleksander Jabłonowski”. Wydaje się, że teraz maski opadły ostatecznie.
Polityka międzynarodowa, Ukraina i Ukraińcy, Rosja, Syria i Bliski Wschód, historia Polski oraz bieżąca polityka, w tym aktywność narodowców. Do kwestii poruszanych przez stale zyskującego popularność na YouTube Wojciecha Olszańskiego (ukrywającego się pod pseudonimem „Aleksander Jabłonowski”) dołączył temat Kościoła oraz prymasa Polski arcybiskupa Wojciecha Polaka. Stylizujący się na narodowca (a nawet partyzanta NSZ!) internetowy komentator w grubiańskich słowach ujawnił, co tak naprawdę myśli o katolicyzmie, a jako „lek” na potencjalne niedociągnięcia współczesnej hierarchii zaproponował… schizmę. Do tej mieszanki lewackich poglądów dorzucił jeszcze próbę skłócenia z Kościołem jednego z polskich środowisk patriotycznych.
W filmowym materiale z 22 października Olszański komentuje dwie kwestie: wywiad metropolity gnieźnieńskiego dla „Tygodnika Powszechnego” oraz tegoroczne hasło Marszu Niepodległości.
Wesprzyj nas już teraz!
Już początek wypowiedzi youtubera wzbudza niesmak, bowiem mówiąc o losach dawnego Pałacu Prymasowskiego zwrócił uwagę na zabijanie w tamtym miejscu biskupów podczas insurekcji kościuszkowskiej (nieopodal stracono w 1794 biskupa Józefa Kazimierza Kossakowskiego, później zaś zrewoltowany warszawski motłoch zabił biskupa Ignacego Jakuba Massalskiego). Taki wstęp do dzielenia się swoją opinią na temat prymasa Polski wzbudza określone emocje – nastawia odbiorcę przeciw duchowieństwu poprzez budowanie przekonania o Kościele jako wrogu wolnej Polski (Olszański nie odnosi się w żaden sposób do lewicowo-rewolucyjnych przekonań Kościuszki i oświeceniowych aktywistów).
Dalej było już tylko gorzej. Samozwańczy „autorytet” od spraw wszelakich sugeruje bowiem – co w środowiskach nacjonalistycznych może być potraktowane jako poważny zarzut – że arcybiskup Polak nie musi być narodowości polskiej oraz mówi o prymasie per „pan Polak”, co jest typowym zachowaniem zagorzałych antyklerykałów. Skąd ta wrogość rzekomego patrioty do hierarchy? Z powodu wywiadu udzielonego przez metropolitę gnieźnieńskiego „Tygodnikowi Powszechnemu”, w którym arcybiskup mówi o braku zgody na uczestnictwo kapłanów w manifestacjach przeciwko przyjmowaniu imigrantów.
W wypowiedzi antyklerykalnego – jak się okazuje – youtubera brakuje zrozumienia dla autorytetu, na którym opiera się Kościół. Nie ma również szacunku dla kapłana. Jest za to dużo pychy. Olszański najpierw sugeruje, że Pan Bóg odebrał prymasowi rozum, a następnie niemal mu grozi mówiąc: a spróbuj Ty arcybiskupie jakiegoś księdza suspensować, a spróbuj, to zobaczysz co się potem stanie. W całym nagraniu Olszański korzysta zresztą ze słów, jakich przyzwoity człowiek w ogóle nie używa. Pychę przejawia natomiast także słowami niejako uzurpującymi sobie prawo do… zarządzania Kościołem: Ty mi będziesz księży straszył? – mówi do prymasa Polski Wojciech Olszański.
Oczywiście nie każde słowa katolickiego hierarchy są dla wiernych wiążące, szczególnie gdy nie dotyczą spraw wiary. Nie z każdą opinią musimy się także zgadzać. Nie ma jednak żadnego wytłumaczenia dla pogardy, jaką Olszański przejawia wobec prymasa, któremu szacunek należy się jako człowiekowi oraz jako kapłanowi Kościoła katolickiego, Kościoła założonego przez Pana Jezusa. Nawet jeśli w jakiejś sprawie głęboko się myli.
Tymczasem w jednym nagraniu Olszański nie tylko brutalnie traktuje arcybiskupa, ale także krytykuje – równie kloacznym językiem – hasło tegorocznego Marszu Niepodległości: My chcemy Boga!
Zdaniem człowieka, którego regularnie słucha kilka tysięcy ludzi, pod takim zawołaniem maszerować mogą jedynie… „bezzębne dziadki”. Słowa z pięknej pieśni katolickiej (stanowiącej swego czasu hymn Państwa Kościelnego jako Noi vogliam Dio, Vergine Maria) to dla Olszańskiego „hasło dla wyższych intelektualistów, oświeconych starszych capów” z hemoroidami, gdy tymczasem – jak twierdzi samozwańczy autorytet – narodowcy powinni mówić o śmierci wrogów oraz „rąbać i podpalać” dla kraju.
„Jabłonowski” straszy nawet organizatorów Marszu Niepodległości rezygnacją „wielu zacnych ludzi” z udziału w imprezie. Których? Tego Olszański nie precyzuje. Niewykluczone więc, że owa „zacna” grupa to jedynie wytwór jego wyobraźni, podobnie zresztą jak teza o starej genezie zawołania „Bóg, Honor, Ojczyzna” (tak naprawdę jest ona dwudziestowieczna; wcześniej stosowano frazę z czasów napoleońskich, nieposiadającą odwołania do Stwórcy: Honor i Ojczyzna). Youtuber grozi nawet narodowcom, że wybór hasła „My chcemy Boga” zaowocuje zwołaniem innych, równoległych marszów, a nawet kontrmarszów i antymarszów. Co ciekawe, kiedyś w ten sposób zablokować Marsz Niepodległości próbowali… lewacy z anarchistycznej Antify.
Następnie Olszański przechodzi do atakowania św. Jana Pawła II za kontakty ze społecznością żydowską oraz porównywania papieża-Polaka do… ks. Lemańskiego. Ostatecznie mozolnie konstruowana miesiącami maska prawicowca spada z „Jabłonowskiego” w chwili, gdy proponuje – zwracając się także do kapłanów – stworzenie „kościoła narodowego”, a więc de facto schizmę, odłączenie się od Kościoła katolickiego.
Zerwanie ponad tysiącletniego związku Polski z Rzymem to odpowiedź Olszańskiego na słowa prymasa, które wśród niektórych wiernych nie wywołały entuzjazmu oraz na wyrażane przez „Jabłonowskiego” niesprecyzowane zastrzeżenia do papieża Franciszka. Zamiast katolickiej tradycji uosabianej także poprzez hasło „My chcemy Boga” youtuber woła: „My chcemy wielkiej narodowej wolnej Polski”. A gdzie tu miejsce dla Stwórcy?
Miejsca dla Boga w czystej doktrynie nacjonalistycznej oczywiście nie ma, gdyż to ubóstwiony naród zajmuje w niej pozycję należną tylko Panu Bogu. W takiej ideologii prawdziwy, rzymskokatolicki Kościół przestaje być potrzebny. Na jego miejscu pojawia się „kościół narodowy”, instytucja na poły świecka, która nastawiona jest na działanie korzystne dla państwa. Rozwój duchowy rodaków – jaki następować może tylko w oparciu o tradycyjnie interpretowane Pismo Święte oraz Sakramenty Święte, których jedynym szafarzem jest Kościół – zamiera. Rozwija się natomiast brutalna siła państwa, aparat przymusu i terror wobec niepokornych, na przykład wiernych prawdziwemu Kościołowi.
Nie przypadkiem doktryna protestancka łączona jest zarówno z pojawieniem się w Europie nacjonalizmów jak i totalitaryzmów. Co ważne: nie ma ona nic wspólnego z pojęciem narodu, gdyż narody – jak celnie zauważał prof. Feliks Koneczny – mogą rodzić się jedynie w cywilizacji łacińskiej, będącej „dzieckiem” katolicyzmu.
Zamiast prawdziwej Wiary i łask płynących z Sakramentów oraz ewangelicznego życia Olszański proponuje Polakom nieznaną w historii naszego narodu mieszankę państwowo-konfesyjną, którą swego czasu zaimplementowano w zachodnioeuropejskich krajach, gdzie zatriumfował protestantyzm. Jak dziś wyglądają Niemcy, ojczyzna rewolucjonisty Marcina Lutra? W jakim stanie moralnym jest Holandia, Anglia, Szwecja, Szkocja i inne kraje, gdzie na fali reformacji powołano do życia „kościoły narodowe”? W wielu z tych krajów głowa państwa nadal, mimo powszechnej laicyzacji i sekularyzacji życia publicznego, pozostaje głową „kościoła”. Nic jednak z tego faktycznie nie wynika, bowiem protestantyzm pozbawił i wciąż pozbawia wiernych (dziś powiedzielibyśmy raczej: obywateli) dostępu do sakramentalnych Łask i nadprzyrodzonej Prawdy, zaś państwa przewodniej idei, w której najważniejszym celem nie jest wielkość osiągana za wszelką cenę, a zbawienie – życie wieczne mieszkańców. Wielkość, pomyślność państwa jest w katolicyzmie środkiem, nie celem samym w sobie. Gdy natomiast patrzymy na narody przez pryzmat nacjonalitaryzmu, nic nie może nas powstrzymać przed grzeszeniem. Cel bowiem – zgodnie z tą doktryną – uświęca wszelkie środki. Można więc dla korzyści państwa i narodu niszczyć, rabować i mordować. Nawet z hasłem „Gott mit uns” (Bóg z nami) na sztandarach. Bóg jest jednak w tych warunkach traktowany przedmiotowo, a najważniejszym „bogiem” nacjonalizmu pozostaje naród.
Jeśli więc ktoś pogardza Kościołem hierarchicznym, bez zażenowania lży jednego z biskupów, w niewybrednych słowach krytykuje frazę „My chcemy Boga” użytą jako hasło patriotycznej manifestacji, próbuje zasiać sztuczny podział między narodowym środowiskiem i Kościołem, a na koniec proponuje zerwanie związków Polski z Rzymem, ten z pewnością nie może być traktowany przez katolika i polskiego patriotę jako osoba godna zaufania.
Strzeżmy się takich fałszywych proroków!
Michał Wałach