Od stycznia br. trwają masowe protesty w Izraelu. W czwartek setki tysięcy ludzie usiłowało zablokować główne arterie w Tel Awiwie. Demonstranci sprzeciwiają się reformie systemu sądownictwa, w tym Sądu Najwyższego. W czwartek policja aresztowała kilkadziesiąt osób. Jednocześnie trwają krwawe naloty na Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu, co spotkało się z ostrą reakcją szefa dyplomacji UE Josepha Borella. Szef izraelskiego rządu Benjamin Netanjahu, składając w tym czasie wizytę w Berlinie, zapewniał kanclerza i prezydenta Niemiec, że nie chce wprowadzać dyktatury.
Protestujący, głównie lewicowe środowiska, ale też wojskowi cały czas mobilizują opinię publiczną, podkreślając, że nie godzą się na radykalną zmianę systemu sądownictwa i ograniczenie uprawnień Sadu Najwyższego. Obawiają się cenzury, dyktatury i sądzenia przez międzynarodowe trybunały, a także poważnych perturbacji w handlu.
Rząd nie ugina się i nie spowalnia wysiłków legislacyjnych. Odrzucił także alternatywną propozycję reformy sądownictwa przedstawioną przez prezydenta Isaaca Herzoga w środę wieczorem.
Wesprzyj nas już teraz!
W czwartek aresztowano co najmniej 21 osób, w tym dwóch kierowców oskarżonych o rozpylanie gazu pieprzowego wobec demonstrantów, którzy blokowali drogę. W Tel Awiwie policja na koniach dwukrotnie usuwała demonstrantów, którzy przedarli się przez barykady na autostradę Ayalon.
Demonstranci wymachiwali flagami, śpiewali, tańczyli i skandowali: „Nie boimy się” i „Demokracja”, gdy byli rozpędzani przez funkcjonariuszy.
Policja – w przeciwieństwie do ubiegłego tygodnia – wstrzymała się od użycia – granatów ogłuszających. Jednocześnie poinformowała, że „zezwoli na wolność wypowiedzi i protestów pod warunkiem, że nie będą one obejmować zamieszek i przypadków przemocy sprzecznych z prawem”. Wszelkie „sprzeczne z prawem zachowania” mają być „traktowane z pełną surowością”.
Lider opozycji Yair Lapid oskarżył władzę o stosowanie przemocy wobec protestujących. Minister gospodarki Nir Barkat (Likud) obwinił zaś demonstrantów o rzucanie kamieniami w okna sali konferencyjnej, gdzie przebywał w czwartkowy wieczór w Kfar Saba. Minister ostrzegł, że „to może się skończyć rozlewem krwi”.
Shlomit Tassa – jeden z uczestników demonstracji w Tel Awiwie tłumaczył powód udziału w protestach: – Wybrany rząd przeprowadza legislacyjny nalot, który ma na celu przekazanie absolutnej władzy egzekutywie. Władza absolutna władzy wykonawczej bez kontroli i równowagi jest po prostu dyktaturą. I właśnie z tym walczymy.
Inny demonstrant Lior Alon mówił, że „jest jeszcze gorzej, niż nam się wydaje”. – Zmiana reżimu to pierwszy krok. Następnie nadejdą prawa religijne, które uczynią z tego kraju teokrację. Wtedy faszyści uciekną i podbiją arabskie wioski – mówił, trzymając izraelską flagę.
Protesty odbyły się również przed konsulatem USA i ambasadą brytyjską w Tel Awiwie. Demonstranci wzywali do wywierania presji na rząd.
Protestowali nawet mieszkańcy domu spokojnej starości Plaza w Tel Awiwie, trzymając transparenty z napisem: „Opór jest obowiązkiem”.
Na czele protestów w czwartek stanęli rezerwiści Izraelskich Sił Obronnych (IDF) – tak zwana koalicja „Brothers in Arms”. Jedna grupa weteranów marynarki wojennej zablokowała wejście do portu w Hajfie. Inna – założyła „centrum rekrutacji armii” przed ratuszem w ultraortodoksyjnym mieście Bnei Brak, mówiąc, że trzeba będzie rekrutować do armii ludność ultraortodoksyjną, skoro ma panować dyktatura. Dodali, że „bez demokracji nie ma armii ludowej”. Zablokowali też główną drogę w mieście.
W Rehovot demonstranci ustawili worki z piaskiem wokół miejscowego sądu, deklarując, że będą bronić sądy przed „atakami przestępców próbujących dokonać zamachu stanu”.
W czwartek wieczorem na placu Habima w Tel Awiwie zgromadziły się dziesiątki protestujących z pochodniami, skandując: „Demokracja”. Część udała się pod budynek ambasady USA.
Rządowy plan reformy pozwoli Knesetowi na uchylanie orzeczeń SN zwykłą większością głosów i odda wybór wszystkich sędziów w ręce polityków koalicyjnych. Przeciwnicy twierdzą, że osłabi to demokratyczny charakter państwa Izrael, usunie kluczowy element jego kontroli i równowagi oraz pozostawi mniejszości bez ochrony. Zwolennicy zaś mówią, że reforma jest konieczna ze względu na nadmierny aktywizm sędziowski.
Swój sprzeciw wyrazili prawnicy, ekonomiści, wojskowi, urzędnicy, naukowcy i służby bezpieczeństwa. Od stycznia trwają demonstracje. W całym kraju można spotkać się z zakłóceniami w podróżowaniu. Protesty mają miejsce także na międzynarodowym lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie i wokół niego. W środę po południu próbowano zakłócić lot premiera Netanjahu do Niemiec.
W ogólnokrajowym przemówieniu wygłoszonym w środę wieczorem prezydent Herzog ostrzegł przed „wojną domową” i „przepaścią”, jeśli nie uda się osiągnąć kompromisu w sprawie radykalnych zmian w sądownictwie. Opozycja żąda wstrzymania szybkich prac legislacyjnych nad pakietem reform.
– Ci, którzy myślą, że prawdziwa wojna domowa z ofiarami ludzkimi to granica, której nie przekroczymy, nie mają pojęcia, co się może wydarzyć – ostrzegał prezydent w swoim wystąpieniu. Zaznaczył, że nie dopuści do wojny domowej w 75. rocznicę powstania państwa Izrael.
Plan Herzoga poparli Arnon Bar-David, szef potężnej federacji związkowej Histadrut, oraz Dov Amitai, szef izraelskiej prezydencji organizacji biznesowych. Wezwali rząd do „powstrzymania chaosu gospodarczego i społecznego oraz przywrócenia nadziei” poprzez rozpoczęcie negocjacji w oparciu o ramy przedstawione przez prezydenta.
Bar-David ostrzegł, że jego związek, który w przeszłości przeprowadzał destrukcyjne strajki, nie będzie „stał bezczynnie”, jeśli rządowi nie uda się osiągnąć kompromisu.
W tym czasie, gdy w Izraelu trwały potężne demonstracje, Netanjahu składał państwową wizytę w Berlinie i zaprzeczał, że chce wprowadzić dyktaturę, o co go oskarża się.
Niemiecka kanclerz Olaf Scholz mówił, że „z wielkim niepokojem” obserwuje debatę dotyczącą reformy sądownictwa i wezwał do rozważenia planu Herzoga. Netanjahu zapewniał, że Izrael chce „pozostać liberalną demokracją”. Dodał, że obserwuje uważnie protesty, ale reforma jest konieczna.
Izrael zasygnalizował także szefowi unijnej dyplomacji Josepowi Borrellowi, że na razie nie jest mile widziany w Tel Awiwie z powodu swojego artykułu zamieszczonego na stronie „Project Syndicate”, gdzie obwiniał władze Izraela o brutalne ataki na Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu.
„Bycie uczciwym oznacza przyznanie, że ekstremizm rośnie po obu stronach. Masowe ataki i przemoc pochłaniają wiele istnień ludzkich” – napisał Borrell w „Project Syndicate”. „Przemoc ze strony izraelskich osadników na Zachodnim Brzegu – prawie zawsze bezkarna – w coraz większym stopniu zagraża życiu i źródłom utrzymania Palestyńczyków. Co więcej, izraelskie operacje wojskowe często powodują śmierć Palestyńczyków wśród cywilów, często bez skutecznej odpowiedzialności” – dodał.
Izraelski minister spraw zagranicznych Eli Cohen potępił te komentarze w rozmowie z Borrellem we wtorek – podało izraelskie MSZ.
Izrael – chociaż ma bliskie stosunki polityczne i gospodarcze z wieloma państwami europejskimi – różni się z UE w kwestii traktowania Palestyńczyków i rozbudowy izraelskich osiedli na Zachodni Brzegu, a także braku porozumienia pokojowego z Palestyńczykami, którzy są obecnie podzieleni między dwa rządy: uznaną na arenie międzynarodowej Autonomię Palestyńską, zarządzającą częściowo autonomicznymi strefami na okupowanym Zachodnim Brzegu i Hamas, islamską grupę bojowników, która rządzi Strefą Gazy.
Nowy rząd Netanjahu zdominowany przez ultranacjonalistów zapowiedział dalszą nielegalną rozbudowę osiedli na Zachodnim Brzegu, w których obecnie mieszka około 700 tys. Izraelczyków.
Przeciwko wypowiedzieli się nie tylko przedstawiciele UE, ale także Amerykanie.
W czwartek kanclerz Scholz wezwał Netanjahu do ponownego rozważenia kompromisu w sprawie reformy sądownictwa. Scholz przyznał, że „z wielkim niepokojem” obserwuje przebieg debaty w Izraelu i powiedział, że „jako przyjaciel Izraela ma nadzieję, że ostatnie słowo nie zostało powiedziane” w sprawie kompromisowych propozycji prezydenta Izaaka Herzoga.
Netanjahu spotkał się także z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem, który poruszał kwestię protestów w Izraelu i sprawę wojny na Ukrainie. Netanjahu był proszony o wykorzystanie swoich osobistych relacji z Władimirem Putinem w celu uregulowania konfliktu za naszą wschodnią granicą. Izraelski lider zaznaczył, że sprawa jest o tyle trudna, iż interesy są ważniejsze niż osobiste relacje. Obiecał jednak podjąć starania, by zakończyć wojnę i ograniczyć liczbę ofiar na Ukrainie.
Niemcy utrzymują bardzo dobre stosunki z Izraelem od dziesięcioleci, gdy – w ramach zadośćuczynienia za Holokaust – zobowiązały się do zachowania państwa izraelskiego. Kolejne niemieckie rządy po II wojnie światowej określały bezpieczeństwo narodowe Izraela jako kluczowy priorytet polityki zagranicznej.
Źródło: timesofisreal.com, thenationalnews.com, thearabweekly.com, news18.com
AS